[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Godzinka rozmowy z Brattem! Nie wydawało mi się prawdopodobne, żeby jeszcze na mnie czekał.Może nawet nie myślał poważnie o spotkaniu.Z reporterami nigdy nic nie wiadomo.Włączyłam wideo, żeby się o tym przekonać.Bratt rzeczywiście przyszedł.Z niedbale wyciągniętymi nogami siedział w fotelu przed szklaną szybą osłonową pokładu „A” i patrzył na przesuwający się w dole krajobraz.Ale nie był sam.Obok niego spostrzegłam pasażera, starszego pana o niepozornym wyglądzie.Wszystko w tym człowieku było szarej kręcone nastroszone włosy, kolor cery, a nawet porządne, choć trochę niemodne ubranie.Pewnie jakiś naukowiec starej daty, który nie mógł odmówić sobie przyjemności odbycia takiej podróży — pomyślałam.Mężczyzna z widocznym zainteresowaniem obserwował Bratta, co temu ostatniemu w najmniejszym nawet stopniu nie przeszkadzało.Zapewne przyzwyczajony był do natarczywych spojrzeń.Moje spóźnione pojawienie się byłoby mu jednak chyba przyjemniejsze od towarzystwa szarego pana.Postanowiłam więc pójść na pokład „A”.Usłyszałam wtedy, że ów człowiek coś mówił.Mówił cicho, przeciągając słowa.Nie rozumiałam go.Z Brattem było chyba podobnie.Odwrócił ku niemu głowę z pytaniem we wzroku.— Jak weseli i beztroscy są ludzie — powtórzył mężczyzna.Wskazał przez szybę w dół, ku ziemi.Tam, gdzie cień powietrznego statku prześlizgiwał się jak chmura nad osiedlami i miastami, widać było patrzących w niebo, wiwatujących ludzi.Wraz ze zbliżaniem się giganta przystawały na trasie pociągi, a pasażerowie wdrapywali się na dachy wagonów i machali rękami, machali…— Dziwi to pana? — zapytał Bratt.— Katamaran jest wielkim osiągnięciem.Czy obejrzał pan już samolot?— Widziałem sprawozdanie w telewizji.— No, proszę — mruknął Bratt zadowolony z siebie.— Było to przecież przeżycie, czy może nie?Bezczelność — pomyślałam.Żałośnie wypadłby z tym swoim sprawozdaniem, gdybym mu nie pomagała.— Komfortu, jaki pan tu znajduje, prawie nie są w stanie zapewnić głębinowe liniowce, nie mówiąc już o naszych kosmicznych statykach.— Możliwe — odpowiedział mężczyzna.— Za to kosmiczne statki nie latają tak wolno jak pański katamaran.A czas może być drogi, nawet bardzo drogi!Czyżby chciał krytykować? A może miał fioła, który dręczył naszych ojców.Szybciej — mówili — coraz szybciej!Bratt machnął niedbale ręką.— My cenimy urok sensownego życia.Bez pośpiechu i ultradźwiękowej szybkości.— Sensowne życie! — Wąskie usta tamtego ułożyły się w nieokreślony uśmiech.— Otóż to! — podkreślił Bratt.— W przestrzeni kosmicznej są nam potrzebne szybkości bliskie prędkości światła.Ale nie ma to nic wspólnego, z naszym stylem życia.Czy leciał pan już kiedyś statkiem kosmicznym?Mężczyzna spojrzał na Bratta, jak gdyby nie wiedząc co powinien odpowiedzieć.Z jego milczenia wywnioskowałam, że naturalnie nie ma pojęcia o kosmosie.Było to jednak przedwczesne, bo powiedział coś z zażenowanym uśmiechem, tylko bardzo cicho, nieomal szeptem tak, że uszło to mojej uwadze.Nastawiłam wideo głośniej i usłyszałam jeszcze, jak zapytał:— A pan?— Często bywam na bazach w przestrzeni kosmicznej — odpowiedział Bratt.— Przyjęcia i okazje, o których nie warto mówić.Ale daleki lot poza nasz system — to mam jeszcze przed sobą.— Spuścił głowę.— Na Syriusza! — mruknął.Obcy przytaknął.— Syriusz, nieźle.— Co to za ludzie ci Syrianie! — zapalił się’ Bratt.— Kulturalni, światowi! Poznałem ich i na siódmej stacji orbitalnej, gdzie przyjmowaliśmy delegację.Ach, nie mówmy o tym! — 1 westchnął i przeciągnął ręką po oczach.Nie do wiary! Jon Bratt pogrążony w bolesnej melancholii! Wtedy jednakże przypominała mi się romantyczna historia na jego temat.Mówiono, że podczas wizyty na syriańskim statku kosmicznym zakochał się w astronautce z tego dalekiego świata.Była to podobno jego wielka miłość, piękna Gal… A pewnego dnia pojawił się mały terro–syrianin.Miał niebieskie oczy jak niezapominajki po ojcu i aksamitną skórę w kolorze lila po matce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]