[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umysł jego potrzebuje koniecznie takiego sztucznego podniecenia nerwów.W takim stanie on tworzy największe arcydzieła, a jego słowa wtedy - to natchniona improwizacja, wobec której blednie taka Oda do młodości.Proszę tylko posłuchać.I zapalony wielbiciel mistrza, nie chcąc stracić ani jednego słowa z tego, co mówić będzie, przeciskał się natarczywie między gośćmi, aby być jak najbliżej mówiącego.Poszedłem za nim - sam, bo ciocia odeszła przed chwilą wydawać rozkazy służbie, i stanąłem poza plecami tych, którzy ścieśnionym kołem otaczali przybyłego, gdyż każdy pragnął z nim kilka słów zamienić, każdy silił się, jako malarzowi, coś powiedzieć a propos malarstwa, pochwalić się znajomością tej sztuki i wymieniano nazwiska głośniejszych malarzy: Matejki, Siemiradzkiego, Brandta, Kossaka i innych.Mistrz słuchał tych banalnych popisów miejscowej erudycji z oczyma przymkniętymi, twarzą nachmurzoną, bąkając od czasu do czasu pod nosem pojedyncze wyrazy, jak:- To żaden malarz, fuszerzy, mydlarze, aparaty foto graficzne z pędzlami itd.- O kimże on to mówi? - spytałem Dyzia.- To tak ogólnie - tłumaczył mi, a odprowadziwszy na bok, dodał: - bo trzeba ci wiedzieć, że to ogromny arystokrata na punkcie sztuki, ogromny nietolerant w tym względzie, nie znosi marności.Gdyby to od niego zależało, to kazałby wyciąć w pień cały proletariat artystyczny, spalić wszystkie rodzajowe bawidełka, a zostawić na zawrotnych wyżynach sztuki te tylko arcydzieła, które są odbiciem „absolutu duszy”.Estetyczne te objaśnienia przerwał mu ruch osób, posuwających się powoli ku sali jadalnej w uroczystym pochodzie, który rozpoczęła pani Hortensja, prowadząc pod rękę mistrza Henryka, dumna niesłychanie z tego zaszczytnego odznaczenia, jakie jej przypadło w udziale, a raczej jakie sobie sama zdobyła tytułem znajomości, łączącej ją z dostojnym gościem.Tuż za nimi cisnęła się, dość nawet niegrzecznie, młodzież, złożona z entuzjastycznych czcicieli mistrza, chcąc być najbliżej niego, aby pokazać wszystkim, że on jest ich własnością, że do nich należy i że oni, jako jego gwardia przyboczna, zajmują tu pierwszorzędne stanowisko.Reszta osób posuwała się z wolna za nimi; ksiądz kanonik z panią baronową, panie z panami parami, a następnie cała czerń fraków i białych krawatów.Ciocia przy stole wskazywała miejsca, gdzie kto ma siedzieć, posługując się mną, który odgrywałem przy niej rolę adiutanta.Mistrza umieszczono poza dwoma bukietami w środku stołu między baronową i panią Hortensją.Dalej szły panie i panowie przeplatanego, a dalej gdzie kto mógł się usadowił.Tylko tych panów, co zasiedli do taroka, nie można było sprowadzić.Zagrali się tak, że aby nie przerywać gry, kazali tam podać sobie kolację.Ciocia zgodziła się na to, bo i tak nie było już miejsca przy stole, i ja, ciocia i kilku panów musieliśmy się mieścić w kącie przy małym stoliku, skąd i tak często trzeba było wstawać dla spełnienia obowiązków gospodarskich.Ponieważ wszyscy byli porządnie wygłodzeni długim oczekiwaniem, więc pierwsza połowa kolacji odbyła się w poważnym milczeniu, przerywanym tylko szczękiem noży i widelców, bo wszyscy zajęci byli jedzeniem z wyjątkiem pani Hortensji, która jak czuła matka rozciągała opiekę nad swoim sąsiadem, nakładając mu na talerz najlepsze kąski, nalewając wino, zmieniając talerze, które to usługi przyjmował, jako należny hołd, z bierną obojętnością, nie zadając sobie nawet trudu na dziękowanie.W drugiej połowie kolacji towarzystwo całe dopiero się ożywiło, rozpoczęły się rozmowy, śmiechy i wesołość ogólna wśród zmieszanego gwaru różnorodnych głosów.Nawet ciocia, której czoło powlekała dotąd lekka chmurka niezadowolenia, tak lekka, że tylko ja, jako znający ją doskonale, mogłem to spostrzec, rozjaśniła się, ożywiła i rozgadała w naszym małym kółku.Służba zaczęła odkorkowywać szampańskie butelki, nalewać musujący napój w wysmukłe kieliszki, a adwokat Zybel, powstawszy z miejsca, rozpoczął toast, którego wszyscy z uwagą słuchali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •