[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale słysząc moją odpowiedź panna de Chartres zdwoiła błagania z takim uporem, że powiedziałam do jej matki: “No więc, moja droga, to ty musisz podjąć decyzję”.“Cóż robić! – odparła diuszesa – nie można przeszkodzić temu biednemu dziecku, skoro pragnie odbyć praktyki religijne”.“Niechże więc jedzie – odrzekłam – i niechaj Bóg sprawi, żeby udała się tam rzeczywiście w tej intencji”.“Przysięgam ci, pani – ozwała się panna de Chartres – że udaję się tam tylko dla Boga i żadna myśl ziemska mi nie przyświeca”.Ucałowała wtedy nas obie, a nazajutrz rano, o siódmej, wyjechała.– No i co? Wiedziałem o tym, bom miał sam ją odwieźć – odparł regent.– Czy zdarzyło się tymczasem coś nowego?– Zdarzyło się to – odparła Madame – że odesłała wczoraj wieczorem stangreta obarczając go listem do nas, do ciebie, do matki i do mnie, w którym oświadcza, że znalazła w klasztorze taką ciszę i taki spokój, jakich nie spodziewała się znaleźć nigdzie na świecie, i dlatego nie chce stamtąd wracać.– A cóż na to jej matka, co myśli o tej chwalebnej decyzji? – spytał regent sięgając po list.– Jej matka? – powtórzyła Madame.– Jej matka jest bardzo rada; tak sądzę, jeśli chcesz poznać moją opinię; bo uwielbia klasztory i uważa za wielkie szczęście dla córki, że chce ona zostać zakonnicą; ale ja mniemam, że nie będzie to szczęściem, bo nie ma tu powołania.Regent przeczytał list raz i drugi, jakby w tym prostym wyrazie pragnień panny de Chartres próbował odkryć utajone przyczyny, które zrodziły ową chęć pozostania w Chelles, i po chwili głębokiego namysłu, jakby szło o losy cesarstwa, powiedział:– Jest w tym jakiś zawód miłosny.Może wiesz, pani matko, czy Luiza w kimś się kocha?Madame opisała wówczas regentowi zdarzenie w Operze, kiedy to pannie Chartres wyrwał się z ust okrzyk podziwu dla pięknego tenora.– Do diabła! Och, do diabła! – zaperzył się regent.– I co uczyniłyście, twoja synowa, diuszesa Orleańska, i pani, droga matko, po waszej naradzie macierzyńskiej?– Wyrzuciłyśmy tego Cauchereau za drzwi i zakazałyśmy Luizie bywania w Operze.Mniej nie mogłyśmy zrobić.– No tak! – zgodził się regent.– Nie ma potrzeby szukać dalej; w tym cała rzecz i musimy wyleczyć ją czym prędzej z tej słabostki.– I cóż uczynisz, synu, by tego dokazać?– Jeszcze dziś pojadę do opactwa w Chelles, wypytam Luizę; jeśli okaże się to tylko kaprysem, zostawię kaprysowi czas, by przeminął.Dopiero za rok musiałaby złożyć śluby; będę udawał, że aprobuję jej powołanie, a na pewno w chwili, gdy będzie zmuszona przywdziać kwef zakonny, sama przybiegnie nas prosić, abyśmy dobyli ją z kłopotów, w które się uwikłała.Jeśli natomiast sprawa okaże się poważna, trzeba będzie przedsięwziąć inne środki.– Mój Boże – westchnęła Madame wstając z fotela – pomyśl, mój synu, że biedny Cauchereau nie ma z tym nic wspólnego, a może nawet nie wie o uczuciu, jakie wzbudził.– Uspokój się, pani matko – odparł książę z uśmiechem, ubawiony tragiczną interpretacją, jaką Madame ze swoim sposobem myślenia, przyjętym po drugiej stronie Renu, nadała jego słowom – nie przyczynię się do powtórzenia żałosnej historii kochanków z opactwa Paraclet; głos Cauchereau nic nie straci ze swego męskiego brzmienia w związku z tą sprawą, a wobec księżniczki krwi nie stosuje się tych samych kar, co wobec skromnej mieszczki Heloizy.– Ale z drugiej strony – rzekła Madame, niemal równie przerażona pobłażliwością księcia, jak pozorną jego surowością – nie możemy okazać zbytniej słabości.– Droga matko – rzekł regent – ściśle rzecz ujmując, jeśli już koniecznie Luiza musi kogoś zdradzać, wolałbym, żeby to był mąż, a nie Pan Bóg.I ucałowawszy z respektem rękę matki, odprowadził do drzwi biedną księżnę, zgorszoną tą swobodą obyczajów, do której nie mogła aż do śmierci przywyknąć.Kiedy Madame wyszła, diuk Orleański siadł znów przed swoim rysunkiem, nucąc arię z opery “Pantee”, którą stworzył pospołu z La Fare’em.Mijając przedpokój Madame spostrzegła, że zbliża się ku niej jakiś człeczyna w wysokich butach podróżnych, z głową tonącą w olbrzymim kołnierzu podbitego futrem płaszcza.Znalazłszy się przy drzwiach, wysunął z kapuzy małą głowę, ukazując twarz ze spiczastym nosem i drwiącymi oczyma – fizjonomią przypominał zarazem kunę i lisa.– Ach, ach, to ty, mój księże – odezwała się Madame.– We własnej osobie, Wasza Wysokość.Dopiero co ocaliłem Francję, ni mniej, ni więcej.– Tak – powiedziała Madame – słyszałam o czymś podobnym, ale również o tym, że stosowano truciznę w przypadkach niektórych chorób.Pewnie wiesz o tym, Dubois, boś synem aptekarza.– Wasza Wysokość – odparł Dubois ze zwykłym sobie zuchwalstwem – może i wiedziałem o tym, ale już zapomniałem.Wasza Wysokość wie, że jako bardzo młody chłopak porzuciłem driakwie pana ojca, aby kształcić syna Waszej Wysokości.– Dobrze już, dobrze, mój Dubois – rzekła śmiejąc się Madame – jestem rada z twojej gorliwości, a jeśli będzie do objęcia jakaś ambasada w Chinach lub Persji, poproszę regenta, by cię tam posłał.– Czemuż to nie na Księżyc lub na Słońce? – spytał Dubois.– Byłabyś, pani, pewniejsza, że mnie już nigdy nie ujrzysz.I kłaniając się szarmancko Madame po tej odpowiedzi, nie zaczekał, aż go ona zgodnie z etykietą oddali, lecz obrócił się na pięcie i nie każąc się bynajmniej zaanonsować, wszedł do gabinetu regenta.XXIII.Ksiądz Dubois.Wszyscy znamy początki kariery księdza Dubois; nie będziemy zatem rozwodzić się nad biografią jego młodzieńczych lat, biografią, jaką odnajdziemy we wszystkich pamiętnikach z tego okresu, zwłaszcza zaś u nieprzejednanego Saint-Simona.Dubois nie został przez Saint-Simona oczerniony: byłoby to niepodobieństwem; powiedziano o nim tyle złego, na ile zasługiwał, ale nie powiedziano tyle dobrego, ile można było powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •