[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W koñcu mia³em wielk¹ ochotê napuœciæ go na tamtekobiety, które przedstawi³em Truposzowi.Relway, choæ nie mia³ w sobie ludzkiejkrwi, by³ zdeterminowa­ny, aby zaistnieæ w spo³eczeñstwie TunFaire.- Mo¿e przesadzasz, przyjacielu - zasugerowa³em.- Nie-ludzie s¹ tu tylko namocy traktatu.Jeœli nie chc¹ podlegaæ prawu karentyñskiemu, niech lepiej nie¿¹daj¹ jego ochrony.- S³yszê, co mówisz, Garrett.I masz racjê.Powinno byæ jed­no prawo dlawszystkich.Urodzi³eœ siê w tym mieœcie i mieszkasz w nim, powinieneœ pomócuczyniæ z niego przyzwoite miejsce do zamieszkania.Ja ju¿ zrobi³em swoj¹czêœæ.Odwali³em moj¹ pi¹tkê w Kantardzie i przyj¹³em obywatelstwokarentyñskie.Poj¹³em przekaz.Nie patrz dziadowi na nogi, bo jest mieszañ­cem.P³aci podatkitak samo, jak ja.Odsun¹³em siê od Relwaya.Za du¿y aktywista, jak na mój gust.W co trzecimzdaniu powtarza³ o „Nowym Porz¹dku" i to wyraŸ­nie z du¿ych liter.Politycy mnie denerwuj¹.Czytaj: panicznie siê ich bojê.S¹ dziwaczni i wierz¹ w dziwacz­ne pierdo³y,które opowiadaj¹, nie patrz¹c na to, co siê stanie, je­œli zwyci꿹.Naszczêœcie w TunFaire jest ma³o polityków, a i ci zostali zepchniêci namargines.Powinni nauczyæ siê mniej groŸnego sposobu bycia.Jak War­cz¹cy Pies Amato.Teraz zrozumia³em, jak Relway wysublimowa³ swój gniew i nienawiœæ, wynikaj¹ce ztego, ¿e nie doœæ, i¿ jest mieszañcem, to jeszcze wyj¹tkowo paskudnym.Bêdziesiê uœmiecha³, ale prze­robi œwiat tak, ¿e stanie siê jednym z jego luminarzy.Dobra.Próbuj, ile chcesz, stary.Tylko nie licz na mnie w re­wolucji i poniej.Lubiê moje ¿ycie takim, jakie jest.Relway i Spike zaprowadzili mnie do kamienicy, która zosta­³a niedawno i nie dokoñca spalona.Wprawdzie by³a opuszczo­na, ale piwnice jeszcze nadawa³y siê dozamieszkania - oczywi­œcie z punktu widzenia liberalnych standardów.- Sk¹d siê dowiemy, czy ktoœ tu jest? - zapyta³em.By³ jasny dzieñ.£azi³em wokó³ z dwójk¹ ludzi, których Winchell zna³ i którzynie mieli cienia fantazji.Czarno-bia³e umys³y.Godzinê temu Winchell i Ripleybyli ich najlepszymi kumplami.Teraz stanowili tylko nazwiska na liœcie morderców, szumo­win, które nale¿yzlikwidowaæ.Relway powiód³ rybim okiem po ruinach.- Spike, ty lepiej siê skradasz.SprawdŸ to.Ludzie-szczury to podstêpnesukinsyny.Spike jak duch ruszy³ w stronê interesuj¹cego nas miejsca.Czekaj¹cna niego, Relway i ja staliœmy siê niewidzialni.Relway by³ cholern¹ trajkotk¹z no­sem d³ugim na stopê.Chcia³ wiedzieæ wszystko o mnie i o tym, dlaczego taksiê interesujê t¹ spraw¹.- Nie twój interes - odpar³em.Relway nad¹³ siê jak balon.- Móg³byœ przynajmniej okazaæ trochê wychowania.Powinie­neœ byæ uprzejmy.WNowym Porz¹dku bêdê wa¿n¹ osobistoœci¹.- Nie jestem uprzejmy dla Blocka.Nie by³bym uprzejmy na­wet dla jego szefa.Nie zamierzam marnowaæ uprzejmoœci na cie­bie i tego szczura.W³aœciwie wcalenie mam ochoty tutaj byæ.To tylko los rzuca mn¹ na wszystkie strony.- S³yszê, co mówisz.To samo przydarza siê i mnie.Mo¿e jesz­cze gorzej, bior¹cpod uwagê mój wygl¹d.- W twoim wygl¹dzie nie ma nic nadzwyczajnego - sk³ama­³em.- O, idzie szczur.Co pokazuje?- S¹dzê, ¿e chce powiedzieæ, ¿e oni tam s¹.I chce wiedzieæ, co teraz robiæ.- Teraz to sobie poczekamy na Blocka.Mam wra¿enie, ¿e ten Winchell to kawa³sukinsyna.Nie chcia³bym, ¿eby uciek³ po moim trupie.- Wiem, do czego zmierzasz, Garrett.- Relway zamacha³ rêk¹ i palcem wskaza³ napowietrze.Spike zrobi³ to samo.- Sam nie mam wielkiej ochoty staæ siê martwymbohaterem.Chce zoba­czyæ nadejœcie Nowego Porz¹dku.Nie jesteœ przypadkiem tymGarrettem detektywem, co?- Prawdopodobnie tak.A co? Mam nadziejê, ¿e nie narobi³em k³opotów twojejrodzinie albo kumplom, co?- Nie.Nic z tych rzeczy.Patrzysz na coœ, w czego istnienie w³a­œciwie niepowinieneœ nawet wierzyæ.Jesteœ prawdziwy i jedy­ny w swoim rodzaju.W³aœciwiewrêcz zboczeniec.Uczciwy mie­szaniec, który pochodzi z rodziny, gdzie niktnigdy nie mia³ kontaktu z policj¹, nawet w celu przes³uchania.Mówi³ wyzywaj¹cym tonem, nie bez racji, poniewa¿ moje za­chowanieodzwierciedla³o ogólne uprzedzenie.Najbardziej k³o­potliwe by³o to, ¿e jaw³aœciwie wcale tego uprzedzenia nie podzie­la³em.- Chyba zaczêliœmy nie z tej nogi i zdaje siê, ¿e to moja wi­na, Relway.To nicosobistego.Od rana jestem w cholernie pa­skudnym nastroju.Zazwyczaj mój jadzachowujê dla ludzi-szczurów.- Dziwny z ciebie facet, Garrett.A oto i nasz cz³owiek.- Mia³ na myœliBlocka.Widocznie w niektórych krêgach Block by³ oso­b¹ wysoko cenion¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •