[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdaje siê, ¿e dozna³ atakuzdrowego rozs¹dku.- Chyba masz racjê - mrukn¹³ Morley.Istota skoczy³a na cz³owieka Chodo, zanim ten zdo³a³ siê obróciæ.Walka trwa³ajedn¹ sekundê, mo¿e mniej.Kawa³ki zbira rozprys³y siê we wszystkichkierunkach.Ma³powata istota zaczê³a obgryzaæ jego nogê, przygl¹daj¹c siê namspod oka.Chodo zakl¹³.Morley pchn¹³ jego fotel.Wsun¹³em rêkê do kieszeni.Zdaje siê,¿e by³ na to najwy¿szy czas.Istota ryknê³a i ruszy³a w przód.Cisn¹³em rubinow¹ flaszkê otrzyman¹ odPeridonta.Rozprys³a siê na piersi stwora.Obróci³em siê i pobieg³em zaMorleyem i kacykiem.Potwór wyhamowa³, podrapa³ siê i zawy³ ze zdumienia, a potem rozdar³ siê naca³y g³os.Podbieg³em do drzwi i zatrzyma³em siê.Cia³o sp³ywa³o z piersi stwora jak wosk ze œwiecy, zamieniaj¹c siê w parê iczerwon¹ mgie³kê.Kreatura zawy³a znowu, dr¹c cia³o pazurami, a¿ galaretowatestrzêpki zaczê³y fruwaæ po pomieszczeniu, rozbryzguj¹c siê na marmurowejpod³odze, gdzie zamienia³y siê w parê, pozostawiaj¹c dziobate plamy wy¿artegokamienia.Stwór zacz¹³ siê wiæ w konwulsjach, zatoczy³ siê i wpad³ do basenu,gdzie miota³ siê, wzbijaj¹c szkar³atn¹ pianê.- Nie chcia³bym byæ tym, który bêdzie tu sprz¹ta³ - mrukn¹³ Morley.- Teraz zawdziêczam panu ¿ycie, panie Garrett - wyskrzecza³ Chodo.Morley dorzuci³:- Wiesz, Garrett, coraz bardziej bojê siê, ¿e któregoœ dnia bêdziemy razem, atobie zabraknie asów w rêkawie.- Ja te¿, Morley, ja te¿.- Co to by³ za stwór?- Pytaj mnie, a ja ciebie, i obaj bêdziemy wiedzieæ.- Niewa¿ne - burkn¹³ Chodo.- Gadki na póŸniej.Zabierzcie mnie do drzwifrontowych.Mia³ racjê.Nic siê jeszcze nie skoñczy³o.Na podwórcu panowa³o zamieszanie.Przyszliœmy akurat na koniec.Wiêkszoœæ zbirów i po³owa jaszczurów zosta³y ju¿wyeliminowane.Ale i lataj¹cy ch³opcy tak¿e nieco siê zmêczyli.Jakiœ bardziejatletycznie zbudowany jaszczur siêgn¹³ jednego z nich, wykonuj¹c doskona³yskok, i œci¹gn¹³ go w dó³.Drugi, z oko³o piêædziesiêciu pociskami stercz¹cymize zbroi, wystrzeli³ w górê jak kometa, która pomyli³a kierunki.Crask i Sadler zauwa¿yli swojego szefa.Przykuœtykali do niego najszybciej,jak mogli.- Panowie, jestem wœciek³y - oznajmi³ Chodo.Nie wygl¹da³ na wœciek³ego.To jeden z tych facetów, którzy s¹ najgorsi wtedy,kiedy s¹ najspokojniejsi.- Nie bêdzie wiêcej niespodzianek.Dom i ziemia zadr¿a³y.Wnêtrze posesji czknê³o szkar³atnym dymem, który szybkorozwia³ siê na wietrze.Odchudzona chmura burzowa odp³ynê³a wraz z ostatnim podniebnym wêdrowcem.Zzahoryzontu wyjrza³o s³oñce, nieœmia³o, jakby sprawdza³o, czy droga wolna.Chodo odezwa³ siê do swoich ch³opców:- ZnaleŸæ tych ludzi.Zabiæ wszystkich.- Co za s³odziutki facecik.Spojrza³ namnie i na Morleya - Niech ktoœ odwiezie panów do domu.Wydawa³ siê ca³kowicie obojêtny na fakt, ¿e Sadler i Crask byli poobijani jakulêga³ki.- Id¹ Klata i Fletcher.Zbieracie od nich raporty.I do roboty.Podjazdemzbli¿a³o siê dwóch kolejnych zabijaków.Szczêki i nosy mieli na wysokoœcikolan.XXXWywlok³em siê z powozu przed moim domem i zdawa³o mi siê, ¿e zapomnia³em zabraænóg.- Jestem na to za stary - wymamrota³em.Ca³a ta sprawa zrobi³a siê zbytniebezpieczna.Mia³em zaledwie czas na szybkie mycie i godzinn¹ drzemkê, zanimruszê za Jill.Jeœli zdecydujê, sk¹d zacz¹æ.Jestem pewien, ¿e nie wróci³a do domu, ale sprawdzê.Chyba jest bardziej cwana.Dean wpuœci³ mnie do œrodka.Nakarmi³.Opowiedzia³em mu, co siê wydarzy³o, ¿ebymój bezu¿yteczny sublokator-darmozjad wiedzia³.Dean okaza³ odpowiednieprzera¿enie, choæ na pewno s¹dzi³, ¿e po³owê przemilcza³em.Po œniadaniuposzed³em na górê, przeci¹gn¹³em siê i wróci³em do moich trosk, które nêka³ymnie przez ca³¹ drogê do domu.Czy oni przypadkiem nie zaczynaj¹ mnie identyfikowaæ z kacykiem?Jedni ludzie gin¹, drudzy próbuj¹ mnie zabiæ, a ja myœlê tylko o tym, ¿ebymoja s³awa niezale¿nej osoby nie zosta³a zrujnowana.***Ten szczur Dean pozwoli³ mi spaæ przez cztery godziny.Wydar³em siê na niego,a on jedynie sta³ z g³upim uœmiechem na gêbie.Nie dar³em siê d³ugo.Mam pewneprzes³anki, by s¹dziæ, ¿e jego rozumowanie jest bardziej sensowne ni¿ moje.Wypoczêty, nie jestem tak sk³onny do pope³niania fatalnych g³upstw.Wyskoczy³em z betów, szybko umy³em siê i przebra³em, i jeszcze szybciejwyskoczy³em na ulicê.Pierwszym przystankiem by³ apartament Jill.Nie mia³emtrudnoœci z wejœciem.Na pierwszy rzut oka nic siê nie zmieni³o.Ale jawyczuwa³em zmianê.Rozgl¹da³em siê tak d³ugo, a¿ do mnie dotar³o, co to jest.Szuflada z monetami by³a pusta.Ka¿dy móg³ j¹ opró¿niæ, ale zniknê³a równie¿zniszczona szmaciana lalka.Gotów by³em siê za³o¿yæ, ¿e nikt inny nie robi³bya¿ tyle zachodu.A zatem zaryzykowa³a powrót, chocia¿ na krótko.Z³apa³a tylko lalkê i parêmajtek na zmianê? Nie s¹dzê, to niepodobne do tej lodowej dziewicy.Mog³a tozrobiæ przy okazji jakiejœ znacznie bardziej karko³omnej misji.Jeszcze razprzeczesa³em mieszkanie, ale nic wiêcej ani nie uby³o, ani nie przyby³o.Wymkn¹³em siê, niezbyt zadowolony.Powinno by³o coœ zostaæ.£ypn¹³em okiemna drzwi po drugiej stronie holu.A dlaczego by nie zajrzeæ?Pchn¹³em drzwi.Otwar³y siê cicho.Nikt na mnie nie wyskoczy³, nieprzegalopowa³ po moim grzbiecie.Wszed³em do œrodka.I oto ujrza³em to, czegoszuka³em, na widoku, na niewielkim biureczku.KochanieKlucz jest bezpieczny.Muszê znikn¹æ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]