[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bibliotekarzwyg³adzi³ dr¿¹c¹ stronicê i przesuwaj¹c po niej zrogowacia³y paznokieæod­szuka³ has³o:Czarodziciel, rz.(mityczne).Proto-mag, brama, które magia nowa wkracza doœwiata tego¿, mag nie ograniczony przez mo¿liwoœci cia³a swego, ani tezPrzeznaczenie, ni Œmieræ.Zapisano, ze ¿yli kiedyœ czarodziciele w m³odoœciœwiata, lecz byæ ich ju¿e nie mo¿e i b³ogos³awione to Losu zrz¹­dzenie,Czarodzicielstwo bowiem, nie bêd¹c ludziom przeznaczonym, powro­tem swym doKoñca Œwiata tego niechybnie by doprowadzi³o.Gdyby Stwórca chcia³, by ludziebyli niczym Bogowie, da³by im skrzyd³a.PATRZ RÓWNIE¯: Apokralipsa, legenda oLodowych Gigantach, tako¿ Podwie­czorek Bogów.Bibliotekarz sprawdzi³ odwo³ania, wróci³ do pierwszego has³a i przez d³ugi czaswpatrywa³ siê w nie ciemnymi oczami.Potem od³o¿y³ ksi¹¿kê na miejsce, wpe³z³pod biurko i naci¹gn¹³ sobie dy­wan na g³owê.Jednak na galerii minstrelów nad G³Ã³wnym Holem Carding i Spelter obserwowaliwydarzenia w ca³kiem innym nastroju.Stoj¹c tak obok siebie, wygl¹dali niemal dok³adnie jak licz­ba 10.- Co siê dzieje? - zapyta³ Spelter.Mia³ za sob¹ bezsenn¹ noc i nie myœla³ zbytjasno.- Magia nap³ywa do Uniwersytetu - odpar³ Carding.- To w³a­œnie oznaczaczarodziciel.Kana³ dla magii.Prawdziwej magii, mój ch³opcze.Nie tej smêtneji zu¿ytej, jaka musia³a nam wystarczaæ przez ostatnie kilka wieków.To œwit.e.- Nowego, hm, œwitu?- W³aœnie.Czas cudów, ten, no.- Anus mirabilis?Carding zmarszczy³ czo³o.- Tak - przyzna³ po chwili.- Przypuszczam, ¿e w³aœnie coœ takiego.Potrafiszdobieraæ s³owa,- Dziêkujê, bracie.Starszy z magów zignorowa³ tê poufa³oœæ.Opar³ siê na rzeŸbionej porêczy iobserwowa³ magiczne efekty w dole.Odruchowo siêgn¹³ do kapciucha z tytoniem,ale cofn¹³ d³oñ.Uœmiechn¹³ siê, pstrykn¹³ palcami i zapalone cygarozmaterializowa³o mu siê w ustach,- Od lat mi to nie wychodzi³o - westchn¹³.- Wielkie zmiany, mój ch³opcze.Onijeszcze tego nie rozumiej¹, ale nadszed³ koniec Obrz¹dków i Stopni.By³ytylko.systemem racjonowania.Nie bêd¹ ju¿ potrzebne.Gdzie ch³opak?-Jeszcze œpi.- zacz¹³ Spelter.- Tu jestem - oznajmi³ Coin.Sta³ w przejœciu prowadz¹cym do kwater starszych magów.Trzy­ma³ w rêkuoktironow¹ laskê, pó³tora ra¿¹ wy¿sz¹ od siebie.Cienkie ¿y³ki ¿Ã³³tego ogniajarzy³y siê na czarnej matowej powierzchni, tak ciemnej, ¿e przypomina³arozciêcie w rzeczywistoœci œwiata,Spelter poczu³, ¿e spojrzenie z³ocistych oczu przenika go, jak gdybynajskrytsze myœli wyœwietla³y siê na wewnêtrznej stronie czaszki.- Ach - zawo³a³ g³osem, który uwa¿a³ za weso³y i przyjazny, ale któryprzypomina³ raczej œmiertelny rechot.Po takim pocz¹tku sytuacja mog³a siêtylko pogorszyæ.I rzeczywiœcie.- Widzê, ¿e, hm, wsta³eœ - powiedzia³.- Drogi ch³opcze - doda³ Carding.Coin zmierzy³ go przeci¹g³ym, lodowatym spojrzeniem.- Widzia³em ciê wczoraj - oœwiadczy³.- Czy jesteœ potê¿ny?- Tylko trochê - zapewni³ pospiesznie Carding, pamiêtaj¹c o sk³onnoœciachch³opca, by magiê traktowaæ jak grê na œmieræ i ¿ycie w kulki.- Ale zpewnoœci¹ nie tak potê¿ny jak ty.- Czy zostanê mianowany nadrektorem, jak chce moje prze­znaczenie?- Ale¿ oczywiœcie.Bez w¹tpienia.Czy mogê obejrzeæ twoj¹ la­skê? Bardzointeresuj¹ce rzeŸbienia.Wyci¹gn¹³ pulchn¹ d³oñ.W ka¿dym przypadku by³oby to wstrz¹saj¹ce naruszenie ety­kiety.¯aden mag bezwyraŸnego przyzwolenia nie powinien nawet myœleæ o dotykaniu laski innego maga.Jednak s¹ ludzie, którzy nie wierz¹, by dzieci by³y do koñca ludŸmi.S¹dz¹, ¿ew stosunku do nich funkcjonowanie zwyk³ych dobrych manier ulega zawieszeniu.Palce Cardinga objêty czarn¹ laskê.Zabrzmia³ dŸwiêk, który Spelter raczej wyczu³ ni¿ us³ysza³, a Cardingprzelecia³ przez ca³¹ galeriê i uderzy³ o œcianê z odg³o­sem worka smalcuspadaj¹cego na chodnik.- Nie rób tego - powiedzia³ Coin.Odwróci³ siê i spojrza³ po­przez poblad³egoSpeltera.- Pomó¿ mu wstaæ - doda³.- Chyba nie odniós³ wiêkszych obra¿eñ.Kwestor podbieg³ do œciany i pochyli³ siê nad dysz¹cym ciê¿ko Cardingiem,którego twarz przybra³a dziwn¹ barwê.Poklepa³ go po rêku [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •