[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Włączyłem komputer na biurku.W menu, które pojawiło się na ekranie, zacząłem szukać jakiegoś programu do łączności wewnętrznej, ale niczego takiego nie znalazłem.Chwilę pobawiłem się komputerem i w końcu coś musiałem uruchomić, bo otworzyło się okienko, z którego uśmiechnął się do mnie Ricky.— Widzę, ze już nie śpisz.Jak się czujesz?— Otwórz te francowate drzwi.— A są zamknięte?— Otwórz je, do cholery!— Zamknęliśmy je dla twojego dobra.— Otwórz je, Ricky.— Już to zrobiłem.Są otwarte.Podszedłem do drzwi, które posłusznie się otworzyły.Obejrzałem zamek i dostrzegłem dodatkowy bolec, najwyraźniej zdalnie sterowany.Zanotowałem sobie w pamięci, żeby zalepić go taśmą.— Pewnie chcesz się wykąpać — domyślił się Ricky.— Chętnie.Dlaczego tak tu głośno?Nastawiliśmy maksymalny nawiew w twoim pokoju, na wypadek, gdybyś miał na sobie jeszcze jakieś paskudztwo.Wygrzebałem z torby świeże ubranie.— Gdzie jest prysznic?— Pomóc ci?— Nie chcę twojej pomocy.Powiedz mi tylko, gdzie jest prysznic.— Jesteś zły?— Odwal się.Prysznic dobrze mi zrobił.Stałem pod nim dobre dwadzieścia minut, a gorąca woda obmywała moje obolałe ciało.Miałem masę siniaków — na piersi, na udzie — ale za nic nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy tak się urządziłem.Kiedy wyszedłem spod prysznica, czekał na mnie Ricky.Siedział na ławeczce.— Martwię się, Jack.— Co z Charley’em?— Chyba wszystko w porządku.Śpi teraz.— Też zamknęliście go w pokoju?— Wiem, że dużo wycierpiałeś, Jack.Chcę, żebyś wiedział, że wszyscy jesteśmy ci wdzięczni za to, co zrobiłeś.To znaczy, firma jest ci wdzięczna i.— Mam gdzieś waszą firmę.— Masz prawo być zły.— Przestań, Ricky.Nie pomogliście mi — ani ty, ani nikt inny.— Rozumiem, że tak to odbierasz.— Bo tak właśnie było.Nikt mi nie pomógł.— Ależ, Jack, proszę cię.Próbuję cię przeprosić za wszystko, co się stało.Okropnie się z tym czuję, naprawdę okropnie.Gdybym mógł cofnąć czas i wszystko zmienić, nie wahałbym się, wierz mi.— Nie wierzę ci, Ricky.— Mam nadzieję, że z czasem zmienisz zdanie.— Nie zmienię.— Wiesz, jak bardzo cenię sobie naszą przyjaźń.Zawsze była dla mnie najważniejsza.Patrzyłem na niego bez słowa.W ogóle mnie nie słuchał, tylko gadał jak nakręcony, z tym swoim kretyńskim, optymistycznym uśmieszkiem przylepionym do twarzy.Przyszło mi do głowy, że musiał się czegoś naćpać.Dziwnie się zachowywał.— Ale do rzeczy.— Z wyraźną ulgą zmienił temat.— Julia wyszła ze szpitala.To dobra wiadomość.Przyleci wieczorem.— Dlaczego już się wypisała?— Pewnie martwią ją te roje, które żyją na wolności.— Czyżby? Przecież mogliście je zabić dawno temu, zanim zaczęły ewoluować.Ale nie zrobiliście tego.— Tak jakoś wyszło.Widzisz, wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy.— Ja myślę, że wiedzieliście.— Nie.Ricky zrobił urażoną minę, jakbym niesłusznie go o coś oskarżał.Jego gierki zaczynały mnie nudzić.Przyleciałem tu z grupką speców od kształtowania wizerunku firmy, Ricky.Kto im dał znać, że macie tu jakieś problemy?— Nic o nich nie wiem.— Zakazano im wysiadać ze śmigłowca.Wiedzieli, że to może być niebezpieczne.— Nie mam pojęcia.— Ricky pokręcił głową.— Nie wiem, o czym mówisz.— Wzruszyłem ramionami i wyszedłem z łazienki.— Naprawdę nie wiem! — krzyknął jeszcze Ricky.— Słowo daję, nie mam o niczym pojęcia!Pół godziny później przyniósł mi brakujący fragment kodu, o który wcześniej prosiłem.Chyba próbował wyciągnąć rękę na zgodę.Kodu było niewiele, mieścił się na jednej kartce papieru.— Przepraszam, ale chwilę trwało, zanim to znalazłem — powiedział.— Kilka dni temu Rosie odłączyła cały podkatalog od sieci, bo musiała w nim pogrzebać.Potem chyba zapomniała go z powrotem podłączyć.Dlatego nie było go w głównym katalogu.— Aha.— Przebiegłem wzrokiem wydruk.— Nad czym pracowała?— Nie mam zielonego pojęcia.— Ricky wzruszył ramionami.— Nad jakimś innym plikiem.Compstat_do !(Exec (move {0 ij (Cxl, Cyl, Czl)}) inicj{@ij (xl, yl, zl)} stan.!{@ikl (xl, yl, zl) (x2, y2, z2)} śledźPush (z(i)} zachowajReact advan odn.stanu01 {(dx(i, j, k)} {(place(Cj,Hj)}@2 {(fx, (a,q)}Place {z(q)} zachowaj r Intent advan odn.zamiaru @ijk {(dx(i, j, k) } { (place(Cj,Hj).@x(fx, (a,q)} Load {z(i)} zachowaj Exec (move {0 ij (Cxl, Cyl, Czl)})r Exec (pre{0 ij (Hxl, Hyl, Hzl)}) Exec (post{0 ij (Hxl, Hyl, Hzl)}).Push {@i] (xl, yl, zl) } v.{@ikl (xl, yl, zl) move (x2, y2,)[0,1,1,01)— Przecież to się prawie nie różni od oryginału — zauważyłem.— Niewiele.Zmiany są minimalne.Nie wiem, dlaczego to takie ważne.— Ricky wzruszył ramionami.— Od kiedy straciliśmy kontrolę nad rojem, nie można już zmienić kodu.— Jak to się stało, że straciliście nad nim kontrolę? W tym kodzie nie ma algorytmu ewolucyjnego.Ricky rozłożył ręce.— Gdybyśmy to wiedzieli, Jack, wiedzielibyśmy wszystko.I nie tkwilibyśmy po szyję w tym bagnie.— Ściągnęliście mnie tutaj, żebym przejrzał program napisany przez mój zespół.Powiedziano mi, że agenci gubią cel.— Wyrwanie się spod kontroli radiowej można chyba nazwać utratą celu.— Ale kod nie został zmieniony!— Sam kod nikogo tak naprawdę nie interesuje.Chodzi raczej o jego implikacje, o zachowania, które wywołuje.I w tej sprawie potrzebujemy twojej pomocy, no bo jest to twój kod, prawda?— Nasz rój.— Tak.Wzruszył ramionami i wyszedł.Pogapiłem się jeszcze chwilę na kod, a potem zacząłem się zastanawiać, dlaczego Ricky wydrukował go dla mnie.Może nie chciał, żebym zobaczył go w postaci elektronicznej? Może jednak wprowadzono jakieś zmiany, które chciał przede mną zataić? Albo.— Do diabła z tym! Zmiąłem wydruk i wyrzuciłem do kosza.Jeżeli mieliśmy znaleźć rozwiązanie, na pewno nie należało go szukać w kodzie.Przynajmniej to było jasne.Mae siedziała u siebie w laboratorium przed komputerem, oparta łokciem o blat, z brodą wspartą na ręce.i — Dobrze się czujesz? — spytałem.— Dobrze — uśmiechnęła się.— A ty?— Jestem tylko zmęczony.No i głowa znów mnie rozbolała.— Mnie też, ale chyba od tego bakteriofaga.— Postukała w monitor z czarnobiałym obrazem wirusa, widzianego pod mikroskopem elektro nowym.Wirus przypominał pocisk moździerzowy: miał pękatą główkę osadzoną na zwężającym się korpusie.— To jest ta nowa mutacja, o której mi mówiłaś?— Tak.Jedną kadź już odłączyłam.Mamy sześćdziesiąt procent normalnej wydajności.Chociaż to chyba nie ma wielkiego znaczenia.— Co z tą odłączoną kadzią?— Wypróbowuję antywirusy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]