[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.HULATYŃSKI.Jeżeli tak — to zaczynam mieć pewne skrupuły sumienia — bo przyznam się pani, że to ja głównie odwodziłem Adama od tego małżeństwa.MARYA.A — nie poczciwy z pana człowiek.— Powinieneś teraz naprawić to, coś zepsuł.HULATYŃSKI.Z całego serca.Ale jak?MARYA.Trzeba nam ich pogodzić.— Pan sprowadzisz tu pana Adama — a ja tymczasem pogadam z Joasią.HULATYŃSKI.Teraz — zaraz.MARYA.Niema co odwlekać — czekam panów, do widzenia.(Chce odejść).HULATYŃSKI (wyjmując gazety).A może pani będzie tak łaskawa oddać to ojcu.MARYA.Gazety?HULATYŃSKI.Tak — parę dzienników.— Profesor trochę się rozerwie.MARYA (patrząc z wdzięcznością).Jaki pan dobry, że pamiętałeś o tem.— Poczciwy ojczulek — dopiero się ucieszy.(Podaje mu rękę).Serdecznie panu dziękuję.Hulatyński.Ależ to taka drobnostka.Marya.Zrobiłeś pan nią wielką przyjemność i mnie i ojcu (odchodzi na lewo).HULATYŃSKI (patrząc za nią zachwycony).No, nie pamiętam, żeby mnie kiedy w życiu coś tak ucieszyło, jak tych kilka słów z jej ustek.— Nie, ta kobieta oczarowała mnie zupełnie, — Ja czuję, że ona ze mnie mogłaby zrobić takiego pantofla, że to ha!.Niech tam — pal licho! — Byleby się tylko zgodziła na to.Scena piąta.MARZYCKI, HULATYŃSKI, (potem) JOASIA, (wkońcu) CIEPISZEWSKI.HULATYŃSKI (spostrzega w głębi wchodzącego Marzyckiego, który na jego widok chce się cofnąć zakłopotany).Adam! ty tutaj? (Idzie ku niemu i wchodzą razem na środek sceny).Nie wytrzymałeś?MARZYCKI.Karolu! Nie śmiej się ze mnie.Wstyd mi doprawdy, żem taki słaby — rozum każe mi się cofnąć, a serce ciągnie mnie tu mimo woli.HULATYŃSKI.Wszystko to pięknie, ładnie, ale nie możesz przecie ty pierwszy przepraszać ją za to, że ci takich impertynencyj nagadała.MARZYCKI.Po głębszej rozwadze widzę, że i ja tu nie byłem bez winy.HULATYŃSKI.Kapitulujesz już jak widzę, mój drogi.— Co to dopiero będzie po ślubie.MARZYCKI.Ależ bo zważ sam.HULATYŃSKI.Nie tłómacz się.— Chodźmy lepiej do panny Maryi na naradę wojenną, żeby ta kapitulacya odbyła się jakoś z honorem.(Wychodzą na lewo).JOASIA (wbiega z prawej).Czy mi się zdawało, że pan Adam wszedł do domu? Pójdę go przywitać.(Chce biedz na lewo i nagle zatrzymuje się).A jeżeli on nie dla mnie przyjechał?CIEPISZEWSKI (wchodzi obładowany gazetami, jednę trzyma rozłożoną, drugą pod pachą, inne w kieszeni).Hm; gazetki — delicye prawdziwe.— Nie mógł mi większej zrobić uciechy, — Poczciwy chłopak — niech mu Bóg da zdrowie!JOASIA (nieśmiało).Czy mi się zdawało, że ktoś z gości przybył?CIEPISZEWSKI.A tak — Hulatyński — poczciwiec przywiózł mi Narodówkę.JOASIA.I jeszcze ktoś więcej.CIEPISZEWSKI.A i lembergierkę i kurjery warszawskie — multum gazet.JOASIA.Ale ja nie o to pytam.CIEPISZEWSKI (podnosząc na nią oczy).A o co?JOASIA.Kto jeszcze więcej przyjechał?CIEPISZEWSKI.(przeglądając gazety).Kto więcej — kto więcej — (czyta).Londyn — sprawy egipskie.JOASIA.Mnie się zdaje, że pan Marzycki?CIEPISZEWSKI (przestając czytać).A tak, tak — jest Marzycki.JOASIA.Zapewne w saloniku?CIEPISZEWSKI.Nie — poszedł na górą do Maryni.JOASIA.Do Maryni?.A to po co?CIEPISZEWSKI.A kto ich tam wie? — Mają jakieś sekreta ze sobą, więc się wyniosłem, żeby im nie przeszkadzać.(Idzie do altany).Tak — tu będzie cichutko (rozkłada gazety na stoliku — siada i czyta).JOASIA.A więc on tu dla niej przyjechał.— No tak, przecież Hulatyński mówił, że jest nią oczarowany.— Dopóki jej nie poznał, to i ja byłam dobra od biedy; ale teraz cóż ja mogę znaczyć przy niej! Ona taka mądra — taka uczona — a ja sobie po prostu głupia gąska.— (Płacze — po chwili spojrzawszy na lewo).Idą tu, we dwoje — pod rękę.(Ociera chustką oczy i cofa się prędko w głąb sceny, jak można najdalej, i tam schowana za krzakiem obserwuje przychodzących).Scena szósta.MARYA, MARZYCKI, JOASIA (w głębi) CIEPISZEWSKICIEPISZEWSKI (w altanie) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •