[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyczepi³ blok i hak do belki,któr¹ ods³oniliœmy podczas remontu.Rz¹dzi³a nim kl¹twa, wiec zamierza³za³atwiæ dziewczynê tu i teraz.- To siê naprawdê mno¿y - szepnê³a Belinda.Nie odpowiedzia³em.W gardle mia³em zbyt sucho, ¿eby gadaæ.Facet porusza³ siêpomimo ca³ej mocy Truposza! Co za niewiarygodn¹ si³ê dawa³a ta kl¹twa!- Dlaczego Candy nie ucieka³a? Przecie¿ Truposz spowalnia³ go na tyle, ¿e zpewnoœci¹ by jej nie dogoni³.- Hej, Belindo! Nie patrz temu b³aznowi w oczy.Mam wra¿enie, ¿e jeœli po³o¿yna tobie to zielone oko, ju¿ ciê nie ma.- Zgoda.- Nie by³a nerwowa.Nie moja dziewczyna Belinda.Zimna jak jej tatuœ.- Chcesz parê œwiec, zanim te robale mnie wynios¹? Motyle powolutku wy³azi³y zk¹cików ust zabójcy.Zapali³em œwiecê siarkow¹ od kaganka, który Belinda m¹drzewziê³a z do³u, i postawi³em na pod³odze przy samym wejœciu do pokoju Candy.Kiedy wstawi³em drug¹, wielgas zauwa¿y³, ¿e ma towarzystwo.Bogowie, ale¿ on by³ wielki! Wygl¹da³ jak starszy brat Saucerheada Tharpe'a.Gdzie ten Winchell go wynalaz³? Nic tak wielkiego nie powinno biegaæ luzem.Powoli obróci³ g³owê.- Czemu go nie dŸgniesz, Garrett? Masz zamiar staæ tu i pierdzieæ w portki?W³aœnie.Mam trochê nadaktywne sumienie.A w tym przypadku dodatkowo by³emca³kowicie og³upia³y.Przecie¿ to siê nie mog³o dziaæ! Problem zabójcy kobietmia³ byæ rozwi¹zany w lokalu Hullara.Powinienem byæ teraz w ³Ã³¿ku, a mo¿enawet spaæ.Wielgas wci¹gn¹³ Candy tak wysoko, ¿e tylko g³ow¹ dotyka³a pod³ogi.Puœci³sznur, który skrzypi¹c przelecia³ przez blok.Dziewczyna z hukiem spad³a naziemiê.Zaczê³a rzêziæ przez knebel, jakby chcia³a wypowiedzieæ moje imiê.Mia³em nadziejê, ¿e nie próbuje mnie ostrzec.Nie mia³em czasu siê ni¹zajmowaæ.Facet zaczyna³ dostawaæ zielonych oczu.Rzygn¹³ motylami.Wiêkszoœæ znich te¿ by³a zielona.Stary Drachir musia³ lubiæ zielony kolor.Wielgas starza³ mi siê w oczach.W ci¹gu ostatnich kilku minut posun¹³ siê odwa lata.I jakby siê trochê zmniejszy³, choæ i tak nie by³em gotów, ¿ebystan¹æ z nim na jakieœ piêtnaœcie rund.I wtedy dobrze siê przyjrza³ Belindzie.Rzuci³ siê na ni¹ tak, jakby startowa³ pod wiatr sto mil na godzinê.Sapa³ ichrapa³.Z nosa lecia³y mu mole - bardzo g³upie mole zreszt¹, albo kl¹twa niedzia³a³a na nie prawid³owo, bo atakowa³y g³Ã³wnie jego.Zapali³em mu przed nosem œwiecê siarkow¹.Rzygn¹³ motylami, które nie mog³ymnie dostaæ z powodu gazy na ser.On siê tym jednak raczej nie przejmowa³.Widzia³ wy³¹cznie Belindê.- Nie patrz sukinsynowi w oczy - przypomnia³em, przesuwaj¹c siê na bok.Opad³em na kolana i pope³z³em naprzód, podczas gdy ³otr dalej par³ jaklodowiec.Przeci¹³em mu œciêgna pod prawym kolanem i lew¹ kostk¹.Chwilê totrwa³o, nim jego mózg o tym us³ysza³, ale wreszcie pad³.I znów zaczaj siêpodnosiæ.Wbi³em mu nó¿ w d³oñ, przyszpilaj¹c go do ziemi.Belinda za³atwi³a mudrug¹ ³apê.- Móg³byœ teraz spróbowaæ go udusiæ - zauwa¿y³a.Mia³a te same upodobania, cotatuœ.Skumulowany ból i uszkodzenia cia³a spowodowa³y wstrz¹s, który sprawi³, ¿ekl¹twa trochê popuœci³a.Truposz natychmiast skorzysta³ z okazji.Bandytazesztywnia³ jak kamieñ.Jak daleki, daleki szept na przeciwnym wietrzenadlecia³a myœl:Wcale ci siê nie spieszy³o.Uwolni³em Candy.- Dlaczego ty ci¹gle musisz siê w³Ã³czyæ z tymi zboczeñcami? - zapyta³em.- Cobrakuje takiemu normalnemu facetowi jak ja? Zarzuci³a mi ramiona na szyjê.Niepowiedzia³a ani s³owa, nawet kiedy Belinda zadrwi³a:- Mo¿e zauwa¿y³a, ¿e jesteœ zajêty.Przylgnê³a do mnie tak, jakby mia³a niepuœciæ ju¿ do koñca ¿ycia.Motyle szala³y dooko³a.Mnie te¿ dosiêg³y opary siarki.Owady odkry³y nagieobszary na ciele Candy i natychmiast zwo³a³y kumpli.Nie wiedzia³em, czy tema³e diab³y mog³y rzeczywiœcie przenosiæ kl¹twê.- Wynosimy siê st¹d.Zamkniemy ich razem ze œwiecami.Przez chwilezastanawia³em siê, czy nie wsun¹æ paru œwiec do pokoju Truposza, dla efektu,dopóki by³ zajêty.Belinda pomog³a Candy, choæ niechêtnie.Spojrza³em na mojego nieproszonego goœcia.Motyle wci¹¿ wype³za³y mu zotwartych ust- Nie mo¿emy go tu zostawiæ - mruknê³a Belinda.- Dlaczego nie?- Kipnie.- Spytaj mnie, czy mnie to obchodzi.- Pomyœl, geniuszu.Doprawdy.Jakby jednego nie by³o dosyæ.- A ty siedŸ cicho - burkn¹³em, obra¿ony.Gdyby zbój umar³, by³bym jedynymmiejscem, gdzie kl¹twa mog³aby siê przenieœæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]