[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyda³em z siebie odpowiednie dŸwiêki, sugeruj¹ce pe³n¹ podziwu ciekawoœæ.Wszyscy odgrywamy jakieœ role przez ca³e ¿ycie, Garrett.Wszyscy mamy wieletwarzy, w które przyodziewamy siê w za­le¿noœci od sytuacji i towarzystwa, wjakim siê w danej chwili znajdujemy, a tak¿e, byæ mo¿e, w przewidywaniukorzyœci, ja­kie mo¿emy osi¹gn¹æ.Jak przera¿aj¹co wygodne by³oby stawa­nie siêza ka¿dym razem tym, czym chcemy byæ, odegraæ tê ro­lê w sposób doskona³y,kiedy tylko nam przyjdzie ochota.Brzmia³o to niemal po¿¹dliwie.Có¿, maj¹c Carlê Lindo w oko­licy, to siê mo¿eprzydarzyæ ka¿demu.Jakie¿ to wygodne, jeœli jesteœmy dotkniêci straszliwym kalec­twem.To znaczy, jeœli na przyk³ad jesteœmy martwi?- Rozumiem, ale moim zdaniem powinniœmy przycupn¹æ cicho i poczekaæ, jaksytuacja siê rozwinie.To nie do pomyœlenia.Trzeba przywróciæ równowagê.¯e nie wspomnê o tym, i¿podjêliœmy siê udzieliæ pomocy pannie Ramada.Muszê jeszcze trochê pomyœleæ,jak najlepiej zacz¹æ dzia­³aæ.Kiedy ja bêdê pogr¹¿ony w rozmyœlaniach, typowinieneœ przejœæ na drug¹ stronê holu.Dean zaprowadzi³ pana Tate'a dotwojego gabinetu.Wydaje mi siê, ¿e potrzebuje pociechy.-Willard Tate? Tutaj?We w³asnej osobie.- Przecie¿ staruszek nigdy nie wychodzi z domu.Co u diab³a tutaj robi?Mo¿esz sam zapytaæ.Nie ma nic lepszego od subtelnej aluzji.- Jasne.Pewnie.- Ruszy³em do biura.Tate usiad³ na goœcinnym krzeœle.Nie pasowa³ do niego.Za ma³y.Jak pierzasty,osiwia³y stary gnom.Dean podj¹³ go kufelkiem.Tate pracowa³ nad nim pilnie iflirtowa³ z Eleanor.- Jeszcze trzy minuty i nie by³oby mnie w domu - oznajmi­³em, tylko po to, ¿ebypokazaæ, jaki ze mnie pracowity goœæ.Zmarszczy³ brwi.- Tinnie siê pogorszy³o, Garrett.- Szybko machn¹³ uspokaja­j¹co rêk¹.- Aleprze¿yje, tak twierdz¹.Mnie to jednak komplet­nie zbi³o z nóg.Przyszed³em siêdowiedzieæ, czy nie masz cze­goœ nowego.- Niewiele.- Opowiedzia³em mu swój dzieñ.Powoli, gniewnie potrz¹sn¹³ g³ow¹ i spojrza³ na Eleanor, jak­by mówi³ do niej.- Tracê swój i twój czas.Ale nie móg³bym dzisiaj pracowaæ.Nie mogê usiedzieæna miejscu.- Mówi¹c, zmienia³ siê powoli, jego g³os przybra³ stalowe tony.-Chcia³bym spotkaæ tê Pani¹ Wê¿y, powiedzia³bym jej to czy owo.- To wiedŸma, panie Tate.I jej g³Ã³wnym zajêciem nie jest wró¿enie z fusów.Trudno siê do niej dostaæ, a kiedy ju¿ siê uda, czekaj¹ ciê potê¿ne k³opoty.Poza tym mój partner ostrzeg³ mnie, ¿e Chodo Contague zaczyna siê ni¹interesowaæ, i to bardziej ni¿ przelotnie.- Wyjaœni³em, dlaczego.Tate wsta³.Gdyby by³o doœæ miejsca, pewnie zacz¹³by chodziæ w kó³ko.- Nie podoba mi siê, ¿e Tinnie zosta³a ranna, Garrett.Nie chcia³bym widzieæ wtej sytuacji ¿adnego innego Tate'a.Zw³asz­cza bez powodu.Nie zniosê tego.Chodo to ¿aden problem.Mam pieni¹dze i powi¹zania.Jeœli bêdzie trzeba, kupiêsobie stra¿ni­ka burzy.- Mnie to wygl¹da jak wpadniecie z deszczu pod rynnê.Za³Ã³¿­my, ¿e sobie gokupisz.Co siê stanie, jeœli on siê zorientuje, o co chodzi z ksiêg¹?- Niewiele mnie to obchodzi.- A powinno.Bo mnie obchodzi.Mamy zobowi¹zania, które przekraczaj¹.- Pierdo³y.- Panie Tate, to nie jest ca³kiem prawo d¿ungli i zwyciêstwo najsilniejszych.Jeszcze nie.Dlatego w³aœnie niektórzy z nas ro­bi¹ to co nale¿y.Proszêpos³uchaæ.Ta ksiêga to wcielenie ca³e­go z³a.Nawet jeœli ka¿da postaæ w niejzawarta by³aby tak s³od­ka i niewinna jak Tinnie, ksiêga jest narzêdziemciemnoœci.Mo¿e s³u¿yæ wy³¹cznie z³ym celom.Czy to naprawdê ja prawiê takie kazanie? No-no-no.Zacz¹³em siê zastanawiaæ, jak ja sam u¿y³bym tej ksiêgi.Podej­rzewam, zeka¿dy, kto o niej s³ysza³, zrobi³by to samo.Taka jest ludzka natura.Jak ktoœ,kto j¹ posiada, móg³by siê oprzeæ nad­u¿yciu zawartej w niej mocy?- Pomyœl trochê.Gdyby Ksiêga Cieni nie istnia³a, czy Tinnie by³aby teraz jedn¹nog¹ w grobie? A ci wszyscy ludzie, którzy ju¿ zginêli z jej przyczyny? Toczyste z³o, poniewa¿ w ka¿dym budzi najgorsze instynkty.W najlepszych swoich chwilach Tate wygl¹da, jakby prze¿u­wa³ cytrynê.Teraz niewygl¹da³ a¿ tak dobrze.- S¹dzê, ¿e dzielisz w³os na czworo, Garrett.Ta ksiêga jesz­cze nikogo niezabi³a.Ludzie podejmuj¹ decyzje i zgodnie z ni­mi dzia³aj¹.Dopiero wtedy ktoœmo¿e umrzeæ.- Te decyzje zosta³y wypaczone przez wiedzê o ksiêdze.- Bredzisz.Obaj bredzimy.Dlaczego? Próbujesz ze mnie wy­ci¹gn¹æ forsê? Wogóle po co tu siedzisz i gadasz ze mn¹?Najlepsze pytanie, jakie mi zada³ do tej pory.- Z grzecznoœci, panie Tate.Z czystej grzecznoœci.- No to czemu mnie nie wyrzucisz? Jestem tylko starym zgre­dem, którypowstrzymuje ciê przed zrobieniem czegoœ po¿ytecz­nego.Ale¿ on mia³ humorek.- Masz mo¿e jakiœ pomys³, co? Mo¿e powinienem wynaj¹æ ko­nia i ruszyæ galopem,wrzeszcz¹c „Wy³aziæ, wy³aziæ, gdziekol­wiek jesteœcie".Samokontrole mia³ w strzêpach, ale mój pomys³ chyba mu siê spodoba³.- Chcia³bym coœ zrobiæ, panie Tate.Chcê coœ zrobiæ.Mam zwyczaj chwytaæzwisaj¹ce koñce i skubaæ tak d³ugo, a¿ wszyst­ko siê rozpl¹cze.Ale tu mamproblemy ze znalezieniem nawet takich luŸnych koñców.Mogê jedynie pl¹taæ siêpod nogami i mieæ nadziejê, ¿e to mnie do czegoœ zaprowadzi.Tymczasem jednaksam potykam siê o ludzi, którzy równie¿ szukaj¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •