[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A wy o wszystkie te ewentualności zadbaliście, tak? - spytał Frank.Agent kiwnął głową.- Zgadza się.Są pod kontrolą.Frank był jednak sceptyczny.- FEMA udzieliła nam wszelkiej możliwej pomocy - dodał Gleason.- Co to takiego? - spytała Annie.- Federal Emergency Management Agency.- Zamknęliśmy korytarze powietrzne Nowego Jorku i Waszyngtonu dla małych samolotów, to samo dotyczy rzek i małych jednostek pływających.Nie zobaczycie na Hudsonie, East River czy Potomacu ani jednej motorówki.Będzie tak, dopóki to się nie skończy.być może już zawsze.- A co z dużymi statkami?- Nie wejdą do portu, dopóki nie zostaną sprawdzone, a nasi ludzie nie znajdą się na pokładzie.- Co z metrem?- Mamy ludzi w każdym składzie.- A samochody? - spytała Armie.- Ciężarówki? Jeżeli zamknęli wirusa w mikrokapsułkach, można go rozprzestrzeniać z rury wydechowej.Wystarczy pojeździć samochodem po mieście.Nikt nic nie zauważy.Gleason popatrzył na Armie.- Jezu.- jęknął Frank.- Mogłabyś być niebezpieczna!- Nie uzyskałoby się w ten sposób pożądanego zasięgu - oświadczył agent.- Samochód nie wystarczy.Potrzebna jest łódź albo samolot.Coś, co obejmuje całe miasto.Doskonałe byłoby metro.- A wodociągi? - spytał Frank.Gleason pokręcił głową.- Nic z tego.Zagrożenie, spowodowane wrzuceniem czegoś do sieci wodnej, to mit.Nie osiągnie się odpowiedniego rozprzestrzenienia.Poza tym wypicie wody z grypą nikomu by nie zaszkodziło.Wirus musi się dostać do płuc.- Nie rozumiem tylko jednego - powiedział Frank.- Jakim cudem zamierzacie wszystko przeprowadzić tak, by nikt nic nie zauważył? Przecież wystarczy, że choćby piloci.- Zauważą.Inni ludzie też zauważą, tyle że nic nie pojawi się w prasie.- Jakim cudem?- Ponieważ każdy środek masowego przekazu otrzymał dziś rano faks albo telefon.- Więc wprowadziliśmy z powrotem cenzurę? Gleason wydął wargi.- Nie większą niż w czasie Pustynnej Burzy.A poza tym tylko na pewien czas.Wyniki walk bokserskich są w dalszym ciągu jawne.- Widząc zmarszczone czoło Franka, agent wyjaśnił: - Mamy dwudziesty wiek, co oznacza, że mieszkamy w przepełnionym teatrze.Ludzie zaczęliby biegać, wrzeszcząc „pali się!”.- A jeżeli naprawdę zacznie się palić?- Zajmiemy się gaszeniem - W porządku.Zajmijcie się - mruknął Frank.- A po co my jesteśmy wam potrzebni? Jeśli nie mogę o tym napisać.- To nie takie proste - powiedział Gleason.- Ze względu na Internet - wyjaśniła za niego Annie.Gleason pochylił głowę, jakby równoczesne chciał przytaknąć i ukłonić się.- To poważny problem - przyznał.Frank przyjrzał się krążącej nad okrętem mewie.- I co dalej? - spytał.- Jak długo będziemy tu siedzieć? Gleason wzruszył ramionami.- Cóż.to zależy od Solange’a.30STATEN ISLANDSusannah nie była przyzwyczajona do kierowania ciężarówką, ale tę prowadziło się bardzo łatwo.Miała automatyczną skrzynię biegów i bardzo dobrą widoczność.Było to dla niej dużym ułatwieniem, ponieważ od czasu walki bokserskiej miała problemy z oczami.Okulary przeciwsłoneczne o szkłach w kształcie serca, które miała na nosie, zasłaniały niemal zupełnie zamknięte prawe oraz podbiegłe krwią i nieco rozmazujące obraz otoczenia lewe oko.Doktor stwierdził, że wszystko wróci do normy, ale dopiero za jakiś czas.Stephen siedział na dziecięcym foteliku obok niej i gulgotał.Bała się.Nie tyle tego, co mieli zrobić i co by się wydarzyło, gdyby coś poszło nie tak, ale tego, że spaprze sprawę.Otrzymała specjalne instrukcje od Solange’a i niech Bóg jej dopomoże, jeżeli da dupy.Dotarła do portu mniej więcej godzinę temu - jakąś minutę po odpłynięciu promu.Wyglądało to na pech, było jednak zamierzone.„Kto pierwszy wjeżdża, ten pierwszy zjeżdża” - powiedział Solange.Susannah nie sądziła, by miało to jakieś znaczenie, ale musiała zastosować się do wydanych instrukcji.Przesiedziała więc prawie godzinę w samochodzie i kiedy bramka znów się otworzyła, ruszyła powoli naprzód, aż samochód znalazł się głęboko w trzewiach promu.We wstecznym lusterku widziała samochód Francuza - z Vaughnem i Belindą na tylnym siedzeniu.Była zdenerwowana, choć wcale nie powinna.Pod wieloma względami jej zadanie było najłatwiejsze.Tak naprawdę - dopóki nie wpadliby w jakieś tarapaty - nie musiała nic robić.„Wtedy się włączysz, cher - powiedział Solange.- Jesteś planem B”.Super.Jestem planem B.Nikt inny nie jest żadnym planem, tylko ja, pomyślała.Pozostali mają realizować plan A, ale ja jestem planem B.Zacisnęła oczy, ponieważ - jak często zdarzało się to w ostatnim czasie - łzawiły.Marynarze pokrzykiwali do siebie, po chwili rozległo się basowe TUUUT syreny.Podłoga zaczęła wibrować, zaraz potem zadygotały ściany i ruszyli.Gładko nabierali prędkości.Susannah czuła, że prom zaczyna płynąć naprawdę szybko.Jak na dany znak Vaughn i Belinda wysiedli i przeszli na tył samochodu, gdzie w bagażniku były schowane ingramy.Mieli na sobie T-shirty, zaprojektowane przez Solange’a - aby bez względu na to, jaki zrobi się zamęt, mogli siebie nawzajem rozpoznać.Podkoszulki były super: czerwone jak krew, z rysunkiem głowy błotnego ludka, nad którym był napis:POTULNYSzkoda, że ona takiej nie miała.chociaż nie, właściwie to nie.Tak było nawet lepiej.Była kimś szczególnym.Była planem B.W innej sytuacji czułaby się poza nawiasem, ale teraz było inaczej.Solange też nie miał T-shirta.Tak więc on też był planem B.Przypominające roletę tylne drzwi U-Haula zapiszczały - prawdopodobnie Saul je otworzył - i narobiły hałasu, wsuwając się w prowadnice w suficie.Potem bujnęło ciężarówką i Susannah usłyszała, jak wyjmują rozpylacz.Wysiadła i obeszła samochód.Otworzyła drzwi pasażera, wyjęła Stephena z fotela, wzięła go na ręce i ruszyła na pokład.Mijając uśmiechniętego Solange’a, rzuciła:- No to połamania nóg.Wyszła na zewnątrz.Było tam wspaniale - powietrze było świeże i wilgotne, wiał lekki wiaterek.Na pokładzie stało mnóstwo uśmiechniętych ludzi, w środku też było ich sporo.- Popatrz na to! - powiedziała do Stephena.- Jakie wielkie miasto! Widzisz to wielkie miasto? Gdzie jest wielkie miasto? O, tam!Stary Murzyn z przyborami do czyszczenia butów uśmiechnął się do niej, po czym zwrócił się do wyglądającego na bankiera mężczyzny i wskazując głową na jego buty, oświadczył:- Potrzebujesz pomocy, drogi panie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]