[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wówczas te¿ wylaz³ zkuchni irozwrzeszcza³ siê:– Œlepy jesteœ, czy jak?! Cholera! Zamoczy³eœ moje erwuchy! ¯eby ciê szlagtrafi³! Jakmog³em sp³odziæ takiego g³upiego syna! Ju¿ nawet znajomi pytaj¹: „Co siêdzieje, ten Jacek jesttaki g³upkowaty!” No, co tak stoisz i siê gapisz? Leæ po szmatê! Poproœ mamê,niech da ci jakiœrêcznik.Cz³owiek mo¿e wypruwaæ sobie ¿y³y, a przyjdzie taki idiota i ca³¹twoj¹ robotêzniszczy.No, leæ do kuchni! Nie stój i nie patrz jak wó³ na malowane wrota!Poszed³em i przynios³em œwie¿¹ œcierkê.Od ojca dochodzi³ zapach, poprzedzaj¹cyka¿d¹awanturê.Zapach, który czu³em jak pies.Zimna woñ nienawiœci.Zdawa³o mi siê,¿e przez jegousta przebiegaj¹ iskry i w³¹czy³ siê w nim straszny, elektryczny obwódzabijania.Wyciera³dok³adnie wodê i gard³owa³.– Jak mo¿na byæ a¿ takim kretynem? – zadawa³ pytanie wszystkim zmar³ym Somkom –jakmo¿na? Przecie¿ wie taki jeden z drugim, ¿e naprzeciw drzwi stoi stó³, wiêcdrzwi nale¿yotwieraæ ostro¿nie! Bo mo¿e na przyk³ad staæ tam matka z talerzem zupy alboktokolwiek.Alenie! On pcha te drzwi, jakby to by³ bydlêcy wagon i wlatuje do domu jak doknajpy! – Ojciecprzeniós³ zamoczon¹ teczkê z dokumentami i po³o¿y³ j¹ na bufecie pod œcian¹.Ajest to wynikzwyk³ej g³upoty, niczego wiêcej! Egoizmu! Bo nie mo¿na pomyœleæ, ¿e wokó³ ¿yj¹tak¿e inniludzie.¯e œwiat nie koñczy siê na czubku w³asnego nosa!– Jacek! – krzyknê³a mama z kuchni.– ChodŸ tutaj.Wynieœ wiaderko zeœmieciami, proszê.– Za chwilê – odpowiedzia³em g³osowi.Po tym, co sta³o siê na pla¿y, zni¿aniemnie dopos³ug domowych wyda³o mi siê rzecz¹ haniebn¹.Ojciec wyprostowa³ siê jakbokser w ringu,gotowy do walki.– S³ysza³eœ, o co matka prosi?!– Za chwilê – odpowiedzia³em hardo.– Dopiero wszed³em.– Zanios³eœ wêgiel ciotce, idioto?To zaczyna³o byæ groŸne.Od ciotki zale¿eliœmy wszyscy.– Nie.Ojciec wyczu³ mój lêk.– ChodŸ no tutaj.Powiem ci coœ.– Mów!– ChodŸ tutaj – powtórzy³ cicho.Widzia³em, ¿e wzbiera w nim pasja.Pasja,która by³aodpowiedzi¹ na to, ¿e mieszkaliœmy w piwnicy.Pasja, która wzbiera³a w nim odm³odoœci, gdywidzia³, ¿e œmieræ Miasta, jakim je pamiêta³, by³a nieodwo³alna i ¿e dlategonigdy ju¿ niepojedzie na obóz skautowski w szkockie góry ani nie bêdzie p³ywa³ ¿aglówk¹ poBodensee, anite¿ nie bêdzie móg³ ukryæ siê przed pasj¹ swego ojca Beno Somka w ma³ym domkuogrodnikaw ich ogródku, gdzie Œliwowie.Dlatego wo³a³ mnie ze z³oœliwym uœmiechem:– No, chodŸ.Powiem ci coœ mi³ego.– Jacuœ! – krzycza³a z kuchni mama, jakby wyczuwaj¹c sytuacjê.– ChodŸ,wyniesiesz tylkoto wiaderko!Od kuchni dzieli³y mnie dwa metry, lecz te dwa metry by³y oceanem.Gdybym uleg³matce,nigdy nie podniós³bym siê z ziemi.– Przyjdziesz tu wreszcie, kretynie?!– Za chwilê! Mówi³em przecie¿ – z a c h w i l ê!Sta³o siê to w jednej chwili.Mocna, miêsista rêka ojca uderzy³a mnie w prawypoliczek z si³¹œciany, zwalaj¹cej siê na mój bark.I ju¿ nie by³em tym samym Jackiem Somkiem.By³em ju¿zupe³nie kimœ innym!– Jak mog³eœ?! – cedzi³em wœciekle.– Ja siê nie dam praæ po pysku, jak jakiœœmieæ.Ja ciêchyba zabijê.Tak.– zdecydowa³em – zabijê.!Z t¹ myœl¹ wyskoczy³em na Wajdeloty.Pobieg³em, by och³on¹æ, nad staw ko³otorów.Zastanawia³em siê, jak to zrobiæ.Jedyne, co mi przychodzi³o do g³owy, tobagnet.Bagnet zeswastyk¹ na metalowej pochwie.Szeroki, pewny w dzia³aniu.Bagnet, maj¹cy, byæmo¿e, nasumieniu ju¿ kilka istnieñ ludzkich, znaleziony przez ojca nad Strzy¿¹ popijañstwie ch³opakówz Hitlerjugend.To by³o rozwi¹zanie.Po prostu go zabijê! W ka¿dym odezwaniu ojca, ka¿dej jegoreakcjiczuæ by³o wœciek³oœæ na moje „idiotyzmy”.Pewnego wieczora nakry³ mnie, jakstojê przedlustrem i dotykam opuszkami warg.By³a to szczególna chwila.– zadr¿a³em iprzez moje cia³oprzebieg³a iskra Patrzy³em we w³asn¹ twarz, ale jej nie widzia³em – w lustrzewidzia³em mójg³Ã³d i kocha³em go.Marzy³em wtedy, by tymi ustami móc dotkn¹æ innych warg, amój trodelszarpa³ siê w spodniach jak zwierzê na uwiêzi.I wtedy zobaczy³em w lustrzez³e, ironiczne oczyojca.– Ten b³azen jest chyba peda³em, bo ca³ymi godzinami wpatruje siê w lustro! Azapomina omyciu zêbów, dlatego œmierdzi mu z gêby! – krzycza³.I mama go wtedy niezabi³a!Przypomnienie tamtego wieczoru doda³o mi si³.Musia³em go zabiæ! Postanowi³emzrobiæ tozaraz.Wsta³em ze st³uczek browarowych butelek i poszed³em.Min¹³em bramêbocznicykolejowej nad stawem.Min¹³em Studio Rapsodyczne i restauracjê Lotos.Oczy mib³yszcza³y.Myœla³em o konsekwencjach.Najprawdopodobniej zamkn¹ mnie w zak³adziepoprawczym.Trudno.Nikt nie usprawiedliwi mnie za to, ¿e zabi³em ojca, bo kaza³ mi wynieœæœmieci!Okrzykn¹ mnie potworem! Trudno.„Wbijê mu nó¿ – do krzy¿a!” – cieszy³em siê.Gdyznalaz³em siê ko³o cukierni na rogu Gra¿yny, przed nosem wyrós³ mi milicjant.Mia³ dobr¹twarz ludzi, którzy zawsze maj¹ racjê i dla których wszystko jest proste.Wobectakich ludziby³em zawsze bezradny.Przygl¹da³ mi siê uwa¿nie.Nie by³o w jego wzrokuz³oœci, raczejtroska.– Poka¿ legitymacjê.Wygrzeba³em z kieszeni legitymacjê szkoln¹.– Gdzie mieszkasz, ch³opcze?Od roku przynajmniej nieznajomi mówili mi per „pan”.By³em wysoki i w¹s mi siêsypa³.Aten niem³ody milicjant mówi do mnie „ch³opcze”.Czu³em, jak opuszcza mniez³oœæ.Sprowadzi³mnie do prawdziwych rozmiarów.Odebra³ ca³¹ elektrycznoœæ.– Tutaj, zaraz za rogiem – odpowiedzia³em grzecznie cienkim g³osikiem.– To nie w³Ã³cz siê po ulicach.Ju¿ póŸno – nakaza³ ³agodnie.– I idŸ odrabiaælekcje!W drzwiach sutereny sta³ ojciec.Spotkaliœmy siê wzrokiem.By³ bezradny i niepotrafi³ mitego wyznaæ.– IdŸ, wynieœ wreszcie te œmieci! Widzisz, ¿e matka p³acze.– No jasne.Kilka dni po owej k³Ã³tni by³em w domu sam i eksperymentowa³em z frytkami.Frytki jada³osiê w restauracjach.By³y zaprzeczeniem naszej kuchennej codziennoœci.Pragn¹³em frytek jakjakiegoœ innego ¿ycia.Kartofle – to by³o to, co musia³em przynosiæ z piwnicy:œmierdz¹ce,pe³ne ³êtów, by³y, jak zapach naszego domu, tradycyjny, niezbyt dobry,nieunikniony.Frytkazaœ, o!, frytka – to by³o coœ zupe³nie innego! Gdy o tym myœla³em, nape³nia³amnie gorycz,jakby mi ktoœ frytki kiedyœ odebra³.Ewa Demarczyk wojowa³a z zastêpami niebieskimi, gdy struga³em ziemniaki, byzrobiæpierwsze w ¿yciu, niezale¿ne od jad³ospisu narodowego, frytki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •