[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mrok gêstnia³ i Daufin przekonywa³a siê, ¿eludzkie narz¹dy wzroku maj¹ drastycznie ograniczony zasiêg widzenia.Oczy jejnosicielki szczypa³y i ³zawi³y od ciemnego dymu i biegn¹c Ce-leste Street wposzukiwaniu pomocy nie widzia³a dalej ni¿ na trzydzieœci metrów w ka¿dymkierunku.Poprzez dym zbli¿a³y siê dwa œwiat³a.Daufin zatrzyma³a siê, ¿eby na niezaczekaæ.Us³ysza³a silnik: prymitywne urz¹dzenie napêdzie spalinowym, zwanesamochodem.Ale samochód, nie doje¿d¿aj¹c do miejsca, w którym sta³a, zwolni³,skrêci³ w prawoDaufin ujrza³a oddalaj¹ce siê szybko czerwone rozmazane plamy jego tylnychœwiate³.Ruszy³a za nim w pogoñ przez piaszczysty plac, gdzie ukrywa³a siêniedawno pod ochronn¹ pokryw¹ i spotka³a stworzenie ka¿¹ce siê nazywaæSier¿antem Denniso-nem.Celeste Street, kieruj¹c siê na wschód, przemknê³adruga para œwiate³, ale pojazd ten jecha³ zbyt szybko, by Daufin zdo³a³a godogoniæ.Bieg³a wiêc dalej za pierwszym samochodem i po chwili znowu zobaczy³aprzed sob¹ czerwone punkciki tylnych œwiate³.Samochód nie porusza³ siê ju¿,ale silnik wci¹¿ mrucza³.Podesz³a.Drzwiczki by³y otwarte, ale nikogo wpobli¿u nie dostrzega³a.Na ma³ym prostok¹ciku przymocowanym z ty³u samochoduwidnia³y literki: CADE-I.Samochód parkowa³ przed budowl¹ o potrzaskanychotworach œwietlnych - „oknach", tak siê tutaj nazywa³y - i otwartych na oœcie¿drzwiach.Zape³niony literami kwadrat nad wejœciem okreœla³ tê budowlê jakoSKLEP PRZEMYS£OWY W INFERNO.- Ktoœ siê tu w³ama³ - powiedzia³ Rick do Zarry.Stali w g³êbi sklepu.Rickznalaz³ latarkê z bateriami i kierowa³ teraz jej promieñ na gablotê, w którejwystawiano broñ paln¹.Szyba by³a st³uczona, a z oœmiu eksponowanych tupistoletów nie osta³ siê ani jeden.- Obrobili pana Luttrella.- Wskaza³ nastojaki, w których powinno tkwiæ szeœæ karabinów; zniknê³y wszystkie.K³Ã³dkirozbito siekier¹ albo maczet¹.Z pó³ek skradziono pude³ka z amunicj¹; w œwietlelatarki po³yskiwa³o tam tylko kilka zawieruszonych nabojów.- No to nici ze spluwy - mrukn¹³ Zarra.- Bierzmy lepiej dupy w troki i wynoœmysiê na drug¹ stronê mostu.- Zaczekaj.Pan Luttrell trzyma pistolet w swoim kantorku.-Rick pchn¹³ wahad³owe drzwi prowadz¹ce do magazynu na zapleczu.Zarra pod¹¿y³za œwiat³em.Kantorek by³ zamkniêty, ale Rick wywa¿y³ drzwi dwoma solidnymi kopniakami ipodszed³ do zawalonego papierzyskami biurka kierownika.Szuflady by³ypozamykane.Cofn¹³ siê do magazynu, znalaz³ pude³ko z kompletem œrubokrêtów iwróci³ do biurka.Zabrali siê z Zarr¹ do wywa¿ania kolejnych szuflad i wdolnej, pod plikiem postrzêpionych „Playboyów", znaleŸli pistolet kalibru 0.38z pude³kiem zapasowych nabojów.W klinice s³yszeli opowieœæ pu³kownika Rhodesao dwóch statkach kosmicznych i dwóch obcych istotach, z których jedna nazywa³asiê Daufin, a druga Stinger.Rick wci¹¿ jeszcze czu³ oœliz³e ³uski owijaj¹cegomu siê wokó³ szyi ogona tego drugiego stwora i za cholerê nie zamierza³ wracaædo Bordertown bez pistoletu.Kie³ Jezusa blad³ wobec si³y ognia smith &wessona.- Spadajmy st¹d, cz³owieku! - ponagli³ go nerwowo Zarra.-Masz ju¿ to, po coprzyszed³eœ!- Racja.Rick wyszed³ z kantorka.Zarra depta³ mu po piêtach.Minêli znowu drzwimagazynu i w tym momencie od przodu sklepu dobieg³ g³oœny trzask i klekot.Serca o ma³o im nie stanê³y.Zarra wyda³ cichutki jêk przera¿enia, a Rickb³yskawicznym ruchem odbezpieczy³ pistolet i zarepetowa³ go.Poœwieci³ wko³olatark¹, wodz¹c luf¹ za jej promieniem.Nikogo nie dostrzega³.Pewnie ktoœ, tak jak my, zakrad³ siê tu po broñ -pomyœla³.Mia³ tak¹ nadziejê.- Kto tu? - spyta³.Po lewej coœ siê poruszy³o.Przerzuci³ wi¹zkê œwiat³a w tamt¹ stronê, wkierunku pó³ek ze zwojami lin i drutu.- Mam broñ! - ostrzeg³.- Odstrzelê ci tê cholern¹.- Urwa³, wy³owiwszy zmroku drobn¹ postaæ.Sta³a tam, dŸwigaj¹c w r¹czkach zwój liny.Z pó³ki spad³a na pojemniki zgwoŸdziami szpula miedzianego drutu, i to narobi³o takiego ha³asu.Ma³a ubranaby³a dok³adnie tak, jak to opisywa³ pu³kownik Rhodes: w brudn¹ koszulkê zJetsonami i niebieskie d¿insy, i mia³a buziê córki pana Hammonda, z tym ¿e podt¹ buzi¹, jeœli wierzyæ Rhodesowi, kry³a siê obca istota nazywana Daufin, i tow³aœnie jej szuka³ stwór z autoserwisu Cade'a.- Nie ruszaj siê! - W gardle mia³ sucho.Serce wali³o mu tak, ¿e s³ysza³ szumkrwi w uszach.- Mam pistolet - powtórzy³.Dr¿a³a mu rêka trzymaj¹ca broñ.- Cody Lockett potrzebuje pomocy - powiedzia³a spokojnie Daufin, mru¿¹c oczyprzed œwiat³em latarki.Odnalaz³a w swych bankach pamiêci termin „pistolet" izidentyfikowa³a ten obiekt jako prymitywn¹ broñ paln¹.W g³osie przemawiaj¹cejludzkiej istoty wyczuwa³a przera¿enie, sta³a wiêc nieruchomo.- To ona - wyszepta³ Zarra.Nogi odmawia³y mu pos³uszeñstwa.- Jezu, to ona!- Co tu robisz? - spyta³ Rick, nie zdejmuj¹c palca ze spustu.- Zobaczy³am wasz pojazd.Pobieg³am za wami - wyjaœni³a Daufin.- Cody Lockettpotrzebuje pomocy.Pójdziecie ze mn¹?Do Ricka dopiero po paru sekundach dotar³ sens jej s³Ã³w.• - Co mu siê sta³o?- Spad³.Pod spód.- Pod spód czego?Pamiêta³a imiê, którym Cody wywo³ywa³ kogoœ z tamtego domu i przesylabizowa³aje teraz nie bez trudu:- Siedziby pani Stel-len-berg.Zaprowadzê was tam.- Nic z tego! - odezwa³ siê Zarra.- My wracamy do Bor-dertown! Nie, Rick?Ten nie odpowiedzia³.Nie bardzo rozumia³, co siê przytrafi³o Cody'emuLockettowi, ale ta istota chcia³a chyba przekazaæ, ¿e spad³ pod dom.- Wiesz, jak g³êboko spad³?- Cztery przecinek piêæ ziemskich metrów.Szacunek przybli¿ony plus minusdziesiêæ centymetrów.- Aha.- Oceniam wizualnie, ¿e ta wiæ ma piêæ ziemskich metrów d³ugoœci.- Z wysi³kiemporuszy³a zwojem liny, który œci¹gnê³a z pó³ki.Miêœnie ramion ledwieutrzymywa³y ten ciê¿ar.- Pomo¿ecie mi?- Pieprz Locketta, cz³owieku! - zaprotestowa³ Zarra.- Zje¿d¿ajmy do naszych!Daufin nie pojmowa³a tego odmownego tonu.- To Cody Lockett nie jest wasz?- Nie - powiedzia³ Rick.- To Renegat, a my jesteœmy Grze-cho.- Urwa³,uœwiadamiaj¹c sobie, jak idiotycznie musi to brzmieæ w uszach istoty z innejplanety.- On jest inny.- Cody Lockett jest istot¹ ludzk¹.Wy jesteœcie istotami ludzkimi.Gdzie tuinnoœæ?- My mieszkamy po drugiej stronie rzeki - wyjaœni³ Zarra.-I tam siê w³aœniewybieramy.- Ruszy³ w kierunku drzwi, alezorientowawszy siê, ¿e Rick za nim nie idzie, przystan¹³ w progu.- NochodŸ¿e¿, cz³owieku!Rick nadal kierowa³ latarkê na twarz dziewczynki.Patrzy³a na niego bezmrugniêcia powiek¹, czekaj¹c na odpowiedŸ.Cody Lockett nic go nie obchodzi³,ale jeœli siê dobrze zastanowiæ.to tkwi¹ w tym po uszy wszyscy, ta fioletowapodniebna sieæ wiêzi jak w klatce i Renegatów, i Grzechotników.- Proszê - powiedzia³a Daufin.Westchn¹³ i opuœci³ pistolet.- Ty wracaj do koœcio³a - rzuci³ do Zarry.- Powiedz Palomie, ¿e nic mi niejest.- Zidiocia³eœ! Lockett by siê na ciebie wypi¹³!- Mo¿e by siê i wypi¹³, ale ja nie jestem Lockettem.No jedŸ ju¿, weŸ wóz.Jawrócê pieszo, jak tylko za³atwiê sprawê.Zarra najchêtniej protestowa³by dalej, ale wiedzia³, ¿e jeœli Rick podj¹³ ju¿raz decyzjê, to nic nie jest go w stanie od niej odwieœæ.- A to kretyn! - mrukn¹³ pod nosem, a g³oœniej doda³: -Uwa¿aj na siebie.S³yszysz?!- S³yszê - odpar³ Rick.Zarra wyszed³, wsiad³ do mercedesa Cade'a i odjecha³ w stronê mostu.- No dobra - zwróci³ siê Rick do Daufin, kiedy mercedes znik³ im z oczu i by³oju¿ za póŸno, ¿eby siê wycofaæ.- ProwadŸ mnie do tego Locketta.39.Szosa 67Piêœæ stwora wali³a w dach buicka jak m³ot w kowad³o wgnia-taj¹c blachê doœrodka i sufit nad g³ow¹ Curta Locketta przypomina³ ju¿ zdeptan¹ puszkê popiwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]