[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na samej granicy pola widzenia z alejki między kontenerami wychodziła szczuplutka dziewczyna w niebieskiej, bardzo kusej spódniczce, bananowej bluzce z obszernymi rękawami i tej samej barwy sandałach na niewysokim obcasiku.Złote, połyskujące w słońcu włosy utrzymywała w ładzie błękitna opaska, między odsłoniętymi uszami a ramionami migotały długie, metalowe klipsy.A poza tym.Dwadzieścia lat, dwadzieścia cali w talii, dwudziestomilimetrowe – niemalże – rzęsy wokół chabrowych oczu.Itede.Moja na poły realna, na poły wyśniona Dwudziestka.Wiedziałem już, kim jest, a nawet – co mi zrobiła.Nieważne.Musiałem wrosnąć w ziemię i pogapić się na nią jak na cudowny miraż.Ona też się zatrzymała.Siłą rzeczy jako trzeci stanął towarzyszący jej trzydziestolatek w mundurze z sierżanckimi dystynkcjami, przygnębiająco brzydki na tle dziewczyny.Dawny plutonowy Żaniec.Bez wąsów.Posłałem mu odrobinę żartobliwy salut – bycie cywilem ma swoje dobre strony.Ruszyliśmy sobie naprzeciw.Niekiedy łatwiej podejść niż stać i się gapić z daleka.Trochę trudniej znajduje się odpowiednie słowa.– To pan – powiedziała w końcu ślicznie zarumieniona Dorota Kowalak.– Co za spotkanie.– Co za – zgodziłem się.– Czołem, panie sierżancie.Gratuluję awansu.– Jak pan tu wszedł? – Wyglądał na poruszonego moją obecnością.– Stare znajomości – wzruszyłem ramionami.– Pan jeszcze tutaj? Pamiętam, że nie podobało się panu w Bośni.– Pieniądze – mruknął.Jego twarz nie wyrażała niczego, ale pod owym „nic” nie krył się na pewno entuzjazm do mojej osoby.– Nie powinien pan się tu pokazywać.Pułkownik nogi komuś wyrwie z tyłka.Odszedł nieoczekiwanie, zostawiając mnie sam na sam z blondynką.Też nietryskającą szczęściem, ale o wiele dyskretniejszą.– Znacie się? – zapytała, by cokolwiek powiedzieć.– A skąd? – potrząsnąłem ramionami.– Składam gratulacje każdemu jak leci.My, pijacy, mamy życzliwość we krwi.Zarumieniła się.Nie wszystkim jasnowłosym kobietom jest z tym do twarzy, ale jej było.– Gniewa się pan, prawda? – zapytała skruszonym tonem.– A powinienem? – zapytałem spokojnie.– Zastanawiałam się, czy nie przysłać panu artykułu do autoryzacji, ale.Wtedy ze trzy razy powtarzał pan, że mogę pisać wszystko, co usłyszałam.Bo to szczera prawda, a pan nie wstydzi się prawdy.No i jakoś tak.– Żadnych wyrzutów sumienia? – złagodziłem pytanie nieznacznym uśmiechem.Po krótkim wahaniu pokręciła głową.– To było ostre – przyznała.– Ale nie dodałam wiele od siebie.I wcale nie chciałam panu dokopać.Po prostu.no, trochę inaczej patrzymy na życie.– My?– Kobiety – wyjaśniła.– Kiedy jeden facet napisze o innym, że tamten płakał, to jest to zwyczajna złośliwość.Kobieta to robi, bo współczuje, rozumie albo chciałaby pomóc lub przynajmniej prosi innych, by pomogli.Bez złych intencji.Nie chciałam panu zaszkodzić tym tekstem.Naprawdę.– Tylko pomóc? Mnie czy sobie?– To takie złe? Pisanie o tym, że w życiu nie wszystko się udaje?– Muszę go w końcu przeczytać – powiedziałem po chwili milczenia.– Nie ma go pani czasem ze sobą?– Nie czytał pan? – zadarła brwi pod samo niebo.– A wyglądam? Pisze pani, że wypłakiwałem się pani w kołnierz, a ja nie wyrywam teraz nikomu kudłów.To chyba o czymś świadczy, prawda?– Nie pisałam o żadnym płaczu – zaprotestowała.– To taki akademicki przykład, przenośnia.– No to bum – powiedziałem.– Kamień z serca.Przyglądała mi się jakiś czas.Całkiem przyjaźnie.– Co pan tu robi?– Wywiad numer dwa? Powrót nieomylnego?– Naprawdę pan nie czytał? – zmarszczyła brwi.– Trzy palce na sercu.Znam tytuł i jedną subiektywną recenzję.Zawierała sugestię, że szlag mnie może trafić od lektury, więc zbieram się powoli na odwagę.– Tego co prawda nie napisałam – zastrzegła się – ale żalił się pan, że nie ma nawet na benzynę.A teraz, hokus-pokus, spotykamy się w Bośni.Dziwne, nie uważa pan?– Sprawy służbowe, żadna turystyka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •