[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niestety, pan de Sazerac ze smutkiem zaprzeczył ruchem głowy.— Nie, to jeszcze nie tu.— Jak to? Jeszcze nie tu? Czy szydzisz ze mnie, panie?— Ależ, panie — rzekł naczelnik z łagodną wymówką.Zimny pot zrosił czoło Gabriela.— Wybacz, wybacz, panie.Ale co znaczą twoje słowa? Mów, mów szybko.— Mam smutną misję do spełnienia.Muszę cię zawiadomić, że od wczorajszego wieczoru tajnego więźnia musiano przenieść o jedno piętro niżej.— Ach! — rzekł Gabriel jak nieprzytomny.— A dlaczego?— Od dawna uprzedzono go, chyba o tym wiesz panie, że jeśli spróbuje przemówić do kogokolwiek, jeśli wyda choć najsłabszy okrzyk, jeśli wyszepcze jakieś nazwisko, nawet gdyby go o to pytano, będzie natychmiast przeniesiony do innego lochu, jeszcze głębiej położonego, straszniejszego i bardziej zabójczego niż ten tutaj.— Wiem o tym — wyszeptał Gabriel tak cicho, że naczelnik więzienia wcale nie usłyszał.— Już jeden raz wcześniej więzień ośmielił się sprzeciwić rozkazowi.Wtedy wtrącono go do tego właśnie lochu, już bardzo srogiego, w którym go widziałeś.Mówiono mi, że już wcześniej poinformowano cię o owym skazaniu na milczenie, któremu podlegał, dopóki żyje.— W rzeczy samej, w rzeczy samej — potwierdził Gabriel ze straszną niecierpliwością.— Co dalej, panie?— Otóż wczoraj wieczorem, na krótko przed zamknięciem bram zewnętrznych pewien możny pan przyszedł do Châtelet.Muszą przemilczeć jego nazwisko — rzekł zakłopotany pan de Sazerac.— Mniejsza o to, mów dalej, panie — rzekł Gabriel.— Ów wielmoża kazał się zaprowadzić do lochu numer 21.Sam mu towarzyszyłem.Przemówił do więźnia i nie otrzymał odpowiedzi.Miałem nadzieję, że starzec wyjdzie zwycięsko z próby.Podczas pół godziny, pomimo wszelkich prowokacji, zachowywał uparte milczenie.Gabriel głęboko westchnął i podniósł oczy ku niebu, ale nie wymówił ani słowa, żeby nie przerywać ponurego opowiadania naczelnika.— Na nieszczęście, kiedy więzień usłyszał zdanie wypowiedziane mu na ucho, powstał z posłania, łza zabłysła w jego dotąd obojętnych oczach i przemówił, panie.Upoważniono mnie do opowiedzenia ci o tym, żebyś wierzył w moje potwierdzenie faktu: więzień przemówił.Ja, szlachcic, zapewniam cię na swój honor, że sam usłyszałem.— Co wtedy? — spytał Gabriel załamany.— Wtedy, mimo moich próśb i wstawiennictwa, zmuszono mnie do wypełnienia barbarzyńskiego obowiązku, jaki nakłada na mnie urząd.Musiałem usłuchać władzy wyższej od mojej.Sam się uchyliłem od wykonania polecenia, ale znaleźli się służalcy, bardziej ulegli, którzy kazali przenieść więźnia jego niememu strażnikowi, współtowarzyszowi w celi.Umieszczono go w lochu znajdującym się poniżej tego.— W lochu poniżej tego? Biegnijmy szybko! Przecież w końcu przynoszę mu wyzwolenie.Naczelnik smutno kiwał głową.Ale Gabriel tego nie zauważył, już potykał się na śliskich, wyszczerbionych schodach kamiennych, prowadzących do najgłębszych czeluści ponurego więzienia.Pan de Sazerac wziął pochodnię z rąk pachołka i dał mu znak, by odszedł.Przyłożył chustkę do ust i szedł za Gabrielem.Kiedy schodzili na dół, za każdym krokiem powietrze stawało się bardziej duszne i dławiące.Wreszcie stanęli u dołu schodów.Ciężko dysząca pierś z trudem chwytała powietrze.Od razu można było wyczuć, że jedynymi stworzeniami mogącymi żyć w takiej atmosferze dłużej niż kilka minut są owe nieczyste żyjątka, które z obrzydzeniem rozgniatali nogami.Gabriel nie myślał jednak o tym.Wziął z drżących rąk naczelnika zardzewiały klucz, otworzył ciężkie, stoczone przez robactwo drzwi i wpadł do lochu.W blasku pochodni można było dostrzec na gnojowisku ze słomy leżące ciało.Gabriel rzucił się na ciało, pociągnął je, potrząsnął i zawołał:— Ojcze!Pan de Sazerac zadrżał z przerażenia na ów krzyk.Ręce i głowa starca opadły bezwładnie, chociaż Gabriel chciał je pobudzić do ruchu.XIV.Hrabia de Montgomery.Gabriel, wciąż na klęczkach, podniósł tylko bladą, wystraszoną twarz i powiódł po otoczeniu spokojnym, smętnym wzrokiem.Wyglądał tak, jakby zadawał sam sobie pytania i rozmyślał.Taki spokój wzruszył i przeraził pana de Sazerac więcej niż wszelkie krzyki i łkania.Następnie, jakby mu jakaś myśl przyszła do głowy, przyłożył rękę do serca trupa.Słuchał i szukał bicia tętna przez parę minut.— Nic — rzekł wreszcie głosem równym i łagodnym, ale przez to przerażającym.— Nic.Serce już nie bije, ale ciało jest jeszcze ciepłe.— Jaka silna natura — wyszeptał naczelnik więzienia.— Mógłby jeszcze pożyć długo.Oczy zmarłego były wciąż otwarte.Gabriel pochylił się nad nim i zamknął je pieczołowicie.Potem złożył pełen uszanowania pocałunek, pierwszy i ostatni, na biednych powiekach już martwych, które zwilżyło tyle gorzkich łez.— Panie — rzekł do niego pan de Sazerac, który chciał koniecznie przerwać te straszne rozmyślania — jeśli zmarły jest ci bliski…— Jeśli jest bliski? Ależ to jest mój ojciec, panie!— Jeśli chcesz oddać ostatnią posługę, pozwolono mi, żebyś go stąd zabrał.— Naprawdę? — spytał Gabriel z przerażającym spokojem wciąż jednakowym.—Wobec tego dzieje mi się sprawiedliwość, dotrzymano mi wiernie słowa, muszę to przyznać.Wiedz, panie naczelniku, że mi przyrzeczono wobec Boga zwrócić mi ojca.Dotrzymano przysięgi, zwracają mi go.Stwierdzam, że nikt się nie zobowiązał oddać mi go żywego.Wybuchnął przerażającym śmiechem.— Odwagi! — rzekł pan de Sazerac.— Czas pożegnać się z tym, którego opłakujesz.— Jak widzisz, czynię to właśnie — odpowiedział Gabriel.— Tak, ale teraz trzeba stąd koniecznie odejść.Powietrze, którym oddychamy, nie nadaje się dla żywych, dłuższe przebywanie wśród tych wyziewów trujących może się stać niebezpieczne.— Dowód tego przed naszymi oczyma — rzekł Gabriel wskazując ciało.— Chodźmy, chodźmy! — Naczelnik więzienia chciał wziąć pod rękę Gabriela i wyprowadzić.— Dobrze, pójdę za tobą, panie — odpowiedział Gabriel — ale zmiłuj się, pozostaw mnie jeszcze przez minutę.Pan de Sazerac uczynił znak wyrażający zgodę i stanął przy drzwiach, gdzie powietrze było nieco mniej cuchnące i duszne.Gabriel klęczał przy zwłokach z pochyloną głową, z opuszczonymi rękami, trwał nieruchomo i milcząco przez kilka minut, modląc się albo dumając.Co powiedział zmarłemu ojcu? Czy pytał o rozwiązanie zagadki owe usta za wcześnie naznaczone palcem śmierci? Może przysięgał świętej ofierze, że ją pomści na tym świecie w oczekiwaniu, aż to Bóg uczyni na tamtym? Może ze zniekształconych już rysów starał się odczytać, jakim był ów ojciec, którego widział zaledwie po raz wtóry? Jakie spokojne i szczęśliwe mogłoby być życie minione, otoczone jego miłością? Czy myślał o przeszłości czy o przyszłości, o ludziach czy o Bogu, o sprawiedliwości czy o przebaczeniu?Posępny dialog między zmarłym ojcem a synem pozostał jeszcze jedną tajemnicą między Gabrielem a Bogiem.Upłynęło około pięciu minut [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •