[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fox zerkn¹³ na Jamiesona.– Wie pani, ¿e to reporter?Siostra posz³a za jego wzrokiem i kiwnê³a g³ow¹.– O co pani¹ pyta³?– Nic mu nie powiedzia³am.– Ochrona nie mo¿e go st¹d wyrzuciæ?Pielêgniarka patrzy³a ju¿ na Foxa.– Nikomu nie przeszkadza.– Chcia³ z ni¹ rozmawiaæ?– Powiedzia³am mu, ¿eby wybi³ to sobie z g³owy.– To po co tu jeszcze siedzi?– Dlaczego sam pan go o to nie spyta? – odpar³a ch³odniejszym g³osem.– A terazprzepraszam… – Minê³a go, wróci³a na stanowisko i w tej samej chwili na ladziezadzwoni³ telefon.Fox posta³ tam jeszcze z pó³ minuty.Jamieson siedzia³ na krzeœle i znowu coœpisa³.Gdy Fox podszed³ bli¿ej, reporter podniós³ wzrok.– Co pan chcia³ z niej wyci¹gn¹æ?– O to samo chcia³em spytaæ pana, inspektorze.– Bo¿e, jeszcze jeden? – jêknê³a pielêgniarka.Gdy zobaczy³a, ¿e na ni¹ patrz¹,odwróci³a siê i os³oni³a d³oni¹ s³uchawkê.Jamieson ju¿ mia³ podsun¹æ telefon pod nos Foxowi, ale opuœci³ rêkê.Odwróci³siê i ruszy³ do wyjœcia.Fox zosta³.Pielêgniarka skoñczy³a rozmawiaæ, powolikrêc¹c g³ow¹.– Co siê sta³o?– Ktoœ próbowa³ pope³niæ samobójstwo – odpar³a.– Mo¿e z tego nie wyjœæ.– To tu typowe?Siostra wydê³a policzki i wypuœci³a powietrze.– Bardziej typowe by³yby dwa takie przypadki na rok.– Zauwa¿y³a nieobecnoœæJamiesona.– Poszed³?– Chyba tak.Przewróci³a oczami.– Ca³y Brian.Jak go znam, siedzi pewnie na szpitalnym oddziale ratunkowym.– Widzê, ¿e naprawdê go pani zna.– Kiedyœ chodzi³ z moj¹ przyjació³k¹.– Gdzie pracuje?– Gdzie siê da.Mówi, ¿e jest…– Wolnym strzelcem?– W³aœnie.– Znowu zadzwoni³ telefon.Poirytowana pielêgniarka westchnê³ai podnios³a s³uchawkê.Fox zawaha³ siê, skin¹³ jej g³ow¹ i poszed³ do wind.Na dole kupi³ z automatu irn–bru w plastikowej butelce.Wychodz¹c, obieca³sobie, ¿e nazajutrz nie zje ani grama cukru.Niebo by³o czarne.Wiedzia³, ¿epozostaje mu tylko wróciæ do domu.Zastanawia³ siê, czy z przeznaczonego naœledztwo bud¿etu da³oby siê wykroiæ op³atê za nocleg w hotelu.Wypatrzy³ pewnemiejsce za stacj¹ kolejow¹, niedaleko parku i boiska pi³karskiego.Móg³bywróciæ do Edynburga rano, tylko co by tu robi³ przez resztê wieczoru? Mo¿ew³oska restauracja… albo pub.Przed wejœciem do szpitala sta³o kilka karetek.Dwóch sanitariuszy w zielonych kombinezonach odpêdza³o Jamiesona.Reporterpodniós³ do góry rêce, odwróci³ siê i przytkn¹³ telefon do ucha.– Wiem tylko, ¿e strzeli³ sobie w g³owê.Pewnie spud³owa³, bo kiedy go tuwieŸli, wci¹¿ ¿y³.Ale nie wiem, jak teraz… – Jamieson zobaczy³, ¿e idzieprosto na Foxa.– Zaczekaj – rzuci³ do telefonu.Chcia³ podzieliæ siê z nimwiadomoœci¹, ale Fox go powstrzyma³.– Ju¿ s³ysza³em.– Koszmar.– Jamieson pokrêci³ g³ow¹.Mia³ rozszerzone, nieruchome oczy, widaæby³o, ¿e gor¹czkowo myœli.– Du¿o broni jest w Kirkcaldy? – spyta³ Fox.– To mo¿e byæ jakiœ farmer.Oni maj¹ broñ, nie? – Zauwa¿y³, ¿e Fox uwa¿nie musiê przygl¹da.– Goœæ mieszka za miastem – wyjaœni³.– Gdzieœ przy drodze naBurntisland.Fox spróbowa³ zachowaæ obojêtn¹ twarz.– Wie pan, jak siê nazywa?Jamieson pokrêci³ g³ow¹ i zerkn¹³ na sanitariuszy.– Ale siê dowiem.– Pos³a³ Foxowi pewny siebie uœmiech.– Niech pan tylkopatrzy.I Fox patrzy³.Widzia³, jak z telefonem przy uchu reporter idzie do drzwiszpitala.Dopiero gdy znikn¹³ w œrodku, Fox poszed³ szybko do samochodu.* * *Policja zablokowa³a skrzy¿owanie szosy i drogi do domu Alana Cartera.Foxpoczu³, ¿e miêdzy ¿o³¹dkiem i gard³em zbiera mu siê kwas.Zakl¹³ pod nosem,zjecha³ na pobocze i wysiad³.Policyjny radiowóz mia³ w³¹czonego koguta, któryrozœwietla³ noc zimnym, jaskrawoniebieskim œwiat³em.Samotny policjantrozci¹ga³ taœmê ostrzegawcz¹ miêdzy s³upami po obu stronach drogi na wzgórze.Wiatr wyrwa³ mu z r¹k jeden koniec i mundurowy próbowa³ go z³apaæ.Fox wyj¹³legitymacjê.– Inspektor Fox – powiedzia³.I doda³: – Zanim pan zawi¹¿e, muszê przejechaæ.Wróci³ do samochodu i zaczeka³, a¿ policjant przestawi radiowóz.Pomacha³ mui zacz¹³ powoli wje¿d¿aæ na wzgórze.W domu pali³o siê œwiat³o, a pod œcian¹ sta³ tylko jeden samochód, land roverAlana Cartera.Gdy Fox zamkn¹³ drzwi, ktoœ zawo³a³:– Co pan, do diab³a, tu robi?W progu sta³ Ray Scholes z rêkami w kieszeniach.– To Carter?– A jeœli tak?– By³em tu wczoraj.– Ma³y sprawiedliwy Jonasz z pana, co?– Co siê sta³o? – Fox stan¹³ dok³adnie naprzeciwko niego i zajrza³ dokorytarza.– Próbowa³ siê zabiæ.– Ale dlaczego?– Gdybym tu mieszka³, te¿ bym pewnie nie wytrzyma³.– Scholes poci¹gn¹³ nosem,spojrza³ na niego i ust¹pi³.Odwróci³ siê i wszed³ do œrodka.Fox zawaha³ siê.– Nie powinniœmy… – Spojrza³ na jego buty.– A czy to miejsce zbrodni? – Inspektor by³ ju¿ w salonie.– Taœma jest tylkopo to, ¿eby nie przy³azili tu ró¿ni wariaci, gapie i tak dalej.Martwiê siêtylko, co zrobimy z psem.Fox przystan¹³ w progu salonu.Na palenisku dogasa³ ¿ar.W koszu obok kominkale¿a³, dysz¹c, Jimmy Nicholl z oczami jak szparki.Fox ukucn¹³ i pog³aska³ gopo g³owie.– Nie zostawi³ listu.– Scholes w³o¿y³ do ust listek gumy do ¿ucia.– W ka¿dymrazie ja go nie widzê.– Machn¹³ rêk¹ w stronê sto³u.– Kto by coœ zobaczy³w tym ba³aganie…Ba³agan.Wszêdzie wyjête z teczek i porozrzucane papiery.Jedne zmiête, inne porwane,jeszcze inne tylko zrzucone na pod³ogê.Te, które zosta³y na stole, by³yzbryzgane krwi¹, a na fotelu Cartera widnia³a du¿a, ciemna plama.– Pistolet? – spyta³ cicho Fox.Zasch³o mu w ustach.Scholes ruchem g³owy wskaza³ stó³.Broñ le¿a³a na wpó³ ukryta pod jakimœczasopismem.Dla niewprawnego oka Foxa by³ to chyba stary rewolwer.– W jakim by³ stanie, kiedy rozmawialiœcie?– Zachowywa³ siê normalnie.– Dopóki pan nie przyszed³, co?Fox puœci³ to mimo uszu.– Kto go znalaz³?– Znajomy z Kinghorn.Regularnie go odwiedza.Wypijaj¹ kilka szklaneczek whiskyi wraca do domu.A dzisiaj wchodzi tu jakby nigdy nic i widzi to.Biednystaruszek.Fox chcia³ usi¹œæ, ale nie móg³.Nie wiedzia³ dlaczego, po prostu coœ by³o nietak.Zadzwoni³a komórka Scholesa.Inspektor przytkn¹³ j¹ do ucha, s³ucha³ przezchwilê, coœ burkn¹³ i zakoñczy³ rozmowê.– Zmar³ w karetce.Umilkli.S³ychaæ by³o tylko ciê¿ki oddech psa.– Rozmawialiœcie o Paulu? – spyta³ w koñcu Scholes.Ale Fox jakby go nie s³ysza³.– Gdzie jest ten znajomy?– Michaelson odwozi go do domu.– Scholes spojrza³ na zegarek.– Móg³by siêpospieszyæ, piwo czeka.– Przecie¿ zna³ pan Alana Cartera.Nie jest pan poruszony?¯uj¹c gumê, inspektor spojrza³ mu prosto w oczy.– Jestem.A co by pan chcia³ zobaczyæ? Jak jêczê, zawodzê i zgrzytam zêbami?Jak wygra¿am niebu piêœciami? By³ gliniarzem… – Scholes zrobi³ pauzê.– Potememerytem.A teraz nie ¿yje.¯yczê mu powodzenia bez wzglêdu na to, gdzie terazjest.– By³ równie¿ wujem Paula Cartera.– To prawda.– I jako pierwszy z³o¿y³ skargê.– Mo¿e w³aœnie dlatego siê zabi³, bo mia³ wyrzuty sumienia.Moglibyœmy bawiæsiê w psychologów przez ca³¹ noc.Ale jest ju¿ moja podwózka.Fox te¿ to us³ysza³: warkot silnika samochodu zaje¿d¿aj¹cego przed dom.– I co pan zrobi? – spyta³.– Zamknie pan drzwi i odjedzie? Ot tak?– Nie zamierzam tu nocowaæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •