[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak siê czujesz? - spyta³a Ginny Rona, który wpatrywa³ siê w³aœnie w resztkimleka na dnie pustego talerza z p³atkami, jakby powa¿nie zastanawia³ siê nadprób¹ utopienia siê w nich.- Po prostu jest podenerwowany - wyjaœni³ Harry.- Dobrze, to dobry znak.Tak myœlê, ¿e na egzaminach nigdy nie wypadasz dobrze,jeœli nie jesteœ trochê podenerwowany - oznajmi³a serdecznie Hermiona.- Czeœæ - odezwa³ siê niewyraŸny i senny g³os za ich plecami.Harry spojrza³ zasiebie: od sto³u Ravenclawu podesz³a do nich Luna Lovegood.Wielu ludzi gapi³osiê na ni¹, a kilkoro otwarcie œmia³o siê i wytyka³o palcami.Uda³o jej siêzdobyæ kapelusz w kszta³cie naturalnej wielkoœci lwiej g³owy, który osadzonyby³ teraz niepewnie na jej g³owie.- Kibicujê Gryffindorowi - powiedzia³a Luna wskazuj¹c niepotrzebnie nakapelusz.- Pos³uchajcie, co to robi.Siêgnê³a do góry i stuknê³a go swoj¹ ró¿d¿k¹.Kapelusz otworzy³ szeroko paszczêi wyda³ z siebie niesamowicie realistyczny ryk, który sprawi³, ¿e wszyscy ws¹siedztwie podskoczyli na swoich miejscach.- Dobre, co? - oznajmi³a radoœnie Luna - Chcia³am, ¿eby jeszcze prze¿uwa³ wê¿a,reprezentuj¹cego Slytherin, no wiecie, ale nie by³o czasu.W ka¿dym razie.powodzenia, Ronald!Odp³ynê³a dryfuj¹c ³agodnie.Nie otrz¹snêli siê do koñca z szoku spowodowanegokapeluszem Luny, kiedy w poœpiechu przyby³a Angelina w towarzystwie Katie iAlicji, której brwi na szczêœcie zosta³y przywrócone do normalnoœci przez pani¹Pomfrey.- Jak bêdziecie gotowi - powiedzia³a - idziemy prosto na boisko sprawdziæwarunki i przebraæ siê.- Bêdziemy tam za jakiœ czas - zapewni³ j¹ Harry.- Ron tylko musi zjeœæ jakieœœniadanie.Jednak po dziesiêciu minutach okaza³o siê jasne, ¿e Ron nie jest w stanie zjeœænic wiêcej i Harry pomyœla³, ¿e najlepiej bêdzie zabraæ go na dó³ do szatni.Kiedy podnieœli siê od sto³u, Hermiona te¿ wsta³a i chwytaj¹c Harry'ego zaramiê odci¹gnê³a go na bok.- Nie pozwól, by Ron zobaczy³, co jest na tych plakietkach Œlizgonów -wyszepta³a nalegaj¹co.Harry spojrza³ na ni¹ pytaj¹co, ale potrz¹snê³a tylko ostrzegawczo g³ow¹.Ronw³aœnie przycz³apa³ do nich, wygl¹daj¹c przy tym na zagubionego izdesperowanego.- Powodzenia, Ron - powiedzia³a Hermiona unosz¹c siê na palcach i ca³uj¹c go wpoliczek - Tobie te¿, Harry.Ron zdawa³ siê wracaæ trochê do siebie, kiedy szli przez Wielk¹ Salê.Zak³opotany dotkn¹³ miejsca na twarzy, w które poca³owa³a go Hermiona, jakbynie by³ do koñca pewien, co siê w³aœnie wydarzy³o.By³ zbyt rozkojarzony, byzauwa¿aæ cokolwiek doko³a siebie, ale Harry, kiedy przechodzili obok sto³uSlytherinu, rzuci³ zaciekawione spojrzenie na naszywki w kszta³cie korony.Itym razem uda³o mu siê zobaczyæ wyryte na nich s³owa:Weasley jest naszym królemZ nieprzyjemnym uczuciem, ¿e to nie mo¿e oznaczaæ nic dobrego, popêdzi³ Ronaprzez Salê Wejœciow¹ w dó³ po kamiennych stopniach na zewn¹trz, na lodowatepowietrze.Zmro¿ona trawa chrzêœci³a pod ich stopami, kiedy spieszyli w dó³ pochy³¹ ³¹k¹ wkierunku stadionu.Nie by³o w ogóle wiatru, a niebo mia³o per³owobia³y kolor,co oznacza³o, ¿e widocznoœæ bêdzie dobra, bez s³onecznego œwiat³a bij¹cegoprosto w ich oczy.Harry wskaza³ Ronowi te zachêcaj¹ce czynniki kiedy szli, alenie by³ pewien, czy Ron w ogóle s³ucha.Angelina przebra³a siê ju¿ i kiedy weszli t³umaczy³a coœ reszcie dru¿yny.Harryi Ron wci¹gnêli na siebie swoje szaty (Ron przez kilka minut próbowa³ zak³adaæswoje ty³ na przód, a¿ w koñcu Alicja zlitowa³a siê nad nim i podesz³a mupomóc), po czym usiedli, by pos³uchaæ przedmeczowych instrukcji.Gwar g³osów nazewn¹trz stawa³ siê coraz g³oœniejszy, jako ¿e nadci¹ga³ t³um wylewaj¹cy siê zzamku w kierunku boiska.- OK, w³aœnie siê dowiedzia³am o ostatecznym ustawieniu Slytherinu - oznajmi³aAngelina sprawdzaj¹c kawa³ek pergaminu.- Pa³karze z zesz³ego roku, Derrick iBole odeszli, ale wygl¹da na to, ¿e Montague zast¹pi³ ich raczej zwyk³ymigorylami, ni¿ kimœ, kto jakoœ szczególnie dobrze potrafi lataæ.Mowa o dwóchgoœciach, nazywanych Crabbe i Goyle, nie wiem zbyt wiele na ich temat.- My wiemy - odezwali siê razem Harry i Ron.- Có¿, jak dla mnie nie wygl¹daj¹ na doœæ bystrych, by rozró¿niæ jeden koniecmiot³y od drugiego - powiedzia³a Angelina chowaj¹c do kieszeni pergamin - ale zdrugiej strony zawsze siê dziwi³am, ¿e Derrickowi i Bole'owi udaje siê odnaleŸædrogê na boisko bez drogowskazów.- Crabbe i Goyle s¹ z tej samej gliny - zapewni³ j¹ Harry.S³yszeli setki kroków ludzi dosiadaj¹cych ³awek w miejscach dla widzów.Niektórzy œpiewali, chocia¿ Harry nie móg³ zrozumieæ s³Ã³w.Zaczyna³ czuæpodenerwowanie, ale wiedzia³, ¿e motyle w jego ¿o³¹dku s¹ niczym w porównaniudo Rona, który œciska³ swój brzuch i gapi³ siê znów wprost przed siebie zzaciœniêt¹ szczêk¹ i z poszarza³¹ blad¹ twarz¹.- Ju¿ czas - oznajmi³a Angelina œciszonym g³osem spogl¹daj¹c na zegarek.-Dalej wszyscy.powodzenia.Dru¿yna powsta³a, zarzucili na ramiê miot³y i wymaszerowali pojedynczymrz¹dkiem z szatni w oœlepiaj¹ce œwiat³o s³oneczne.Powita³ ich ryk dŸwiêków,poœród którego Harry wci¹¿ s³ysza³ to œpiewanie, chocia¿ by³o ono przyt³umioneprzez wiwaty i gwizdy.Dru¿yna Slytherinu sta³a ju¿ czekaj¹c na nich.Oni równie¿ nosili je srebrnenaszywki w kszta³cie korony [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •