[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zachwia si wprzód ani w ty.Wród jode wokó nich zawodzi dziko wiatr.Przez sekund dojrza Juda stojcego na szczycie wiatroomu, a póniej starzecrozpocz wdrówk w dó.Jego ydki znikny, potem uda, biodra, pas.wiatoodbijao si chaotycznie od rozkoysanych gazi drzew po drugiej stronie.bariery.Bo tym przecie bya, nie ma sensu udawa.Barier.Louis take dotar na szczyt i przystan tam na moment.Praw stop opar ostare zwalone drzewo, nachylone pod ktem trzydziestu piciu stopni, lew naczym bardziej sprystym - pltaninie starych jodowych gazi? Nie patrzy wdó, by si przekona.Przerzuci tylko ciki worek na mieci z ciaem Churchaw rodku z prawej rki do lewej, wymieniajc go na lejszy szpadel.Unióstwarz, wystawiajc j na powiewy wiatru, i poczu, jak przepywa obok niego,odwieczny nurt, unoszcy mu wosy.By taki zimny, tak czysty.takniezmienny.Spokojnie, niemal nonszalancko, rozpocz wdrówk w dó.Raz ga, którasprawiaa wraenie grubej jak przegub rosego mczyzny, trzasna mu gonopod stop, lecz w ogóle si tym nie przej - i jego nog zatrzymaa druga,grubsza ga dziesi centymetrów niej.Louis niemal si nie zachwia.Pomyla, e wie ju, jak dowódcom kompanii podczas pierwszej wojny wiatowejudawao si spacerowa wzdu okopów pod cikim ogniem nieprzyjaciela,pogwizdujc Tipperary.To szalestwo, lecz sam fakt, e byo szalestwem,sprawia, e stawao si niewiarygodnie podniecajce.Szed na dó, patrzc wprost przed siebie na jasny krg latarki Juda.Jud statam, czekajc na niego.Wreszcie Louis dotar na dó i podniecenie wystrzelioz niego niczym pomie z dogasajcych wgli, podlanych nagle olejemopaowym.- Udao nam si - krzykn.Odoy opat i klepn Juda w rami.Pamita,jak w dziecistwie zosta wyzwany i musia przekroczy nasyp kolejowy.Pamita, jak wspina si na jabonk, a do najwyszego rozwidlenia, gdziekoysa si na wietrze jak na bocianim gniedzie na statku.Od dwudziestu latnie czu si ju tak mody i tak przejmujco ywy.- Jud, udao nam si!- A sdzie, e si nie uda? - spyta Jud.Louis otworzy usta, by co powiedzie - Nie uda si? Mamy cholerne szczcie,e si nie pozabijalimy! - ale natychmiast je zamkn.W istocie niekwestionowa tego.Nie od chwili gdy Jud zbliy si do wiatroomu.Niemartwio go te, jak wróc.- Chyba nie - rzek gono.- Chod, musimy doj w pewne miejsce.To niecae pi kilometrów.Szli.cieka rzeczywicie cigna si dalej.Miejscami zdawaa si bardzoszeroka, cho ruchome wiateko ujawniao niewiele.Po prostu czuo si wokóprzestrze i to, e drzewa cofny si dalej.Raz czy dwa Louis uniós gow iujrza przewitujce przez czarn pltanin gazi gwiazdy; raz co przebiegoprzez ciek przed nimi - wiato odbio si w zielonkawych oczach, którenatychmiast znikny.Innymi razy dróka zwaa si tak mocno, e krzewy zaczynay drapa sztywnymipalcami ramiona paszcza Louisa.Coraz czciej przerzuca z rki do rki woreki szpadel, lecz ból ramion nie ustpowa.Louis wpad w rytm marszu, rytm,który niemal go zahipnotyzowa.Bya tu moc, o tak, czu j.Pamita, ekiedy, w czasach gdy koczy liceum, razem z dziewczyn i jeszcze jedn parnapalili si trawki i skoczyo si na tym, e zaczli pieci si na koculepej gruntowej drogi nieopodal elektrowni.Nie siedzieli tam dugo; wkrótcedziewczyna Louisa oznajmia, e chce wraca do domu albo przynajmniej w innemiejsce, bo bol j wszystkie zby (to znaczy wszystkie z plombami, czyliwikszo).Louis cieszy si, e mog odjecha.Powietrze wokó elektrownisprawiao, e czu si zdenerwowany i zbyt pobudzony.Tu byo tak samo, tyle ewraenie byo mocniejsze i nawet przyjemniejsze.To byo.Jud zatrzyma si u podnóa dugiego zbocza i Louis wpad na niego.Starzec odwróci si ku niemu.- Jestemy ju prawie na miejscu - rzek spokojnie.- Nastpny kawaek trochprzypomina wiatroom.Musisz i prosto i bez wahania.Po prostu rób to, co ja,i nie patrz pod nogi.Czue, e schodzimy?- Tak.- To jest granica miejsca, które Micmacowie zwali Moczarami Maego Boga.Handlarze futer, którzy dotarli a tutaj, ochrzcili je Bagnem MartwegoCzowieka.Wikszo tych, którzy wydostali si z tych lasów, ju nigdy tu niewrócia.- Ruchome piaski?- Ano, mnóstwo ruchomych piasków.Cae strumienie wypywajce spomidzy zópiaskowych pozostawionych przez lodowiec.Zawsze nazywalimy je krzemionk,cho zapewne maj swoj nazw.Jud spojrza na niego i przez moment Louisowi wydao si, e w oczach starcadojrza co jasnego i niezbyt przyjemnego.w przebysk by silny i naadowanyniczym powietrze wokó elektrowni, tamtej, dawno minionej nocy.Louisowi tospojrzenie wydao si wyranie nieprzyjemne.A potem Jud poruszy latark i wyraz jego oczu uleg zmianie.- Jest tu wiele dziwnych rzeczy, Louis.Powietrze jest cisze.bardziejnaelektryzowane czy co w tym stylu.Louis wzdrygn si.- Co si stao?- Nic takiego - odpar.- Moesz tu zobaczy ognie witego Elma; marynarze nazywaj je bdnymiognikami.Przybieraj zabawne ksztaty, jednak to nic wielkiego.Jelidostrzeesz jakie ksztaty i nie spodobaj ci si, po prostu odwró wzrok.Moesz usysze te dwiki przypominajce gosy, ale to tylko nury napoudniu Wzgórza Widokowego.Dwik daleko si niesie.Jest dziwny.- Nury? - spyta z powtpiewaniem Louis.- O tej porze roku?- Ano - powtórzy Jud.Jego gos brzmia kompletnie beznamitnie, nic niedawao si z niego odczyta.Przez chwil Louis desperacko zapragn razjeszcze ujrze twarz starca.To spojrzenie.- Jud, dokd my idziemy? Co, do diaba, robimy na tym zadupiu?- Powiem ci, kiedy tam dotrzemy.- Jud odwróci si.- Uwaaj na kpy trawy.Znów ruszyli naprzód, przeskakujc z jednej szerokiej kpy na nastpn.Louisnie szuka ich.Stopy zdaway si automatycznie znajdowa bezpieczne miejscabez adnego wysiku z jego strony.Polizn si tylko raz: lewy but przebisi przez cienk warstewk lodu i zanurzy w zimnej, dziwnie olizgej stojcejwodzie.Cofn szybko stop i poszed dalej, podajc za podskakujcymwiatekiem latarki Juda.To taczce wiato wród drzew przywoaowspomnienie opowieci o piratach, które lubi czytywa w dziecistwie.liludzie wyruszajcy, by przy wietle ksiyca pogrzeba zote dublony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]