[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie móg³ uwierzyæ, ¿e tak nagle zapomnia³a o ichumowie.Nastêpnego dnia uda³ siê do s¹siedniego pokoju ju¿ o godzinie wpó³ dodziesi¹tej i pod pretekstem konwersacji z panem Hlavatým wytrzyma³ na parapeciew pozycji stoj¹cej a¿ do wpó³ do jedenastej, lecz matki nie dojrza³.Zawiedziony wróci³ do ³Ã³¿ka i z roztargnieniem przegl¹da³ ilustrowan¹publikacjê Karla Plicki zatytu³owan¹ Zamek Praski, któr¹ mu przez ojca przes³a³dziadek Jiøí.Kiedy wesz³a pielêgniarka, zapyta³, czy matka przypadkiem nieprzekaza³a mu jakiejœ wiadomoœci.– Czyja matka? Jaka wiadomoœæ? U kogo? – wyrzuci³a pielêgniarka zezniecierpliwieniem.Kvido zrozumia³, ¿e pielêgniarka siê spieszy.Nie chcia³ ryzykowaæ, by gotraktowano byle jak, i dlatego w najwy¿szym stopniu skupi³ uwagê i wyjaœni³ca³¹ sytuacjê w jedynym, logicznie i stylistycznie wprost nieprawdopodobnieprzejrzystym zdaniu.Minê mia³ przy tym tak powa¿n¹, ¿e pielêgniarce zrobi³osiê go ¿al.Nawet na chwilê usiad³a ko³o niego na skraju ³Ã³¿ka.– Jeœli twoja mamusia jest tam – wskaza³a na okna oddzia³uginekologiczno-po³o¿niczego – to byæ mo¿e ma teraz inne zmartwienia ni¿korespondowanie z tob¹.Rozumiesz?Teraz dopiero Kvido zrozumia³.Pielêgniarka siê nie myli³a: kiedy owego popo³udnia krótko przed godzin¹czwart¹ matka ku nieopisanej radoœci Kvida pojawi³a siê w oknie, trzyma³a wrêku jak¹œ bia³¹ poduszkê.– Dlaczego pokazuje mi tê poduszkê?! – krzycza³ Kvido poirytowany tym, ¿e niepojmuje rozgrywaj¹cej siê sceny.– Jak¹ znowu poduszkê? – charcza³ pan Hlavatý, którego czêsta obecnoœæ Kvidazaczyna³a ju¿ mêczyæ.Lekarz, który w³aœnie bada³ astmatyka, podszed³ do Kvidai spojrza³ w kierunku wskazywanym przez ch³opca.– To nie jest poduszka, g³uptasie – wyjaœni³.– To jest dziecko.Niedowidzisz?I taka by³a prawda: Paco przyszed³ na œwiat, zaœ Kvido musia³ zacz¹æ nosiæokulary.4W dwa dni póŸniej w niedu¿ym parku przed pawilonem szpitala po³o¿niczego.Noc.OJCIEC (rzuca kamykami w okno) Pssst! Pssst!(Za oknem pojawiaj¹ siê bia³awe cienie nocnych koszul i twarze rozeœmianychkobiet; potem cienie znikaj¹, okno siê otwiera i pojawia siê matka Kvida).MATKA Kim jesteœ, ¿e tak noc¹ os³oniêty Wdzierasz siê w moj¹ samotnoœæ?OJCIEC Nie wyg³upiaj siê!MATKA Jeœli zobacz¹ ciê tutaj, zabij¹.Jak¿e tu wszed³eœ, powiedz, i dlaczego? [4 Cytaty z Romea i Julii WilliamaSzekspira w przek³adzie Macieja S³omczyñskiego.]OJCIEC (dumnie) Nie przyszed³em.Przyjecha³em.MATKA (zdziwiona) ¯e co, w nocy? Ty? A gdzie masz samochód?OJCIEC Zostawi³em go za miastem.Wiesz przecie¿, ¿e nie znoszê wjazdów naparkingi.MATKA Mam rozumieæ, ¿e jecha³eœ w nocy? Zawsze twierdzi³eœ, ¿e cierpisz nakurz¹ œlepotê.OJCIEC Po prostu zdecydowa³em siê zaryzykowaæ.Noc jest jasna.(Nad skupiskiem iglaków pojawia siê du¿y lœni¹cy ksiê¿yc).MATKA (pochlebnie) I to dla mnie?OJCIEC Najbardziej obawia³em siê leœnych zwierz¹t.WyobraŸ sobie, ¿e nagle zlasu, bez uprzedzenia, wyskoczy ci na maskê stukilogramowa sarna! Umiesz sobiewyobraziæ tê masakrê? Koszmar! Na wszelki wypadek ca³¹ drogê tr¹bi³em.MATKA (ze zdziwieniem) Ty jecha³eœ przez jakiœ las? Którêdy w³aœciwie tutajjecha³eœ?OJCIEC Nie.Ale nigdzie nie jest napisane, ¿e sarny nie mog¹ byæ na polu.Przynajmniej nie przypuszczam, ¿e je gajowy w lesie przywi¹zuje.MATKA I tu masz racjê.Jesteœ moim bohaterem.Mówiê powa¿nie.Naprawdê.OJCIEC Wydaje mi siê, ¿e na kursach prawa jazdy zbyt ma³o uwagi poœwiêca siêjeŸdzie noc¹.A tymczasem nocna jazda ma mnóstwo absolutnie specyficznych…MATKA (wejdzie mu w s³owo) Kocham ciê.OJCIEC (zaskoczony) Chcia³em…MATKA Kochasz mnie? (zadumana recytuje)Czy ty mnie kochasz? Wiem, ¿e „Tak” odpowiesz,A ja uwierzê twemu s³owu, alePrzysiêga twoja mo¿e byæ fa³szywa.Mówi¹, ¿e Jowisz zaœmiewa siê z przysi¹gKochanków; jeœli mnie kochasz, mój mi³yRomeo, powiedz to szczerze;OJCIEC Nie wyg³upiaj siê! A co z twoim moczem?MATKA (zmieszana) Nie krzycz, (szeptem) Nie teraz.Mog¹ pods³uchiwaæ.OJCIEC Kto?MATKA (wskazuje na piêtro wy¿ej) Faceci z urologii.OJCIEC I co z tego? Chyba mogê spytaæ, czy masz w porz¹dku mocz?MATKA (czerwieni siê) Pst! (szepce niemal nies³yszalnie) Ju¿ wróci³ do normy.OJCIEC S³ucham? Nie rozumiem, co mówisz!MATKA (czerwieni siê jeszcze bardziej, wci¹¿ mówi szeptem) Mocz ju¿ wróci³ donormy.OJCIEC Co? Do cholery, nic nie s³yszê!MATKA (wybuchowo) No to nie pytaj mnie przy ludziach o takie rzeczy!OJCIEC A krew? Mogê chyba zapytaæ o krew.MATKA W normie.OJCIEC Naprawdê?MATKA Naprawdê.Wróci³a do normy.OJCIEC (szeptem) No a mocz?MATKA (wybuchowo) Do cholery! Mówi³am ci, ¿e…OJCIEC (uspokajaj¹co) Dobra, dobra, spokojnie… Co robi Paco?MATKA Teraz? Œpi.OJCIEC A Kvido?MATKA Prawdopodobnie równie¿ œpi.(ironicznie) Czy to ciê dziwi?OJCIEC Wyczyœci³ wieczorem zêby?MATKA (ironicznie) Niestety nie wiem, ale zapytam jutro ordynatora.OJCIEC Miejmy nadziejê, ¿e wyczyœci³.Wiesz przecie¿, jaki on jest!MATKA (w dalszym ci¹gu ironicznie) Miejmy nadziejê.(Oboje milcz¹ przez chwilê).MATKA (celowo bardzo g³oœno) Czy mam myœleæ, ¿e przejecha³eœ noc¹ trzydzieœcipiêæ kilometrów przez stada saren po to tylko, aby siê dowiedzieæ, czy twójstarszy syn dba o uzêbienie? Jeœli tak, szkolny dentysta powinien ci kupiæbombonierkê.(Z pokoju dochodzi salwa œmiechu) [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •