[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak mogłoby być inaczej?W pomieszczeniu panowała głęboka cisza.Prescott wyraźnie nie miał ochoty się ze mną spierać, usiadł więc na swoim miejscu.Odzyskałem już panowanie nad sobą i miałem nadzieję, że skłoniłem go do zastanowienia, a nie po prostu obraziłem.Wszyscy pozostali wydawali się jeszcze bardziej zawstydzeni niż wcześniej.Udało mi się powstrzymać przed westchnieniem czy jękiem irytacji.– No dobra, wracajmy do lutni – powiedziałem.– Prescott, teraz ty.Zagraj mi „Dzikich rabusiów z Serras Vertz”.Wydawało mi się, że słyszę w jego grze odrobinę pasji.Pochwaliłem go trochę, nim zdałem sobie sprawę, że uzna to tylko za kolejne upokorzenie.Zakończyłem szybko zajęcia, po czym pozwoliłem sobie na to, by pójść do pokoju i napisać bardzo długi list do Marcabru, opisując Kaledonię jako kulturę, w której artystów dusi się po urodzeniu, a ludzie pozbawieni uczuć karzą wszystkich, którzy odważą się jeokazywać, i tak dalej.Wysłałem go, nim zdążyłem pomyśleć o złagodzeniu tonu.Marcabru nie pisał do mnie od dziesięciu dni.Jeszcze przez co najmniej dwa dni nie miałem znaleźć czasu na to, by wrócić do Bruce’a.Nigdy w życiu nie czułem się bardziej samotny.7Kilka dni później Aimeric wygłosił swój referat.Bieris i ja na jego polecenie robiliśmy użytek ze wskaźników, a członkowie Rady siedzieli poważni i pogrążeni w milczeniu, kiwając od niechcenia głowami, gdy przechodził do kolejnego punktu – z wyjątkiem Clarity Peterborough, która potakiwała nieustannie i z wielkim entuzjazmem.Gdy Aimeric skończył, nastała bardzo długa cisza.Wreszcie z miejsca wstał Carruthers, który rozejrzał się po sali.– Chyba mogę w imieniu wszystkich tu obecnych przyznać, że pański referat był bardzo pożyteczny, panie de Sanha Marsao – zaczął.– Chodzi o wyjątkowo ważne problemy.Chciałbym, żebyśmy przenieśli się do innego pomieszczenia, by je przedyskutować.Wielebna Peterborough, sądzę, że zechce pani pozostać z naszymi gośćmi.Wszyscy wstali i wyszli, zostawiając wielebną Peterborough i ambasadora Shana, którzy ruszyli za nami do jednej z małych salek tak zawstydzeni, że wcale się nie odzywali ani nawet nie podnosili wzroku.Gdy dotarliśmy na miejsce, Peterborough najwyraźniej dopadł atak sielankowego nastroju.– Tak mi przykro, że w większości pokoi nie ma tu okien – oznajmiła.– To głupie, bo dzienne światło wyglądałoby radośniej.Ale pewnie nie chcą marnować energii, a radości nie cenią.Chyba dobrze by było wypić coś ciepłego.Włączyła maszynę, żeby zrobić wszystkim kakao.– I jak wypadliśmy? – zapytał Aimeric spokojnym, obojętnym tonem, jakiego zawsze używał przed naprawdę niebezpieczną walką.Nim mu odpowiedziała, wręczyła wszystkim kubki gorącego, pienistego płynu.– Wiesz, wolałabym, żeby było więcej protestów.Żeby próbowali cię zakrzyczeć.– Ojciec siedział bez ruchu, ale sądząc po tym, co powiedział później, z pewnością słyszał każde słowo.– Tak jest.– Pastor dmuchnęła z westchnieniem na kakao, po czym przełknęła powoli jeden łyk.– Nie jestem pewna, czy mam ochotę zgadywać.Fakt, że mnie pominęli, zapewne nie wróży dobrze.To znaczy, że pewnych punktów widzenia po prostu nie zechcą wziąć pod uwagę.Z drugiej jednak strony, twój ojciec chyba naprawdę słuchał uważnie, uwierzył w twe słowa i zrozumiał ich implikacje.W tym tkwi nasza nadzieja.– Za cholerę nie rozumiem tej przeklętej kultury – warknął Shan.– Jeśli zrozumieli Aimerica, to czym się pani tak martwi?– No więc.hmm.– zaczęła Peterborough.– No, ale może to nie jest taka zła wiadomość – dodała po trochę zbyt długiej przerwie.– Problem polega na tym, że zrozumieli wszystko bardzo szybko i natychmiast to zaakceptowali – wtrącił Aimeric.– Gdyby doszło do sporów, moglibyśmy nakierować ich myśli na nasz punkt widzenia.W obecnej sytuacji nie można wykluczyć niczego.Mogą wybrać kurs, który zasugerowałem, ale mogą też zdecydować się na coś zupełnie niewykonalnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •