[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego francuski akcent stał się wyraźniejszy.I znowu mówił do niej cherie.Morgan zdała sobie sprawę, że rozpoczął kolejny, bardziej niebezpieczny etap gry.Dlaczego wybrał właśnie ją? - przemknęło jej przez głowę.Może dlatego, że jest tak bogata? Notoryczni uwodziciele nie roztaczają swoich wdzięków wobec młodziutkich dziewcząt bez powodu.- Ale przecież już mi je pan pokazał - powiedziała, rozmyślnie wlepiając w niego ogromne, niewinne oczy.- Ach - westchnął - pani się mnie obawia.Myśli pani, że jestem groźnym, zębatym wilkiem z ostrymi kłami.W takim razie gorąco przepraszam, lady Bedwyn.Nie zamierzam na siłę narzucać mego towarzystwa młodej damie, która się mnie boi.No cóż, zadziałało.Choć doskonale zdawała sobie sprawę, ze on nią manipuluje niczym marionetką, zareagowała tak, jak oczekiwał.Zjeżyła się.- Boi? - prychnęła lekceważąco.Rozłożyła wachlarz, dotąd zwisający jej z przegubu, i zaczęła się energicznie wachlować.- Ja miałabym się pana bać, lordzie Rosthorn? Być może nie zdaje pan sobie sprawy, co to znaczy nazywać się Bedwyn.My nie boimy się nikogo, zapewniam pana.Idziemy.Książę uśmiechnął się szeroko i Morgan dostrzegła uznanie w jego oczach.Zagłębili się w jedną z wyznaczonych przez rząd lampionów alejek - i natychmiast ogarnęło ich złudzenie odosobnienia i ciszy.- Wreszcie zaczynam się dobrze bawić, tak jak to sobie wyobrażałem, planując ten wieczór - powiedział książę.- Ze mną? - Spojrzała na niego wyniośle, a nawet pogardliwie i znów poruszyła wachlarzem.- Zamierzał pan bawić się ze mną?- Z panią, cherie - powiedział cicho.- Wszystko to jest ze względu na mnie? - spytała.- Cały ten wieczór?- Sądziłem, że może się pani spodobać.Zatrzymała się.Zatrzasnęła wachlarz i puściła go, pozwalając, by zwisał jej z przegubu, tak jak poprzednio.- Dlaczego, na Boga? - spytała.- Dlaczego sądziłem, że może się to pani spodobać? - powtórzył.- Bo jest pani młoda, cherie, a młode damy uwielbiają pikniki, księżyc i muzykę.Czyż nie tak?- Pytałam - wycedziła chłodno - dlaczego właśnie ja, lordzie Rosthorn? Dlaczego zachowuje się pan ze względu na mnie tak rozrzutnie i ekstrawagancko, skoro jestem dla pana całkiem obca? To ogromna zarozumiałość z pana strony.- Ach, mais non*[* mais non (fr.) - ależ skąd (przyp.red.).] - zaprzeczył.- Nie jest pani dla mnie całkiem obca.Przecież zostaliśmy sobie oficjalnie przedstawieni.Tańczyliśmy razem walca.- Oficjalna prezentacja i jeden taniec to ma być wystarczająca podstawa do zorganizowania czegoś tak wymyślnego? - Władczym gestem zatoczyła ramieniem półkole.- Myślę, lordzie Rosthorn, że wybrał mnie pan dla przelotnej miłostki.Jestem przekonana, że pańskie intencje nie są szlachetne.- Szlachetne - zaśmiał się lekko.- Nie zamierzam paść na kolana i prosić, by została pani księżną Rosthorn, jeśli to właśnie ma pani na myśli, cherie.- W chwiejnym świetle lampionu dostrzegła rozbawienie w jego oczach.- Na balu u Cameronów odniosłem jednak wrażenie, że rozpoznaję w pani pokrewną duszę, taką, która buntuje się przeciwko sztywnym zasadom obowiązującym w towarzystwie i która tęskni za wolnością i przygodą.Czy nie mam racji?- A tęsknota za wolnością i przygodą nieuchronnie musi mnie prowadzić do zaspokojenia pańskich zachcianek, czy tak, lordzie Rosthorn? - spytała wzgardliwie.- Zbyt wiele pan sobie wyobrażał.- Czyżby? - Przechylił głowę i przyglądał się jej bacznie.- I cóż pan teraz zamierza? - ciągnęła.- Podjął pan kolosalny wysiłek, aby mnie tu ściągnąć.I co pan teraz ze mną zrobi? Skradnie mi pocałunek? Spróbuje mnie uwieść? - Uniosła brwi i zdała sobie sprawę, o przewrotności, że ta gra szalenie ją bawi.Oboje byli siebie warci.- Uwieść? - Przyłożył rękę do serca i spojrzał na nią w śmiertelnym szoku.- Czy sprowadziłbym tutaj te tłumy cywilów i cały regiment wojska, gdyby było moim zamiarem panią wykorzystać? Piknik mógłby zakończyć się wtedy dość spektakularnie - powieszono by mnie na jednym z tych drzew albo kazano przebiec między szpalerem nastawionych szabli.- Nie może pan jednak zaprzeczyć, że zamierzał mi pan skraść pocałunek?Nachylił się odrobinę bliżej.- Spierałbym się o użycie przez panią czasu przeszłego - powiedział półgłosem.Fakt, że była najmłodszą z Bedwynów - znacznie młodszą od pozostałych i na dodatek kobietą - zawsze stawiał ją w nadzwyczaj niekorzystnej pozycji podczas wszelkich kłótni z rodzeństwem.Jednego jednak nauczyła się doskonale: że zwykle najlepszą obroną jest atak.I zaskoczenie.- W takim razie sugerowałabym, lordzie Rosthorn - powiedziała cierpko - abyśmy zeszli z tej alejki, gdyż zgodnie z tym, co pan mówił, jest doskonale widoczna dla zgromadzonych na pikniku gości, i to z każdego miejsca.Lepiej wejdźmy w las.A może życzy pan sobie, by widziano, jak mnie pan całuje.czy też usiłuje pan to zrobić?Wydął usta.Oczy zajaśniały mu wesołością.Skłonił się dwornie i podał jej ramię.- Co do mnie, to oczywiście pragnę zobaczyć kontrast między ciemnym a oświetlonym lasem - powiedziała, gdy ruszyli w ciemność.- Między naturą w swoim stanie pierwotnym a zmienioną poprzez ingerencję człowieka.- Ach, więc chodzi po prostu o przechadzkę na łonie natury, tak? - zauważył.- Mogę - wyrzekła z lekką pogardą - pozwolić panu, by mnie pan pocałował, zanim wrócimy, a mogę nie pozwolić, lordzie Rosthorn.Nie będzie to więc pocałunek skradziony, tylko taki, którym pana obdarzyłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]