[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Milo zd³awi³ w sobie jêk na widok szeœciu¿o³nierzy wyjmuj¹cych prost¹ sosnow¹ trumnê z karetki i opuszczaj¹cych j¹delikatnie na ziemiê obok ziej¹cej rany œwie¿o wykopanego grobu.— A teraz niemogê siê jej pozbyæ — u¿ali³ siê.Yossariana nie wzrusza³a ani napuszonapantomima ceremonii pogrzebowej, ani gorzkie ¿ale Mila.G³os kapelana dolatywa³do niego z oddali tak s³abo, ¿e s³owa zlewa³y siê w niezrozumia³y, monotonnypomruk, jak szmer ciekn¹cej wody.Yossarian rozpoznawa³ wysok¹, tykowat¹ postaætrzymaj¹cego siê jak zwykle na uboczu majora Majora i zdawa³o mu siê, ¿edostrzeg³ majora Danby'ego, jak wyciera sobie czo³o chustk¹.Major Danby nieprzestawa³ trz¹œæ siê od czasu zajœcia z genera³em Dreedle.Wokó³ trójkioficerów stali uformowani w pó³kole podoficerowie i szeregowcy, nieruchomi jakk³ody drzewa, i czterej bezczynni grabarze w brudnych drelichach, oparciobojêtnie na ³opatach obok odra¿aj¹cego, bezsensownego kopca pulchnejmiedzianorudej ziemi.Yossarian widzia³, jak kapelan nabo¿nie wzniós³ wzrok kuniebu, przetar³ oczy, jakby odczu³ nag³y ból, zerkn¹³ z lêkiem powtórnie w górêna Yossariana i opuœci³ g³owê, co Yossarian uzna³ za kulminacyjny punktceremonii pogrzebowej.Czterej ¿o³nierze w drelichach unieœli trumnê na pasachi spuœcili j¹ do grobu.Milo wzdrygn¹³ siê gwa³townie.— Nie mogê na to patrzeæ — zawo³a³ odwracaj¹c siê w udrêce.— Nie mogê siedzieæ tutaj spokojnie, podczas gdy sto³Ã³wki morduj¹ mój syndykat.— Zagrzytn¹³ zêbami i potrz¹sn¹³ g³ow¹ z min¹ zbola³¹ i ura¿on¹.— Gdyby mielichoæ odrobinê lojalnoœci, kupowaliby moj¹ bawe³nê do utraty tchu, po to, ¿ebymóc kupowaæ moj¹ bawe³nê do jeszcze wiêkszej utraty tchu.Rozpaliliby ogniska,do których wrzucaliby bieliznê i letnie mundury, aby zwiêkszyæ popyt nabawe³nê.Ale oni nawet palcem nie kiwn¹.Yossarian, zrób to dla mnie i spróbujzjeœæ do koñca tê bawe³nê w czekoladzie.Mo¿e teraz bêdzie ci smakowa³a.Yossarian odepchn¹³ d³oñ Mila.— Daj spokój, Milo.Ludzie nie jadaj¹ bawe³ny.Twarz Mila wyd³u¿y³a siêchytrze.— Tak naprawdê to nie jest bawe³na — kusi³.— Ja ¿artowa³em.To jest bawe³nacukrowa, czyli lody na gor¹co.Spróbuj, a zobaczysz.— K³amiesz.— Ja nigdy nie k³amiê! — odpar³ Milo z dum¹ i godnoœci¹.— Teraz sk³ama³eœ.— K³amiê tylko wtedy, kiedy to jest konieczne — wyjaœni³ Milo ugodowo,spuszczaj¹c na chwilê wzrok i trzepocz¹c zalotnie rzêsami.— To jest nawetlepsze ni¿ lody na gor¹co, naprawdê.To jest stuprocentowa bawe³na.Yossarian,musisz mi pomóc i zachêciæ ludzi do jedzenia tego.Egipska bawe³na jestnajlepsza na œwiecie.— Ale jest niestrawna — podkreœli³ Yossarian.— Ludzie siê od tego pochoruj¹,rozumiesz? Je¿eli mi nie wierzysz, to dlaczego sam nie spróbujesz siê tymod¿ywiaæ?— Próbowa³em — przyzna³ Milo ponuro — ale mnie zemdli³o.Cmentarz by³ ¿Ã³³ty jak siano i zielony jak gotowana kapusta.Po chwili kapelanodst¹pi³ od grobu i be¿owy pó³ksiê¿yc postaci ludzkich zacz¹³ siê rozp³ywaæleniwie jak œmieci na wodzie.Ludzie w milczeniu rozchodzili siê bez poœpiechudo samochodów zaparkowanych wzd³u¿ wyboistej polnej drogi.Kapelan, major Majori major Danby szli do swoich jeepów ze smutnie opuszczonymi g³owami, tworz¹cwyraŸnie ostracyzowan¹ grupkê, w której ka¿dy trzyma³ siê z dala od pozosta³ychdwóch.— To ju¿ koniec — zauwa¿y³ Yossarian.— Tak, to ju¿ koniec — zgodzi³ siê Milo z³amanym g³osem.— Nie ma najmniejszejnadziei.I wszystko dlatego, ¿e pozostawi³em im prawo decyzji.To bêdzie dlamnie nauczka w sprawie dyscypliny, gdybym jeszcze kiedyœ próbowa³ coœ takiegoorganizowaæ.— Dlaczego nie sprzedasz bawe³ny rz¹dowi? — zaproponowa³ Yossarian mimochodem,nie spuszczaj¹c oka z czterech ¿o³nierzy w brudnych drelichach, którzy wrzucalikopiaste ³opaty miedzianoczerwonej ziemi z powrotem do grobu.Milo zdecydowanie odrzuci³ ten pomys³.— Chodzi o zasadê — wyjaœni³ twardo.— Interesy to nie jest interes rz¹du ijestem ostatnim cz³owiekiem, który chcia³by wci¹gaæ rz¹d do swoich interesów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]