[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Tak, katastrofa jest nieunikniona” — powtórzyła jak echo Alicja.Wtedy rozległ się przejmujący krzyk Zuzanny.Alicja, gwałtownie wyrwana ze snu, usiadła na łóżku.W jej uszach ciągle dźwięczał kobiecy krzyk, zacierając granicę między jawą i przywidzeniem.Czy to był jeszcze sen? Czy przed chwilą naprawdę dom zadrżał od czyjegoś przeraźliwego wrzasku?Wyskoczyła z łóżka, podbiegła do okna i uniosła żaluzję.Zobaczyła betonową sadzawkę, suchą fontannę w dali rząd cyprysów — wszystko nieruchome, zakrzepłe w upale.Czyżby uległa złudzeniu? Nic nie mąciło ciszy.Postanowiła przejść się przed kolacją, a po kolacji wziąć kąpiel.Wyszedłszy na korytarz, rozejrzała się za łazienką.Znalazła drzwi z napisem „Wanna” i inne z napisem „Natryski”, ale tak jedne, jak i drugie były zamknięte na klucz, na te klucze, które w tej chwili spoczywały prawdopodobnie u ślusarza.No cóż, Helena Morissot nie taiła, iż pensjonat nie został jeszcze przystosowany do potrzeb gości.Pewnie w lewym, zamieszkanym skrzydle znajduje się łazienka zdatna do użytku.Przemogła wahanie, minęła mały hol u szczytu schodów i weszła w przeciwległy korytarz.Rzeczywiście tu łazienka była otwarta, pełna przyborów toaletowych i zapachu wody kolońskiej.Z kranu sączyła się ciepła woda.Okno wychodziło na pustą, ale zieloną i pogodną uliczkę.Samopoczucie Alicji z miejsca uległo poprawie.Ładna historia.Może ja ciągle jestem tchórzem? — pomyślała.— Czyżby praca nad sobą nie dawała żadnych rezultatów?Kiedy znowu znalazła się na korytarzu, dobiegł ją przez zamknięte drzwi równy głos starej pani Morissot.Przystanęła wstrzymując oddech.— Sama nie wiem, kochana Floro, co o tym sądzić.Na co ta dziewczyna liczy, odrzucając tak wielką sumę?Inny głos odpowiedział:— Ach, głupstwo, mamo.Jakie to ma znaczenie? Myślę ciągle o tej drugiej, ta druga wydaje mi się naprawdę niebezpieczna.— To mówiła młodsza pani Morissot.— Przesadzasz — podjęła znowu stara dama.— Stanowczo przesadzasz.W pierwszej chwili i ja się przestraszyłam, ale nie, to zupełna gęś.Tyle, że ładna.No, ale wszystkie one są ładne…— A list? — spytała Flora Morissot.Naraz w głębi korytarza ktoś otworzył drzwi i w następnej chwili Alicja ujrzała idącą ku niej Teresę Fortin.— Pani czegoś szuka? — spytała panna Fortin.— Tak, łazienki.— Łazienka jest tutaj, za pani plecami.— Dziękuję bardzo.Chciałam się wieczorem wykąpać, a po mojej stronie wszystko pozamykane.Wybiera się pani może na spacer?— Nie, idę na patio, przed dom.Posiedzę trochę na leżaku.Jestem zmęczona.— Nie spała pani po południu?— Nie, nie spałam.— A ja zdrzemnęłam się, ale bardzo krótko.Były jakieś hałasy — powiedziała ostrożnie.— Tak, Zuzanna zaniemogła — odrzekła panna Fortin.— Jakiś atak czy coś w tym rodzaju.— Czy wezwano pogotowie?— Ależ nie, już wszystko w porządku.Leży w swoim pokoju.— Może da się pani jednak namówić na małą przechadzkę — Alicja uśmiechnęła się zachęcająco.— Zrobiło się nieco chłodniej.Zeszły już ze schodów i stały w holu na parterze.Przez szklane drzwi widać było pusty dziedziniec, leżak, porzuconą książkę.Emaliowana pokrywa nieba strzegła atrium przed najlżejszym podmuchem.— Nie, dziękuję pani — rzekła Teresa Fortin.— Nie pójdę.Marnie się czuję.Dzisiaj od rana marnie się czuję.Jestem wrażliwa na zmianę klimatu.— Zmiana rzeczywiście olbrzymia — zgodziła się Alicja.— W Paryżu od kilku dni pada deszcz.— I dodała z właściwym sobie rozsądkiem: — Nie powinna pani siedzieć na patio, tu zupełnie nie ma przewiewu.Stąd bierze się pani złe samopoczucie.— Co? — zdziwiła się Teresa.— Ależ ja mam bardzo dobre samopoczucie — i wybuchnęła śmiechem, w którym zadźwięczał ostry, nieprzyjemny ton.Alicję zastanowił nie tylko wyraźny brak konsekwencji w wypowiedziach Teresy, ale także jej nadzwyczajnie zmienna mimika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •