[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co ty robisz? Przecie¿.przecie¿ to by³a twoja wojna! Przecie¿ to ty nas wni¹ wci¹gn¹³eœ! Przez tyle lat.- Dyrektoriat ju¿ nie istnieje.By³eœ tam, widzia³eœ.- To te¿ by³ jakiœ przekrêt?! - krzykn¹³ Bryson.- Nicky, Nicky.Prometeusz jest nasz¹ najwiêksz¹ szans¹.- Szans¹?- Poza tym, czym ró¿ni³y siê nasze cele od ich celów? Dyrektoriat by³marzeniem, cudownym marzeniem, które przez kilkanaœcie lat próbo­waliœmyziœciæ, wbrew wszystkim i wszystkiemu.Pragnêliœmy miêdzyna­rodowejstabilizacji, chcieliœmy uchroniæ œwiat przed szaleñcami i terro­rystami.Pamiêtasz? Ofiara przetrwa tylko wówczas, gdy stanie siê drapie¿nikiem.- Nie przeszed³eœ na ich stronê w ostatniej chwili.Knu³eœ to od lat!- Nie knu³em, raczej bra³em pod uwagê tak¹ mo¿liwoœæ.Ba! Nawet j¹ popiera³em.W pewnym sensie.- W pewnym sensie? Zaraz, chwileczkê! Te pieni¹dze.Pieni¹dze, które zginê³yz naszego konta! Miliard dolarów! Chryste.Ale przecie¿ nigdy ci na tym niezale¿a³o, forsê mia³eœ gdzieœ.Ju¿ rozumiem: pomo­g³eœ im za³o¿yæPrometeusza, tak?- Stworzy³em fundusz za³o¿ycielski, chyba tak to nazywaj¹.Szesna­œcie lat temuGreg mia³ ma³e k³opoty z firm¹, a Prometeusz potrzebowa³ natychmiastowegozastrzyku gotówki.Mo¿na powiedzieæ, ¿e zosta³em g³Ã³wnym udzia³owcem nowegoprzedsiêwziêcia.Nick poczu³ siê tak, jakby ktoœ kopn¹³ go w podbrzusze.- Przecie¿ to nie ma sensu.Skoro Prometeusz by³ naszym wrogiem.- Ewolucja drog¹ doboru naturalnego, mój drogi: przetrwa tylko naj­silniejszy.Nigdy nie obstawia³eœ dwóch rywalizuj¹cych ze sob¹ zawodni­ków? Dwóchnajlepszych koni na wyœcigach? Plan awaryjny, Nick, plan zapasowy: tylko tozapewni ci zwyciêstwo.Komunizm upad³ i Dyrekto­riat straci³ racjê bytu.Rozejrza³em siê, przeanalizowa³em wszystkie opcje i doszed³em do wniosku, ¿etradycyjne metody szpiegowskie prêdzej czy póŸniej odejd¹ do lamusa.¯eprzysz³oœæ nale¿y albo do nas, albo do nich, do Prometeusza.Któryœ koñ musia³wygraæ.- Dlatego schowa³eœ moralnoœæ do kieszeni i popar³eœ zwyciêzcê, wygodniezapominaj¹c, do czego naprawdê d¹¿y, tak?- Manning jest jednym z najb³yskotliwszych ludzi, jakich znam.Uzna­³em, ¿ewarto siê nad jego pomys³em zastanowiæ.Zaczekaæ, a¿ siê wyklu­je, i sprawdziæ,co z tego wyniknie.- Asekurowa³eœ siê!- Polityka, mój drogi, polityka.To by³ najrozs¹dniejszy wybór.Za­wsze cipowtarza³em, ¿e szpiegostwo nie jest sportem grupowym, praw­da? Wiem, ¿e wkoñcu to zrozumiesz i stwierdzisz, ¿e w moim rozumowa­niu jest sporo sensu.- Gdzie jest Elena? - warkn¹³ Bryson.- To bardzo bystra dziewczyna, ale najwyraŸniej nie wziê³a pod uwa­gê, ¿e ktoœmo¿e j¹ tam znaleŸæ.- Gdzie ona jest?- Gdzieœ tu, w domu.Zapewniono mnie, ¿e zostanie potraktowana godnie i zszacunkiem, na jaki w pe³ni zas³uguje.Nick, czy naprawdê muszê mówiæ prosto zmostu? Pytaæ ciê, nie owijaj¹c niczego w bawe³nê? Dobrze.Przy³¹czysz siê donas? Potrafisz dostrzec drogê do przysz³oœci?Bryson powoli uniós³ pistolet.Serce t³uk³o mu siê w piersi jak ptak w klatce.Niech ciê szlag, Ted.Dlaczego mnie do tego zmuszasz? Dlacze­go?!Waller nawet nie drgn¹³.- Rozumiem - rzek³.- Ju¿ odpowiedzia³eœ.Tak myœla³em.Niestety.Trzasnê³y drzwi i do pomieszczenia kontrolnego wpad³a armia ochro­niarzyManninga.Dwunastu na jednego: marne szansê.Nick odwróci³ siê, zobaczy³, ¿eukrytymi w œcianie drzwiami wbiegaj¹ nastêpni, i w tej samej chwili ktoœchwyci³ go od ty³u za ramiê.Na karku poczu³ ucisk zimnej stali, na skroni te¿,a gdy spojrza³ za siebie, Teda Wallera ju¿ nie by³o.- £apy do góry! Bez g³upich sztuczek i gwa³townych ruchów! I nie próbuj wyrwaænam broni, nawet o tym nie myœl.Jesteœ inteligentny i wiesz, ¿e inteligentnaspluwa na nic ci siê nie przyda.Elektroniczne pistolety.Zaprojektowane i wyprodukowane przez Colta, Sandiê iprzez kilka europejskich firm.Za jednym poci¹gniêciem spustu wypluwa³y trzypociski.- £apy! Szybciej!Nick kiwn¹³ g³ow¹ i podniós³ rêce do góry.Nie mia³ ju¿ ani wyboru, aninadziei, ¿e zdo³a uratowaæ Elenê.Zdarza³o siê, ¿e bandyta zabija³ po­licjantaz jego w³asnej broni, dlatego na ¿¹danie w³adz federalnych skon­struowanopistolet, który skutecznie temu zapobiega³.W jego spust wmon­towano czujnikreaguj¹cy na odcisk palca w³aœciciela.Gdy spust zwalnia³ ktoœ inny, broñodmawia³a pos³uszeñstwa.Korytarz, lufa przy skroni, dŸgniêcie luf¹ w plecy: obszukano go i ode­brano muczterdziestkê pi¹tkê; jeden z ochroniarzy z szyderczo-triumfal-n¹ min¹ wetkn¹³j¹ sobie za pas.Pozosta³y mu jedynie rêce, nogi, instynkt i doœwiadczenie,lecz z tyloma dobrze uzbrojonymi ludŸmi nie mia³ naj­mniejszych szans.Dlaczego jeszcze go nie zabili? Na co czekali?Wepchniêto go do jakiejœ sali, du¿ej i prostok¹tnej, podobnej do gale­riiobrazów, w której zostawi³ œpi¹cego kelnera.Œwiat³o by³o przyæmione, mimo todostrzeg³ ksi¹¿ki, rzêdy oprawionych w br¹zow¹ skórê ksi¹¿ek na prawieszeœciometrowej wysokoœci pó³kach z mahoniu.Wielka, piêk­na biblioteka podobnado tych, jakie widuje siê w starych angielskich dworach.Parkiet by³ lœni¹cy iartystycznie sfatygowany.Znieruchomia³.Patrzy³ na ksi¹¿ki, czuj¹c, ¿e zaraz coœ siê wydarzy.I nagle biblioteka zniknê³a, a mahoniowe pó³ki poszarza³y.To by³a iluzja!Elektroniczny mira¿! Tak samo jak portrety w galerii! Zrobi³ krok do przodu, bydotkn¹æ g³adkiej, srebrzystej œciany, gdy wtem œciana roz­b³ys³a setkamiruchomych obrazów!Przera¿ony wyba³uszy³ oczy.To by³ on! Wszêdzie, na wszystkich œcia­nach, tychz przodu, z ty³u i z boku! On, na filmie i na zdjêciach, w tysi¹cu ró¿nychsytuacji!On i Elena podczas spaceru na pla¿y.On i Elena kochaj¹cy siê w ³Ã³¿ku.On podprysznicem.On przed pisuarem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •