[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Korytarz nape³ni³ siê szczêkiem ¿elaza, od którego, zadawa³o siê, dr¿y iko³ysze siê marmurowa rzeŸba.       - Niez³yœ - charkn¹³ Bonhart, gdy siê roz³¹czyli.- Niez³yœ, junaku.Ale¿aden z ciebie wiedŸmin, ma³a ¿mija oszuka³a mnie.Ju¿ po tobie.Szykuj siê naœmieræ.       - Mocnyœ w gêbie.       Cahir odetchn¹³ g³êboko.Starcie przekona³o go, ¿e z rybiookim ma nik³eszanse.Typ by³ dla niego za szybki i za silny.Jedyn¹ szans¹ by³o to, ¿e siêspieszy³, by œcigaæ Ciri.I wyraŸnie siê denerwowa³.       Bonhart zaatakowa³ znowu.Cahir sparowa³ ciêcie, zgarbi³ siê, skoczy³,chwyci³ przeciwnika w pasie, pchn¹³ na œcianê, ³upn¹³ kolanem w krocze.Bonhartz³apa³ go za twarz, z moc¹ grzmotn¹³ w bok g³owy g³owic¹ miecza, raz, drugi,trzeci.Trzecie uderzenie odrzuci³o Cahira.Zobaczy³ b³ysk klingi.Sparowa³odruchowo.       Zbyt wolno.* * *       By³o œciœle przestrzegan¹ tradycj¹ rodu Dyffrynów, ¿e nad z³o¿onym wzamkowej zbrojowni cia³em poleg³ego krewniaka wszyscy mê¿czyŸni z roduodprawiali ca³odzienn¹ i ca³onocn¹ milcz¹c¹ wigiliê.Kobiety, zebrane wodleg³ym skrzydle zamku, by nie przeszkadzaæ mê¿czyznom, nie rozpraszaæ ich inie zak³Ã³caæ ich przemyœleñ, szlocha³y, spazmowa³y i mdla³y.Ocucone, zaczyna³yszlochaæ i spazmowaæ.I da capo.       Spazmy i ³zy nawet u kobiet, szlachcianek vicovarskich, by³y niemilewidzianym nietaktem i wielkim dyshonorem.Ale u Dyffrynów taka, nie inna by³atradycja i nikt jej nie zmienia³.Ani zmieniaæ nie zamierza³.       Dziesiêcioletni Cahir, najm³odszy brat poleg³ego w Nazairze i le¿¹cegow³aœnie w zamkowej zbrojowni Aillila, w myœli zwyczaju i tradycji nie by³jeszcze mê¿czyzn¹.Nie dopuszczono go do zebranego nad otwart¹ trumn¹ gronamê¿czyzn, nie pozwolono, by siedzia³ i milcza³ wraz z dziadem Gruffydem, ojcemCeallachem, bratem Dheranem oraz ca³¹ gromad¹ wujów, stryjów i kuzynów.Spazmowaæ i mdleæ wraz z babk¹, matk¹, trzema siostrami oraz ca³¹ gromad¹stryjenek, wujenek i kuzynek nie pozwolono mu, ma siê rozumieæ, równie¿.Wraz zreszt¹ ma³oletnich krewniaków, przyby³ych do Darn Dyffra na egzekwie, pogrzeb itryznê, Cahir b³aznowa³ i psoci³ na murach.I bi³ siê na ku³aki z tymi, którzyuwa¿ali, ¿e najmê¿niejszymi z mê¿nych byli w walkach o Nazair ich w³aœniojcowie i starsi bracia, nie zaœ Aillil aep Ceallach.       - Cahirek! ChodŸ tu do mnie, syneczku!       Na kru¿ganku sta³a Mawr, matka Cahira, i jej siostra, ciotka Cinead varAnahid.Twarz matki by³a czerwona i tak opuch³a od p³aczu, ¿e Cahir a¿ siêprzerazi³.Wstrz¹snê³o nim, ¿e nawet z tak urodziwej kobiety, jak jego matka,p³acz móg³ zrobiæ podobn¹ maszkarê.Mocno postanowi³ sobie nie p³akaæ nigdy,przenigdy.       - Pamiêtaj, synku - za³ka³a Mawr, przyciskaj¹c ch³opca do podo³ka tak,¿e tchu mu zabrak³o.- Zapamiêtaj ten dzieñ.Pamiêtaj, kto pozbawi³ ¿ycia twegobraciszka Aillila.Zrobili to ci przeklêci Nordlingowie.Twoi wrogowie,syneczku.Masz ich zawsze nienawidziæ.Masz nienawidziæ tej przeklêtejzbrodniczej nacji!       - Bêdê ich nienawidzi³, pani matko - obieca³ Cahir, nieco zdziwiony.Popierwsze, jego brat Aillil pad³ w boju, z honorem, chwalebn¹ i godn¹pozazdroszczenia œmierci¹ wojownika, nad czym wiêc roniæ ³zy? Po drugie, nieby³o tajemnic¹, ¿e babka Eviva, matka Mawr, pochodzi³a z Nordlingów.Tata wgniewie nie raz potrafi³ nazwaæ babkê "wilczyc¹ z Pó³nocy".Ma siê rozumieæ, zajej plecami.       No, ale jeœli teraz matka ka¿e.       - Bêdê ich nienawidzi³ - przyrzek³ z zapa³em.- Ju¿ ich nienawidzê! Agdy bêdê du¿y i bêdê mia³ prawdziwy miecz, to pójdê na wojnê i g³owy impoucinam! Zobaczysz, pani matko!       Mama nabra³a powietrza w p³uca i zaczê³a spazmowaæ.Ciotka Cineadpodtrzyma³a j¹.       Cahir zaciska³ pi¹stki i dygota³ z nienawiœci.Z nienawiœci do tych,którzy skrzywdzili jego mamê, sprawiaj¹c, ¿e a¿ tak zbrzyd³a.* * *       Cios Bonharta rozwali³ mu skroñ, policzek i usta.Cahir upuœci³ miecz izatoczy³ siê, a ³owca z pó³obrotu ci¹³ go miêdzy szyjê a obojczyk.Cahir run¹³pod stopy marmurowej bogini, jego krew, niczym pogañska ofiara, zbryzga³a cokó³pos¹gu.* * *       Huknê³o, pod³oga zadr¿a³a pod stopami, ze œciennego panoplia z ³omotemspad³a tarcza.Korytarzem snu³ siê i p³ozi³ gryz¹cy dym.Ciri otar³a twarz.Podtrzymywana jasnow³osa dziewczyna ci¹¿y³a jej jak m³yñski kamieñ.       - Szybciej.Biegnijmy szybciej.       - Ja nie mogê szybciej - powiedzia³a dziewczyna.I nagle ciê¿ko siad³ana posadzce.Ciri z przera¿eniem zobaczy³a, jak spod siedz¹cej, spod jejprzesi¹kniêtej nogawki, zaczyna wylewaæ siê i wzbieraæ czerwona ka³u¿a.       Dziewczyna by³a blada jak trup.       Ciri rzuci³a siê na kolana obok niej, œci¹gnê³a dziewczynie szal, potempasek, spróbowa³a zrobiæ opaski uciskowe.Ale rana by³a zbyt wielka.I zbytblisko pachwiny.Krew nie przestawa³a ciec.       Dziewczyna chwyci³a j¹ za rêkê.Palce mia³a zimne jak lód.       - Ciri.       - Tak.       - Ja jestem Angouleme.Nie wierzy³am.Nie wierzy³am, ¿e ciêodnajdziemy.Ale posz³am za Geraltem.Bo za nim nie mo¿na nie iœæ.Wiesz?       - Wiem.On ju¿ taki jest.       - OdnaleŸliœmy ciê.I uratowaliœmy.A Fringilla kpi³a z nas.Powiedzmi.       - Nie mów nic.Proszê.       - Powiedz.- Angouleme porusza³a wargami coraz wolniej i z corazwiêkszym trudem.- Powiedz, jesteœ przecie¿ królow¹.W Cintrze.Bêdziemy uciebie w ³askach, prawda? Zrobisz ze mnie.hrabinê? Powiedz.Ale nie k³am.Zdo³asz? Powiedz!       - Nic nie mów.Oszczêdzaj si³y.       Angouleme westchnê³a, nagle pochyli³a siê do przodu i opar³a czo³em oramiê Ciri.       - Wiedzia³am.- powiedzia³a ca³kiem wyraŸnie.- Wiedzia³am, kurwa, ¿ebordel w Toussaint by³ lepszym pomys³em na ¿ycie.       Minê³a d³uga, bardzo d³uga chwila, zanim Ciri zorientowa³a siê, ¿etrzyma w objêciach nie¿yw¹ dziewczynê.* * *       Zobaczy³a go, jak nadchodzi prowadzony martwymi spojrzeniamipodtrzymuj¹cych arkady alabastrowych kanefor.I nagle zrozumia³a, ¿e ucieczkajest niemo¿liwa, ¿e przed nim nie da siê uciec.¯e bêdzie musia³a stawiæ muczo³o.Wiedzia³a o tym.       Ale wci¹¿ zbyt siê go ba³a.       Doby³ broni.Ostrze Jaskó³ki zaœpiewa³o cicho.Zna³a ten œpiew.       Cofa³a siê szerokim korytarzem, a on szed³ za ni¹, trzymaj¹c mieczobur¹cz.Krew œcieka³a po ostrzu, ciê¿kimi kroplami kapa³a z jelca.       - Trup - oceni³, przestêpuj¹c nad cia³em Angouleme.- I dobrze.Tamtenjunak te¿ ju¿ ziemiê gryzie.       Ciri poczu³a, jak ogarnia j¹ desperacja.Jak palce do bólu zaciskaj¹ siêna rêkojeœci.Cofa³a siê.       - Oszuka³aœ mnie - cedzi³ Bonhart, id¹c za ni¹.- Junak nie mia³medalionu.Ale coœ mi mówi, ¿e znajdzie siê tu, w zamku, ktoœ medalion nosz¹cy.Znajdzie siê ktoœ taki, stary Leo Bonhart g³owê stawi, gdzieœ w pobli¿u wiedŸmyYennefer.Ale pierwsza rzecz pierwej, ¿mijo.Najsampierw my.Ty i ja.I naszezaœlubiny.       Ciri zorientowa³a siê.Zatoczywszy Jaskó³k¹ krótki ³uk, przyjê³apozycjê.Zaczê³a iœæ pó³kolem, coraz szybciej, zmuszaj¹c ³owcê do obracania siêw miejscu.       - Ostatnim razem - wycedzi³ - nie na wiele ci siê zda³a ta sztuczka [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •