[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sanchez przestał dla nich istnieć.Typowe! Wszystkie kobiety interesują się albo facetami przy forsie, albo aroganckimi dupkami, którzy ich nie szanują.Jefe mieścił się w każdej z tych kategorii, chociaż wyglądało na to, że dzięki Marcusowi Gnidzie nie jest już taki dziany.Napatrzywszy się na tę parę, flirtującą ze sobą niczym licealiści, którym buzują hormony, Sanchez odetchnął z ulgą, gdy Mukka wystawił głowę zza winkla i zawiadomił go, że dzwoni Elvis.Znowu zostawił więc kucharza przy barze i poszedł na zaplecze, odebrać telefon od Króla.Rozsiadł się w ulubionym skórzanym fotelu w biurze tuż obok kuchni i podniósł słuchawkę.- Cześć, Elvis - rzucił.- Hej, człowieku, mam dla ciebie dobre wieści.Ten cały Jefe jest już sztywny.Skasowałem go dzisiaj rano.Zdychał paskudnie, możesz mi wierzyć.Twoja mama byłaby dumna.Przedziwne to wszystko, pomyślał Sanchez.W takie sprawie Elvis by go nie okłamał.Miał w sobie zbyt wiele dumy.Najwyraźniej jednak był w błędzie, skoro Jefe stał właśnie w Tapioce przy barze i przystawiał się do Jessiki.- Słuchaj, Elvis, to wytłumacz mi jedną rzecz: jak to się stało, że Jefe siedzi właśnie w moim barze i żłopie whisky?- Hę?- Elvis, Jefe nie ma już żółtego cadillaca.Dopiero co się dowiedziałem, że nie dawno go sprzedał i kupił sobie porsche.a przynajmniej tak twierdzi.- Nic nie kapuję - burknął Elvis, zdezorientowany.- Nieważne, jeżeli tylko zabiłeś faceta od żółtego cadillaca.Tak było?- Człowieku, a bo ja wiem? Ten facio niczym nie jeździł.Wziął pokój w hotelu i zameldował się jako Jefe.Recepcjonista podał mi jego numer pokoju itede.- No więc nie zabiłeś Jefe.Tłumaczę ci, ten sukinsyn jest teraz u mnie.- To kogo stuknąłem, do kurwy nędzy?- Nie wiem, kurwa.Może Marcusa Gnidę.Wczoraj w nocy zwinął portfel Jefe.- Ja pierdolę!Sanchezowi przyszło coś do głowy.- Zaraz, poczekaj chwilę.Czy ten facet miał przy sobie wisiorek z niebieskim kamieniem?- E tam, człowieku, gówno miał.Ani portfela, ani gnata, kompletnie nic.- O żeż kurwa.! A jak wyglądał?- Tłusty, nieogolony moczymorda.Półgoły świr bez jaj, który jakoś tak dziwnie mi się przyglądał.Normalna cipa, nie chłop.zero szacunku dla siebie.Sukinsyn sprzedałby własną matkę, byleby ocalić dupsko.- Uhm, no.To Marcus Gnida, bez dwóch zdań.Jesteś pewny, że nie miał przy sobie tego wisiora?- Pewnie, że jestem pewny.W pokoju był tani srebrny łańcuszek, ale bez niebieskiego kamienia, tylko z jakimś gównianym poskręcanym wisiorkiem.Sanchez pomyślał, że czas przekazać Elvisowi najnowsze wieści.- Widzisz, wczoraj w nocy on ukradł Jefe niebieski brylant czy coś w tym guście, wart całą kupę szmalu.- Niebieski brylant? No, wreszcie gadasz do rzeczy, też coś o tym słyszałem.Powiadasz, że ile jest wart, konkretnie?- Po mojemu dla tego Jefe, co tu siedzi u mnie w barze, jest wart od groma.Podzielimy się forsą po równo, pół na pół.- A niby czemu miałbym ci, kurwa, oddawać połowę, Sanchez? Jak znajdę to draństwo, opylę je na własny rachunek.Poza tym jak to jest, dalej chcesz, żebym go sprzątnął?- Kurwa, nie! Masz zabić skurwysyna, który jeździł tym żółtym cadillakiem.Nie był to Marcus i wychodzi na to, że Jefe też nie.Jeżeli nie znajdziesz kierowcy żółtego cadillaca, to w zamian przynieś mi ten wisior.Podzielimy się po połowie i nie będziesz musiał skasować tego faceta od cadillaca.Przynajmniej na razie.Elvis odetchnął głęboko, rozczarowany.- Porąbane to! Dobra, układ stoi.Wrócę do tego hotelu i zobaczę, co się da wygrzebać.- Dzięki, Elvis.Odezwij się potem.A ja zobaczę, może uda mi się dogadać z Jefe co do ceny.Elvis wymamrotał coś pod nosem i rozłączył się.Pożegnania nie były jego mocną stroną.Skoro miał zarobić parę zielonych, liczył się głównie czas.Jak wszyscy miejscowi, Sanchez wiedział to i owo o historii niebieskiego kamienia zwanego Okiem Księżyca.Wiedział, że zdaniem niektórych ten, kto posiada ów kamień, staje się niezwyciężony.Inna sprawa, że wielu nie wierzyło w takie bzdury - wiedzieli tylko, że El Santino pięć lat temu zaproponował Ringowi za Oko Księżyca około 100 tys.$.Pech chciał, że Ringo nie zdążył skasować nagrody, bo został zastrzelony przez Bourbon Kida.Było zatem wielce możliwe, że Jefe usiłował sprzedać klejnot El Santinowi, ale pewnie za więcej niż te 100 tys.zielonych, których żądał Ringo.I właśnie tę wiedzę Sanchez zamierzał obrócić na swoją korzyść.Wrócił na salę i podszedł wprost do Jefe.Łowca nagród zabawiał Jessicę, opowiadając zabawne anegdoty o swoich licznych przygodach, kiedy to ścigał idiotów na tyle głupich, że zadarli z kimś dostatecznie bogatym, by wyznaczył nagrodę za ich głowę.Sanchez uznał, że nadarza się znakomita okazja, żeby się wtrącić.- Hej, Jefe, chcesz, żebym rozpuścił wieści, że zależy ci na odzyskaniu tego kamienia? Znam ludzi, którzy specjalizują się w takich sprawach.Jefe zdołał warknąć na niego i uśmiechnąć się jednocześnie.Wyraźnie nie spodobało mu się, że barman przerwał im rozmowę, a i jego szczodra propozycja pomocy nie przypadła mu do gustu.- Nie potrzebuję, żeby pomagał mi jakiś palant zza baru.Chcesz dostać działkę z nagrody, i tyle.Już ja sam dam znać, komu trzeba.- Jeśli chcesz mogę powiedzieć El Santinowi, że straciłeś kamień.On zna takich, co to potrafią się tym zająć.Dotychczas Sanchez nie pozwolił sobie na tak jawną groźbę wobec człowieka pokroju Jefe i pewnie nigdy by tego nie powtórzył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •