[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Łase na nie panny również.A to jej się dostało! Najpiękniejsza na balu, też coś! Dróżka wiodła do kotlinki okolonej potężnymi dębami, których konary stykały się w górze niczym sklepienie.- Najpiękniejsze są pani oczy.- Spojrzał na nią z ukosa.- Nigdy nie widziałem tak pięknych i w takim kolorze.Wszystko to było wysoce niestosowne, ale cóż, sama tego chciała.- Chyba pan coś o mnie wie.Ktoś musiał mnie panu wskazać, skoro wiadomo panu, co się wydarzyło rok temu.Zapewne więc kierowała panem ciekawość.Spojrzał na nią bystro.- Czy chciałem zatańczyć z porzuconą przy ołtarzu panną młodą? Mam nadzieję, że w Newbury jest duży park, a Kilbourne biega po nim w kółko, chłoszcząc się bez litości, bo jak ostatni głupiec ożenił się z kimś innym - na pewno pod wpływem impulsu - i stracił szansę związku z panią.Skarciła się w myśli surowo za satysfakcję, jaką sprawiły jej te słowa.Od przeszło roku czuła się taka nieatrakcyjna!- Jest pan w błędzie.On się ożenił z miłości.- Jechali teraz przez gęsty, zielony cień.Lauren opuściła parasolkę, nie składając jej jednak.- Czyżby pani zamierzała za niego wyjść bez miłości? - Znów rzucił jej szybkie, przenikliwe spojrzenie.Lauren uniosła podbródek i spojrzała przed siebie.Jak mogła dać się wciągnąć w tę pułapkę?- To było impertynenckie pytanie, hrabio.- Najmocniej przepraszam, ale co Kilbourne stracił, ja zyskałem.Poprosiłem panią do tańca, bo uderzyła mnie pani uroda i koniecznie chciałem panią poznać.Posłałem róże, bo po tańcu mogłem już tylko wrócić do domu i przeleżeć pół nocy, myśląc o pani.Złożyłem dzisiaj wizytę i zabrałem panią na przejażdżkę, bo gdybym pani nie ujrzał, przez całą resztę lata nie potrafiłbym ani na jawie, ani we śnie myśleć o nikim innym.Spojrzała na niego bez słowa, bo gniew odebrał jej mowę.Czyż on ją ma za głupią gąskę?!- Hrabio - odezwała się chłodno - żaden dżentelmen nie kpiłby sobie w ten sposób z damy.Ostrzegano mnie, że pan nim nie jest, i właśnie się o tym przekonałam.Niech pan łaskawie odwiezie mnie na Grosvenor Square.Miał tyle tupetu, żeby zerknąć na nią i zaśmiać się cicho.- No cóż, zadała mi pani pytanie.- Przełożył lejce do prawej ręki, a lewą ujął jej dłoń i uniósł do ust.- A niegrzecznie byłoby skłamać.- Przypuszczam - jej ton był lodowaty - że chciał mnie pan złowić na zuchwały komplement, bo jestem porzuconą narzeczoną.Chciał się pan zabawić moim kosztem, ale nic z tego nie wyszło.Przyjechałam do Londynu, żeby asystować księżnej Portfrey, która wkrótce zostanie matką.Nie mam najmniejszego zamiaru szukać męża, a gdyby nawet, to nie stanę się łatwą zdobyczą dla kogoś takiego jak pan.- Kogoś takiego jak ja.- Lauren zdała sobie nagle sprawę, że jadą prosto ku bramie parkowej.- Naopowiadano pani o mnie strasznych rzeczy.No i na własne oczy widziała pani tę scenę w parku.Sam przyznałem, że złamałem bratu nos i że wypędzono mnie z rodzinnego domu.Jak sądzę, moje szanse na dalszą znajomość z panią są znikome.- Zdecydowanie.- Wyjechali już spomiędzy drzew i słońce zaświeciło im prosto w oczy.- Złamała mi pani serce.- Mimo tych słów wciąż widziała w jego oczach lekkie rozbawienie.- Wątpię, czy pan w ogóle je ma.Żadne z nich nie powiedziało już ani słowa.Gdy kariolka w kilka minut później stanęła przed drzwiami domu, a lokaj podbiegł do koni, Lauren musiała pozwolić, by wicehrabia zsiadł, obszedł powozik, a następnie pomógł jej zejść z wysokiego siedzenia.Lecz nawet wtedy nie dane jej było zachować godności, gdyż chwycił ją obiemarękami w pasie i postawił na bruku.Co prawda nie przycisnął jej do siebie, jak się ze zgrozą przez moment spodziewała, ale i tak odległość między nimi wyniosła ledwie parę centymetrów.Spojrzała na niego oburzona.- Dziękuję za przejażdżkę - powiedziała uprzejmie.- Do widzenia.Uśmiechnął się szeroko.- To ja pani dziękuję.- Dopiero wtedy zdjął dłonie z jej talii i skłonił się przed nią elegancko.- Au revoir, panno Edgeworth.Drzwi frontowe już się otwierały.Powers zauważył, że wróciła.Lauren weszła na schody, a potem do holu, powoli i z godnością.Nie obejrzała się za siebie ani razu.4Kto to to taki, ten Sutton? - spytał Farrington.- A, owszem, znam go nieźle.Byliśmy na jednym roku w Oksfordzie.Spłataliśmy razem parę niezłych figli, nim odziedziczyłem tytuł, stając się głową rodziny, filarem społeczeństwa i nieznośnym starym nudziarzem.- W przyszłym tygodniu zaprosisz go do swojej loży w teatrze.Na spotkanie z kolegami - mruknął Kit.- Oczywiście z narzeczoną.- Doprawdy? - Obydwaj jechali konno wzdłuż Rotten Row.Był wczesny ranek.- A czy wolno mi spytać, po co?- Ponieważ lady Wilma Fawcitt jest kuzynką panny Edgeworth
[ Pobierz całość w formacie PDF ]