[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- widzielibyœmy, co by siê z nim dzia³o! By³bydygota³, by³by siê wi³ po ziemi, modli³ siê i mdla³ ze strachu.A ja, który samtu marzy³em w proch zamieniony, którego nerwy zdawa³y siê b³¹dziæ powszechœwiecie, ja chory, dotyka³em jej palcem, wyzywa³em j¹ na rêkê, patrzy³emna ni¹ z moj¹ ironi¹ jak na cz³owieka, którego nienawidzê.Teraz doœwiadczamtakiego wra¿enia, ¿e gdybyœcie wy tu zostali w okolicy, ja móg³bym sypiaæ.Móg³bym w tak¹ noc myœleæ: tu Judym jest niedaleko.Móg³bym myœleæ: wstanêrano, zobaczê go, pójdê do niego.Gdy to mówi³, doktora przechodzi³o zimne mrowie.Jakieœ uczucie niby zielony œliski w¹¿ laz³o po jego ciele.Oczy Korzeckiegojakoby patrzy³y, ale w³aœciwie wzrok ich zwrócony by³ do wnêtrza duszy.Naustach jego by³ uœmiech.Uœmiech niepojêty, a ci¹gn¹cy do siebie jak b³ysk,który czasami mo¿na widzieæ w górskiej przepaœci.W wyrazie jego twarzy nie by³o proœby ani ¿¹dania wspó³czucia.By³o tylkodetaliczne, konkretne i umiejêtne przedstawienie istoty rzeczy.- Wiêc nie boicie siê œmierci? - pyta³ Judym.- Ja z ni¹ walczê.Raz ja zwyciê¿am, kiedy indziej ona.Wówczas mam pavornocturnus , jak ma³e dziecko.Oto siedzê tu z wami, rozmawiam, jestem spokojnyi weso³y.Nie wiem nawet, czy mo¿e istnieæ smutek? Co to jest smutek? Nic o nimnie wiem.Jestem jak filister, którego œmiech by ogarn¹³, gdyby mu kto mówi³,¿e jest na ziemi dojrza³y cz³owiek, który siê „czegoœ” boi.A oto mo¿e min¹ægodzina i stanie nade mn¹ to bezosobowe widmo.Zacznê siê baæ samotnoœci,zacznê cierpieæ tak strasznie, tak przera¿aj¹co! W jêzyku ludzi nie ma na toimienia.Pavor.Tylko straszliwa muzyka Beethovena czasami roztworzy podwojetego cmentarza, gdzie w skrwawionych do³ach le¿¹ obdarte trupy, gdzie w nocywiecznej wyje p³acz jakiejœ istnoœci ludzkiej, która straci³arozum i b³¹dzi, b³¹dzi, b³¹dzi bez koñca, szukaj¹c ratunku.- Powinniœcie, jak mo¿na tylko, chodziæ w pole.Ka¿d¹ woln¹ chwilê poœwiêcaæ narozrywki.JeŸdziæ kolej¹, a najg³Ã³wniejsza rzecz - unikaæ wszelkich wzruszeñ.- Tak: pójœæ po rydel i wykopaæ siê z b³ota, w którym siê le¿y.Dla mnie naziemi nie ma miejsca.- Ech, z tymi tam!- Wiem, co mówiê.Ja nie mogê ¿yæ jak miliony ludzi.Przecie nieraz uciekam nadwa miesi¹ce w Alpy, w Pireneje, na jedn¹ wysepkê u brzegów bretoñskich.Rzucamgazety, ksi¹¿ki, nie odpieczêtowujê listów.I có¿ mi z tego? Zawsze iwszêdzie widzê odbity œwiat w sobie, w mojej duszy nieszczêsnej.Gdy siê niespodziejê, wybucha tam wœciek³y gniew przeciw jakiejœ pod³oœci dawno widzianej,zbudzi miê ze snu, przypomni wszystko, uka¿e wszystko.Gniew bezsilny, a imbardziej bezsilny, tym wiêkszy!- Mo¿e by zupe³nie zmieniæ sposób ¿ycia? Rzuciæ wszelkie obowi¹zki? Wzi¹æ siê,czy ja wiem, do roli?Korzecki zamyœli³ siê i milcza³ przez kilka minut.PóŸniej mówi³:- Nie, to niemo¿liwe.Cz³owiek ju¿ do œmierci musi nosiæ pewien rodzaj ubrania,mieæ tak¹ a nie inn¹ bieliznê.To darmo.Muszê zarabiaæ du¿o.Ja nie móg³bymchadzaæ w tutejszym, ³Ã³dzkim korcie.Musi mi go facet przynieœæ z zagranicy.Todarmo! Potrzebujê tak¿e jeŸdziæ do Europy, widzieæ w Pary¿u salony wiosenne,wiedzieæ wszystko, czytaæ rzeczy nowe, poznawaæ, co siê zjawia nowego w mózguludzkim, iœæ ze œwiatem, p³yn¹æ w fali.To darmo! Ach, ja rozumiem, co mówicie.Wróciæ gdzieœ, tam, w moj¹ leœn¹ okolicê, pêdziæ ¿ycie rolnicze, ziemiañskie,¿ycie tych ludzi szczêœliwych, ludzi zupe³nie od nikogo niezale¿nych! Rozumiemwas.Ale to ju¿ nie dla mnie.Ja ju¿ za du¿o wiem, zbyt du¿o potrzebujê - azreszt¹.ja mam naturê niespokojn¹; i tam bym sobie znalaz³ ba³wana, z którymstacza³bym walki.- Ach, tak.- œmia³ siê Judym.- Mówicie znowu: unikaj wzruszeñ.Ja nie tylko unikam, ale nie mam wzruszeñ.Coja siê mam wzruszaæ! Niech siê filantrop wzrusza! Ale jakieœ nie znane miwzruszenie le¿y we mnie, pomimo mej wiedzy, jak z³odziej, który siê zakrad³ domego mieszkania i wy³azi ze swej kryjówki dopiero w nocy.Pod³oœci, nadu¿ycia,³ajdactwa, krzywdy, niedole.Przechodzê obok tego ze spokojem, z zimnymspokojem, kopiê to nog¹, plujê na to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]