[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- wyjąkał przerażony Randall.- Puszczę, jeśli mi powiesz prawdę.Bo jeśli nie, to zrobię z ciebie miazgę.Co się dzieje?- Dobrze.dobrze.Powiem wszystko.Austin miał ochotę dać mu w szczękę, ale zwolnił uścisk i cofnął się o krok.Kokaina, pomyślał znowu z wściekłością i obrzydzeniem.Nic dziwnego, że Randall był spłukany.A pieniądze, które mu powierzył? Co z nimi?- Gadaj! - warknął, spodziewając się najgorszego.- Chyba że chcesz zafundować sobie nowy garnitur zębów.- Obiecałem.obiecałem, że ci wszystko powiem, więc daj spokój.Austin poklepał go niezbyt delikatnie po policzku.- Cieszę się, że mnie zrozumiałeś.Najpierw pogadamy, a potem mi obiecasz, że zaczniesz się leczyć.- To wymaga forsy, przyjacielu.- A ty jej nie masz, co? Randall nerwowo oblizał wargi.- Już nie - odparł, blednąc gwałtownie.- Nie? - Austina tknęło złe przeczucie.- Co z pieniędzmi, które ci dałem? Wyśpiewasz mi wszystko, i to zaraz! - Znów klepnął Randalla po twarzy.- I nie chcę słyszeć, że cała forsa wyparowała, jasne?- Pewnie, że nie - zapewnit Randall.- Nigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego.Przysięgam, że twoja forsa i interes są pod kontrolą.Pełną kontrolą.- W porządku.W takim razie pokaż mi dokumenty dotyczące tej sprawy.ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY- Coś się stało szefie?Austin, pochłonięty czesaniem końskiej grzywy, nawet nie podniósł głowy.- Rozumiem - wzruszył ramionami Robb.- Chyba powinienem pilnować swoich spraw.Cofam pytanie.Austin poklepał konia po grzbiecie i odwrócił się dopiero teraz.- Dużo by mówić.- Może mógłbym w czymś pomóc?- Nie utwierdzaj mnie w przekonaniu, że mam paranoję.- Nie rozumiem.- Robb popatrzył na niego zaskoczony.- Ale jak chcesz.Austin uśmiechnął się blado.- Kiedy wychodziłem z hotelu, miałem wrażenie, że ktoś mnie śledzi.- Jak to? - ożywił się Robb.- Wiem, że gadam od rzeczy, ale to wydawało się takie realne, że patrzyłem przez ramię nawet w samochodzie.Co ciekawsze, nie zdarzyło się to po raz pierwszy.- Może to wcale nie jest paranoja.Domyślasz się, kto mógłby to robić?- Mam pewne przypuszczenia - odparł Austin, myśląc o Randallu i Lesterze.Wciąż miał w pamięci ich pełne nienawiści spojrzenia.Raczej wykluczał Randalla.Znał go dość długo i zawsze uważał, że to tchórz.Nie mógł jednak być pewny.Randall miał mu pokazać dokumenty dotyczące ziemi w Nowym Orleanie, lecz jak dotąd nie pokazał wszystkich.Mimo to był przekonany, że jeśli ktoś go śledzi, to raczej Lester lub któryś z jego kumpli.Nie wierzył w jego nagłą miłość do Cassie i Tylera.Tan łajdak musiał mieć jakiś ukryty motyw.Dlatego postanowił za wszelką cenę dowiedzieć się, o co chodzi.- Sądzisz, że grozi ci jakieś niebezpieczeństwo? - spytał z przejęciem Robb, kiedy zapinał koniowi uprząż.- Skąd, na Boga.- Obyś miał rację.Ale wiesz chyba, że w dzisiejszych czasach nie brak świrów.Austin nie odpowiedział, tylko podszedł do drzwi stajni i spojrzał na konie, które skubały trawę na pastwisku.Ten widok podniósł go na duchu.W najbliższych dniach planował sprzedać kilka z nich i zarobić na tym niezłe pieniądze.Ale najważniejsze było to, że mógł tu przyjechać i zapomnieć o kłopotach.- Jak się mają źrebięta, które sprowadziliśmy od Man-narda? - zwrócił się do Robba, który wciąż przyglądał mu się bacznie.- Świetnie.Myślę, że zarobisz na jednym z nich kupę forsy.- I ten stary wyga Mannard wypuścił taki skarb z ręki? Trudno w to uwierzyć.- To się jeszcze okaże - stwierdził Robb.- Przepraszam, szefie, muszę jechać na drugi koniec pastwiska.Trzeba załatać dziurę w ogrodzeniu.- I akurat ty będziesz ją łatał? Nie zawracaj sobie czymś takim głowy.Niech ktoś to zrobi za ciebie.Robb nasunął na głowę kapelusz.- Nie ma potrzeby.Muszę stracić trochę sadła.- Pamiętaj, żeby pić dużo wody.W tym upale nietrudno o udar słoneczny.- Nie martw się o mnie - uśmiechnął się Robb, po czym wsiadł na konia i odjechał w kierunku pastwiska.Austin został sam.Długo zastanawiał się, co robić, w końcu postanowił wziąć prysznic i wrócić do miasta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •