[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle jakaś drobna figurka przysunęła się do niego.– Gdzie byłeś, Willu? – zaszeptał głos Gilberta.– A czemuś ty nie w szkole? – odparował starszy brat.– Puścili nas wcześniej – odszepnął Gilbert.– Dlaczego? – zapytał podejrzliwie Will.– Belfer powiedział, że ma jakąś sprawę do załatwienia.– Oj! Może i wiem, jaka to sprawa!Will wysunął się pośpiesznie z tłumu.Odwleczenie kary zawsze zostawiało nadzieję, że a nuż coś zajdzie.Nauczyciel może na przykład zachorować!– Chodź ze mną, młody Willu!Od razu pomyślałem, że cię tu znajdę.Wiesz pewno, że za wagary należy się kara?Nauczyciel trzymał go za kołnierz kaftana.Gdy nieco później wędrował do domu, przygnębiony i na chwilę przynajmniej mądrzejszy, rozmyślał, że uniknąwszy przetrzepania przez rybaka, nie wymknął się jednak solidnej chłoście z wypraktykowanej ręki nauczyciela.Will wiedział, że jego ojca też już zawiadomiono o całej sprawie.Ból i upokorzenie wprowadziły go w smętny nastrój.Jeden tylko był sposób, by się pocieszyć i wzmocnić na duchu.Chłopiec poszedł z rękoma w kieszeniach, starając się przytrzymać spodnie z dala od obolałej skóry, w stronę New Place.Przed pięknym, wielkim domem oparł się o sztachety ogrodu i na kilka chwil zapomniał o kłopotach przeszłych i przyszłych, wdychając cudowny aromat kwiatów, upajając się ich barwami – były żółte, lila, czerwone, ciemnoniebieskie.Ogród miał dla niego zawsze kojące właściwości.Lubił bardzo pomagać matce, gdy zajmowała się ich warzywnikiem przy ulicy Henley, chociaż nie mógł się on nawet równać z ogrodem w New Place.Często potem mówił o ludzkich uczynkach, o rządach, o władzy przy pomocy metafor zaczerpniętych z prac w ogrodach:Ogrodnik:„Idź, uwiąż tamte obwisłe morele,co gnębią ojca jak niesforne dzieciciężkim uciskiem swego marnotrawstwa,i daj podporę gnącym się gałązkom.Ty, jak oprawca, idź pościnaj głowyprątkom, co rosnąc zbyt rączo, wybiegłynad miarę w naszej rzeczypospolitej.Wszystko być równym musi w państwie naszym.Tak was zająwszy, sam pójdę wyplenićszkodliwe chwasty, które bez korzyścissą żyzność gruntu z ujmą zdrowym kwiatom.Pierwszy pomocnik:Mamyż my w ciasnych tych szrankach przestrzegaćpraw, form i wszędzie należnych wymiarówi jakby na wzór silne państwo stawiać,kiedy nasz ogród morzem warowany,kraj cały w chwastach, kwiaty przyduszone,płoty zwalone, drzewa nie ocięte,grzędy w nieładzie, a w ożywczych ziołachroje gąsienic?”(„Tragedia Ryszarda II”)Rozdział IIW dwa lata później położenie majątkowe rodziny osiadłej przy ulicy Henley znacznie się pogorszyło.Dochody z przedsiębiorstwa spadły, a John Szekspir próbował łatać braki pożyczkami.Wstydząc się przyznać, że nie może sobie już pozwolić na działalność społeczną, nadal pełnił różne obowiązki w zarządzie miasta.Szło więc wszystko od złego ku gorszemu.Wierzyciele zaczęli naciskać, a gdy nie mógł ich zaspokoić, oddawali sprawy do sądu.Szczodry i wielkoduszny Szekspir w latach dobrobytu nieraz poręczał za przyjaciół; teraz musiał spłacać nie tylko swoje długi, ale i cudze.Nadszedł więc dzień, kiedy trzeba było sprzedać kamienice nabyte w latach powodzenia, a nawet nieruchomości wniesione jako wiano przez Mary.Młody Will uczył się nie najgorzej, chociaż nadal ulegał pokusom swobodnej włóczęgi po polach i lasach.Przyjaźnił się z gajowymi i drwalami, którzy lubili żywego chłopca, ciekawego ich zajęć, ich narzędzi i sposobów pracy.A gdy ich znowu spotykał, chłopiec nigdy nie zapominał niczego z nauk otrzymanych poprzednim razem.Tylko że nauczyciele i rodzice nie doceniali tych form zdobywania wiedzy.Aż pewnego razu, wróciwszy ze szkoły, Will usłyszał za drzwiami podniesione głosy ojca i matki.– Żadnej z niego pociechy – mówił ojciec gniewnie.– Włóczy się po polach albo nad rzeką, zamiast siedzieć nad lekcjami.I zawsze gada tylko o aktorach i teatrach.A czas najwyższy, żeby się zabrał do roboty.Sama przecie mówiłaś, że powinien się wyuczyć jakiegoś solidnego rzemiosła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •