[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I w ogóle siê nie odzywa³.Nachmurzony starzec robi³ swoje, nie chc¹c, ¿eby to odstêpstwo od rutynyzaburzy³o utarty porz¹dek dnia.By³ wysoki i szczup³y, mo¿e trochê za chudy.Mia³ wyrazist¹, niegdyœ bardzo ³adn¹ twarz - teraz mocno pooran¹ zmarszczkami -zapadniête policzki i g³êboko osadzone oczy.Z oczu bi³a inteligencja, dlategorzadko kiedy podnosi³ wzrok.Tak by³o bezpieczniej.Tego ranka poszed³ jak zwykle do biura zarz¹dcy, gdzie pracowa³ jakokancelista, na obiad zaœ wróci³ do celi.Otworzy³ puszkê zachodniej soczewicy,podgrza³ j¹ i zasiad³ samotnie przy zbitym z desek stole.Nowy wiêzieñ - mia³ oko³o piêædziesiêciu lat - nie ruszy³ siê z bar³ogu.Wci¹¿mia³ zamkniête oczy.Mimo to emanowa³ z niego dziwny niepokój.Zdawa³o siê, ¿ejego silne, muskularne cia³o jest w ci¹g³ym ruchu.Nagle zerwa³ siê na równe nogi i -jakby p³yn¹³ w powietrzu - lekkim krokiempodszed³ do drzwi.Mia³ stalowoszare w³osy i policzki poroœniête siw¹szczecin¹.Otworzy³ drzwi i zajrza³ do s¹siedniej sali, o tej porze zupe³niepustej, poniewa¿ wiêŸniowie byli jeszcze w polu.Zamkn¹³ je i ponownie leg³ nasienniku, jakby w ogóle siê stamt¹d nie rusza³.Starzec obserwowa³ go z podziwem i ¿alem.On te¿ by³ kiedyœ sprawny fizycznie iwiedzia³, ¿e czasy te ju¿ nie wróc¹.- Pañski syn nie wierzy, ¿e pan ¿yje.Chce pana zobaczyæ.Starzec upuœci³ ³y¿kê.Ten nowy mówi³ ³agodnie i bardzo cicho, lecz niewiedzieæ czemu, on s³ysza³ go doskonale.Nowy spokojnie patrzy³ w sufit.Nieporusza³ nawet ustami.Co.co takiego?Niech pan je - odpar³ wspó³wiêzieñ.- Pañski syn chce, ¿eby wróci³ pan do domu.Mimo up³ywu lat David Thayer nie straci³ dawnych odruchów.Pochyli³ siê nadtalerzem i z ³y¿k¹ przy ustach spyta³:- Kim pan jest?- Wys³annikiem.Thayer wypi³ ³yk zupy.Dlaczego mam panu zaufaæ? Nieraz mnie podpuszczano.Robi¹ to, ilekroæ chc¹podwy¿szyæ mi wyrok.Bêd¹ mnie tu trzymali a¿ do œmierci.A potem powiedz¹, ¿enic takiego siê nie sta³o, ¿e nigdy nie istnia³em.Ostatnim podarkiem, jaki od pana dosta³, by³ pluszowy piesek z oklap³ymiuszami.Mia³ na imiê Paddy.Starzec poczu³, ¿e do oczu nap³ywaj¹ mu ³zy.Ale minê³o tyle ³at, tyle razy gook³amywano.Ten pies mia³ i nazwisko.Reilly - odrzek³ mê¿czyzna.Thayer od³o¿y³ powyginan¹ ³y¿kê.Przetar³ rêkawem twarz.Przez chwilê siedzia³nieruchomo.Nieznajomy milcza³.Thayer pochyli³ g³owê, zas³aniaj¹c usta przed wzrokiem ewentualnychobserwatorów.- Jak pan siê tu dosta³? I jak pan siê nazywa?Pieni¹dze czyni¹ cuda.Kapitan Chiavelli.Proszê mi mówiæ Dennis.Starzec zmusi³ siê do jedzenia.Chce pan trochê zupy?Potem.Proszê mi powiedzieæ, jaka jest sytuacja.Dalej nie domyœlaj¹ siê, kimpan jest?Niby sk¹d? Nie wiedzia³em, ¿e Maria ponownie wysz³a za m¹¿.Nie wiedzia³emnawet, czy ona i Sam ¿yj¹.Teraz ju¿ wiem, ¿e umar³a.To straszne.Jak siê pan tego dowiedzia³?W zesz³ym roku Sam by³ w Pekinie.Daj¹ mi tu gazetê i.Tak dobrze zna pan chiñski?Mandaryñski.Gdybym nie zna³, Waszyngton by mnie tu nie przys³a³.- Thayeruœmiechn¹³ siê s³abo.- A w ci¹gu szeœædziesiêciu lat nabra³em bieg³oœci.Znamte¿ wiele dialektów, zw³aszcza kantoñski.Tak, oczywiœcie, nie pomyœla³em.Przepraszam, panie doktorze.Kiedy przeczyta³em o wizycie Sama, w oczy rzuci³o mi siê jego nazwisko.SergeCastilla by³ moim najbli¿szym przyjacielem z Departamentu Stanu.Wiedzia³emte¿, ¿e pomaga³ w poszukiwaniach.Doda³em dwa do dwóch i wysz³o cztery.Przedewszystkim wiek prezydenta.Pasowa³ idealnie.W gazecie napisali, ¿e jego ojciecmia³ na imiê Serge, a matkaMaria.Po prostu musia³ byæ moim synem.Chiavelli pokrêci³ g³ow¹ tak leciutko, ¿e niemal niewidocznie.- Niekoniecznie.To móg³ byæ zbieg okolicznoœci.A niby co mia³em do stracenia?Chiavelli zastanawia³ siê przez chwilê.W takim razie dlaczego pan tak d³ugo milcza³? Czeka³ pan ca³y rok.Nie by³o szans, ¿ebym st¹d wyszed³, wiêc po co mia³em stawiaæ go w niezrêcznejsytuacji? I po co mia³em ryzykowaæ, ¿e o wszystkim dowiedz¹ siê ci z Pekinu?Gdyby siê dowiedzieli, znikn¹³bym na dobre.A potem przeczyta³ pan o traktacie z Chinami?Nie.Chiñczycy og³osz¹ to w gazetach dopiero wtedy, kiedy zostanie podpisany.Nie, o traktacie powiedzia³ mi jeden z ujgurskich wiêŸniów politycznych.-Thayer odsun¹³ talerz.- Wtedy pozwoli³em sobie na odrobinê nadziei.Pomyœla³em, ¿e mo¿e jednak jest jakaœ szansa, mo¿e zaczn¹ siê masowe zwolnieniai przypadkowo mnie wypuszcz¹? - Wsta³ i podszed³ do kuchenki.Chiavelli obserwowa³ go spod przymkniêtych powiek.Mimo wieku -wed³ug Kleinamusia³ mieæ co najmniej osiemdziesi¹t dwa lata - starzec chodzi³ krokiemenergicznym, pewnym, równym i sprê¿ystym.By³ wyprostowany, lecz wyraŸnieodprê¿ony, jakby przez kwadrans rozmowy uby³o mu lat.To wa¿ne.Bardzo wa¿ne.Thayer nie zwariowa³ tylko dziêki rutynie.Wzi¹³ poobijany emaliowany czajnik,zaniós³ go do poobijanego zlewu, nape³ni³ wod¹ i postawi³ na kuchence.Z ma³ejszafki wyj¹³ dwa wyszczerbione kubki i blaszan¹ puszkê.Jego sposób parzeniaherbaty by³ niezwyk³¹ mieszanin¹ tradycyjnego sposobu angielskiego ichiñskiego.Wyparzy³ czajnik, odmierzy³ cztery ³y¿eczki czarnej herbaty,natychmiast zala³ j¹ wrz¹tkiem i odczeka³ nieca³¹ minutê.Napar by³bladoz³ocistobr¹zowy.Po pokoju rozszed³ siê silny, aromatyczny zapach.- Pijemy to bez cukru i mleka.- Starzec poda³ kubek Chiavellemu.Agent usiad³ i opar³ siê o œcianê.Thayer wróci³ do sto³u.Ciê¿ko westchn¹³.- Teraz myœlê, ¿e niepotrzebnie uwierzy³em w ten traktat, ¿e to tylko mrzonkistarego cz³owieka.Za d³ugo mnie tu wi꿹, ¿eby nagle siê do tego przyznaæ.Lista ich przestêpstw naruszaj¹cych prawa cz³owieka wyd³u¿y³aby siê jeszczebardziej, wyszliby na ostatnich ³ajdaków.Chiavelli wypi³ ³yk herbaty.Jak na jego w³osko-amerykañskie podniebienie, by³atrochê za lekka i za ³agodna, ale przynajmniej gor¹ca - w niedogrzanym barakupanowa³ ch³Ã³d.- Proszê mi opowiedzieæ, jak to siê sta³o.Dlaczego pana aresztowano? Thayerodstawi³ kubek, zajrza³ doñ, jakby widzia³ tam przesz³oœæ, i podniós³ wzrok.By³em ³¹cznikiem Czang Kaj-szeka.Kazali mi doprowadziæ do odprê¿enia miêdzynacjonalistami i komunistami, wiêc pomyœla³em, ¿e dobrze by by³o, gdybympojecha³ do Mao i osobiœcie z nim porozmawia³.- Uœmiechn¹³ siê do siebie zpolitowaniem.- Jakie to by³o niedorzeczne.Jakie naiwne.Oczywiœcie nie mia³emzielonego pojêcia, ¿e prawdziwym celem mojej misji jest utrzymanie CzangKaj-szeka przy w³adzy.Mia³em organizowaæ spotkania, zawieraæ uk³ady i graæ nazw³okê, dopóki Czang nie bêdzie w stanie zniszczyæ i Mao Zedonga, i komunistów.Wizyta u Mao by³a zwyk³¹ donkiszoteri¹, gestem niedoœwiadczonegointelektualisty, który wierzy, ¿e ludzie potrafi¹ ze sob¹ racjonalnie rozmawiaæmimo konfliktu interesów, wartoœci, kultur, idei i klas, mimo ¿e jedni maj¹coœ, czego nie maj¹ drudzy, mimo ¿e reprezentuj¹ ró¿ne sfery geopolityczne iró¿ne strefy wp³ywów.I naprawdê pan tam pojecha³? Rozmawia³ pan z Mao Zedongiem? Osobiœcie? -Chiavelli by³ zarówno rozbawiony, jak i przera¿ony.Thayer uœmiechn¹³ siê blado.Próbowa³em.Ale nie dopuœcili mnie do niego.Jego ¿o³dacy uznali, ¿e jestemszpiegiem, zachodnim albo Czang Kaj-szeka, albo jednym i drugim.Gdyby nieinterwencja chiñskich polityków - mia³em status dyplomaty - pewnie by mnierozstrzelali.Przez te wszystkie lata czêsto ¿a³owa³em, ¿e nie rozwalili mniena miejscu.Ale dlaczego og³osili, ¿e pan nie ¿yje, chocia¿ przetrzymywali pana jakRosjanie Wallenberga?Raula Wallenberga? To znaczy, ¿e on naprawdê by³ u ruskich?Sowieci temu zaprzeczali, i to przez piêædziesi¹t lat, ale tak, wiêziligo.Zmar³ w niewoli, nied³ugo po zatrzymaniu.Thayer jakby zapad³ siê w sobie.Myœlê, ¿e ze mn¹ by³o tak jak z nim.Nie mogli uwierzyæ, ¿e Wallenberg by³tylko Wallenbergiem, nikim wiêcej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •