[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszli też państwo Allwrightowie.I Isaac Perrie z żoną i dwiema córkami, i Jim Saunders.I sir Rees Newton, miejscowy sędzia, z żoną i synem.Gdy napływ gości ustał, Joshua ogłosił, że za chwilę rozpoczną się tańce.W sali znajdowali się już prawie wszyscy zaproszeni.Z wyjątkiem Hugh Garnetta, Byłoby doprawdy przykrym rozczarowaniem, gdyby się jednak nie pojawił.A na razie zaczynał się bał.Joshua do pierwszej tury poprowadził Freyję.Na wieczór zaplanowano głównie skoczne tańce ludowe, z tą myślą, że wszyscy zapewne znają kroki, więc nikt nie będzie miał oporów, by zatańczyć.Oczywiście na początku goście czuli się jednak trochę skrępowani.Joshua odłączył od ustawionych w szeregu tancerzy i wraz z Freyjąobszedł salę, by zachęcić pary do wyjścia na parkiet.Śmiał się przy tym i żartował.Wkrótce szereg tancerzy rozciągnął się na całą długość sali.Joshua wrócił na swoje miejsce i mrugnął do Freyji.Na jego znak orkiestra zaczęła grać.Potem wszyscy dali się porwać zabawie.Jeśli nawet przedstawiciele wyższych sfer czuli się nieswojo w towarzystwie ludzi niżej urodzonych, to wcale tego nie okazywali.Joshua zauważył, że Aidan tańczył z Annę Jewell, a Alleyne z jedną z córek Isaaca Perriego, która zarumieniła się jak piwonia.Joshua poprosił Constance, która wcześniej była w parze z Calvinem.- Dobrze się bawisz? - spytał.- Oczywiście.- Uśmiechnęła się.- Myślałem, że o tę turę będzie zabiegał Jim Saunders - powiedział.Rządca w ogóle nie tańczył.- Mamie by się to nie spodobało - odparła.- Doprawdy? A tobie?-Joshua uśmiechnął się szeroko.- A Jimowi Saundersowi? - dodał, gdy dziewczyna patrzyła na niego w milczeniu.Na chwilę zmarszczyła brwi.- Nie możemy zawsze robić tego, na co mamy ochotę - powiedziała.- Dlaczego nie? - Znów się uśmiechnął.- Och, Joshuo! - zawołała żarliwie.- Chciałabym być taka jak ty.Chciałabym.W tym momencie zagrała muzyka i musieli skupić uwagę na skomplikowanych figurach tańca.Po drugiej turze na sali balowej pojawił się Hugh Garnett w towarzystwie pięciu mężczyzn, od kilku lat niewidzianych w okolicy.Joshua rozmawiał akurat z panią Turner i Prue, nie mógł więc od razu podejść do przybyszów.Z przejęciem słuchał opowieści zachwyconej Prue ojej tańcu z Benem.Ciotka skierowała się do drzwi i powitała gości łaskawym uśmiechem, energicznie kiwając głową.Ujęła Garnetta pod ramię i rozejrzała się po sali.Skinęła do kogoś ręką.Joshua zobaczył, że podchodzi do nich Chastity.Dziewczyna nadal się uśmiechała, jednak radość w jej oczach zgasła.Garnett ukłonił się, coś szepnął i podał jej ramię.Chastity pozwoliła się poprowadzić na parkiet, gdzie ustawiały się pary do kolejnej tury.Pozostała piątka mężczyzn rozeszła się po sali i wtopiła w tłum.Doskonale, pomyślał Joshua.Poprosił Morgan do tańca.Freyja zatańczyła drugą turę z sir Reesem Newtonem.A trzecią ni mniej, ni więcej, tylko z Isaakiem Perriem, oberżystąz Lydmere.Niemal nie mogła uwierzyć, że ją poprosił do tańca, a ona się zgodziła.Wielkie nieba, gdyby był tu Wulf, zmroziłby tego człowieka jednym spojrzeniem swych srebrzystych oczu za to, że śmiał podnieść wzrok na lady Freyję Bedwyn.Odkryła jednak, że sama wspaniale się bawi.Czułą że właśnie tak powinno być.Żal jej było obecnych na balu ludzi.Joshua, jeśli tylko uda mu się uwolnić od zarzutów, wkrótce wyjedzie.Wrócą wtedy do dawnego, ponurego życia pod rządami markizy.Żal jej było Joshuy.I siebie samej.Dzisiejszego wieczoru nie chciała jednak snuć posępnych myśli.Zamierzała po prostu dobrze się bawić.- Jak miło, że Garnett wreszcie wrócił z wojaży - powiedział pan Perrie, wskazując głową na tańczących.- Hugh Garnett? - Freyja spojrzała zdumiona.- On tu jest?- We własnej osobie.- Oberżysta wyszczerzył się w uśmiechu, odsłaniaj jąc braki w uzębieniu.- Trzeci od końca.Freyja zerknęła szybko i zobaczyła młodego, ciemnowłosego mężczyznę.Wydawał się przystojny, ale jednocześnie dziwnie oślizły.Tańczył z Chastity.- Już ty się nie martw, dziewczyno - powiedział pan Perrie.- Twojemu chłopcu nic nie grozi.Dziewczyno? Freyja najchętniej by się roześmiała nad absurdalnością sytuacji, ale nagle ogarnęła ją trwoga.A przy tym radosne podniecenie.Nareszcie coś się zacznie dziać!I rzeczywiście.Gdy skończyła się trzecia tura tańców, na parkiecie został tylko Hugh Garnett.Odezwał się donośnym głosem, tak by słyszano go w całej sali.- Sir Rees Newtonie! - zawołał.Poczekał, aż wszyscy zwrócą na niego uwagę, a wszelka konwersacja ustąpi miejsca ciszy, pełnej zdumienia.- Sir, zastanawiam się, czy zdaje pan sobie sprawę, że dzisiejszego wieczoru na tej sali balowej znajduje się morderca i uzurpator.Freyja spojrzała szybko na Joshuę stojącego w towarzystwie państwa Allwrightów.I zobaczyła w nim tamtego śmiałego mężczyznę, który nocą wdarł się do jej pokoju w gospodzie.A po incydencie w parku Sydney stał spokojnie w pijalni wód i czekał na konfrontację.Wydawał się czujny, gotów na niebezpieczeństwo i pełen wigoru.Doskonale się bawił.- Proszę wybaczyć - odezwał się wielce zdumiony sir Rees.- Garnett, czy pan się zwraca do mnie?- Jestem zaskoczony, że miał czelność wrócić do Kornwalii - ciągnął Garnett.- Pięć lat temu Joshua Moore zamordował swojego kuzyna.Wypłynął z nim w morze w małej łódce, wyrzucił go za burtę i przytrzymał wiosłem pod wodą.Zamordował, by zyskać majątek.Udało się mu.Widzicie go dzisiaj jako markiza Hallmere’a, właściciela wszystkiego, co wiąże się z tytułem.Sir, przybyłem, by go zdemaskować.Byłem świadkiem zabójstwa.Freyji wydawało się, że nikomu nawet nie drgnęła powieka.Jedynie Chastity opadła na krzesło obok Morgan.Markiza, chwiejąc się, z dłoniąprzyciś-niętądo gardła, ruszyła na środek sali.Sir Rees wydawał się nie tyle oburzony, ile poirytowany.- Garnett, to naprawdę poważne oskarżenie - powiedział.- Teraz jednak chyba nie czas i nie miejsce na.Przerwał mu jakiś głos.- Byłem wtedy z Hugh Garnettem i mogę potwierdzić jego zeznania - odezwał się krępy drab, wyłaniając się z tłumu.- Ja też tam byłem-zawtórował chudy, łysy osobnik, wysuwając się z grona zebranych przy podeście dla orkiestry.- I ja, sir.- I ja.- Ja też.Pięciu świadków.I jeszcze Hugh Garnett.Freyja czuła, że kolana się pod nią uginają.Nagle ogarnęły ją mdłości.- Panie Garnett.- Markiza chwyciła go za ramię.Drugą rękę ciągle przyciskała do gardła.- Gdy już kiedyś przyszedł pan do mnie z tymi oskarżeniami, powiedziałam, że w nie nigdy nie uwierzę, choć ofiarą było moje dziecko.Przecież zarzuty dotyczą drogiego Joshuy.Zawsze traktowałam go jak syna.A zatem nie dam wiary, dopóki nie przedstawi pan niepodważalnych dowodów, których nawet ja nie mogłabym zignorować.Nadal trudno mi dopuścić myśl, że Joshua miał coś wspólnego ze śmierciąAlberta.Niech pan powie, że zaszła pomyłka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •