[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta zniechęcią odstawiła filiżankę i zebrawszy pelisę, wybiegła nadziedziniec.Trochę dalej, przy powozie, z dłońmi zaciśniętymi w pięści,prawie purpurowy na twarzy od wściekłości, stał panHigganbotham.A przed nim, owinięta w znajomo wyglądający niebieskipłaszcz, zamiast panny Elizabeth stała jej ciemnowłosa pokojówka,Jane.- Ty.Ty.Ty.- Pan Higganbotham wyraźnie nie umiałznaleźć odpowiednich słów.Pani Bloom pospieszyła do jego boku.- Doprawdy? - zwróciła się do występnej służącej.- Jak mogłaś?Gdzie jest panna Higganbotham? Mów natychmiast!Chociaż przerażona, Jane była też szczerze przywiązana doswojej pani, a poza tym tak jak ona uważała, że ojciec Elizabethpostępuje okrutnie, oddzielając ją od jej ukochanego Henry'ego.Zdaniem Jane każdy, kto sprawiał, że w oczach jej wspaniałejpani pojawiały się łzy, był złym człowiekiem, wręcz przestępcą.Aprzecież nikt nie umiał płakać tak pięknie jak pannaHigganbotham.W przeciwieństwie do innych zapłakanychpanienek, na jej twarzy płacz nie pozostawiał żadnych śladów, oczynie przestawały być czyste, a nos nie czerwieniał.Jane była najzwyczajniej w świecie zauroczona swoją panią ibez szemrania wypełniała każde jej polecenie, zwłaszcza odmomentu, gdy Elizabeth z żalem wyjawiła, iż jej ojciec zamierzawynająć dla niej w Londynie starszą, bardziej doświad-czoną pokojówkę, co oznaczało, że dni służby Jane u ukochanejpracodawczyni są policzone.W związku z tym, nie mając nie do stracenia, dziewczynazgodziła się pojechać powozem zamiast Elizabeth, dzięki czemu,przed powrotem na wieść, zanim zostanie tam odesłana, miałaszansę dać wyraz swojemu oddaniu.Tak więc była ona poprostuprżygotowana na nieprzyjemności i krzyki panaHigganbothama.Pani Bloom jednak nie pozwoliła ziemianinowi kontynuowaćwrzasków.- To nas donikąd nie zaprowadzi - oświadczyła, przerywającmu.- Panie Higganbotham - ciągnęła.- Za pańskim pozwoleniem,sama porozmawiam z Jane.- Groźny wzrok starszej pani spocząłna roztrzęsionej służącej.Kobieta złapała pokojówkę za ucho ipociągnęła za sobą do zajazdu.Co wydarzyło się potem, pan Higganbotham nie miał pojęcia,choć mógł się tego domyślić po głośnych okrzykach i żałosnymzawodzeniu Jane.W końcu pani Bloom wymaszerowała z zajazdu, odprowadzanapełnym szacunku wzrokiem właściciela gospody i jego żony.- Panie Higganbotham, proszę poinformować woźnicę, żejedziemy do Sterling.- Oczywiście, tylko.- Proszę wsiąść ze mną do powozu, to opowiem panu, co sobiewymyśliła ta pańska głupiutka córka.Ale proszę się pospieszyć, bonie mamy czasu do stracenia.- Z wojowniczym błyskiem w oczachstarsza dama dodała.- Uratujemy pańską córkę, a także pannęPlatt, bo obawiam się, że ona również padła ofiarą zgrai zwykłychaferzystów.Rozdział 18Najlepsza zemsta na tych, którzy źle ci życzą, to byćszczęśliwym.STARA KOBIETA NORA ZNAD JEZIORA LOMONDPEWNEGO CHŁODNEGO WIECZORA DO SWOICHTRZECH MAŁYCH WNUCZEKPani Oglivie umierała.Och, nie chodziło o prawdziwą śmierć.Pani Oglivie umierała emocjonalnie - co było wiele, wiele gorsze odzwykłej, fizycznej śmierci.Znajdą ją tutaj, w jej łóżku, w najlepszej jedwabnej sukni,samotną, ze wzrokiem wbitym w sufit, z twarzą wypłukaną zemocji.Kobieta zmarszczyła czoło z zastanowieniem.Może jednaktwarz powinna coś wyrażać.Może powinna z niej bić auraniekreślonego cierpienia.Tak! To właśnie zobaczą ci, którzy jąznajdą - nieskończone cierpienie.Kiedy Viola zamykała oczy, mogła to prawie zobaczyć -łkających służących, konsternację na twarzy lekarza, skruchę woczach teściowej.Ten ostatni obraz wywołał uśmiech na twarzyVioli, bo to właśnie teściowa będzie powodem jej śmierci.Violabyła o tym przekonana.Przyjechała do Sterling, żeby zaopiekować się teściową, któranabawiła się szczególnie przykrego przeziębienia i która przyjęłasynową, jakby ta była aniołem stróżem.Viola wiedziała jednak, żeowo nastawienie utrzyma się tylko do chwili, gdy teściowa będziejej potrzebowała.I rzeczywiście, kiedy tylko podniosła się z łóżka, rozpoczęły sięataki wcale nie aż tak subtelnej krytyki.Na nieszczęście w tymsamym czasie zaczął padać śnieg i Viola znalazła się w pułapce.Utknęła w domu kobiety, która uważała, że synowa nie jest„wystarczająco dobra dla mojego Geoffreya".Z rosnącym zniechęceniem Viola obserwowała jak śnieg,centymetr po centymetrze, zasypuje stary, zawilgocony domteściowej.Tęskniła przy tym okropnie za swoim własnym domem,wygodnym i eleganckim, za towarzystwem ukochanego męża,Geoffreya, i ślicznej córki, Venetii.Zresztą to właśnie ona była powodem ostatniej kłótni zteściową, która po raz kolejny miała czelność stwierdzić, że Venetianie wychodząc za mąż, marnuje się i że jest to w jakiś sposób winaVioli.A przecież nic nie mogło być dalsze od prawdy.Viola nawetteraz zaciskała zęby ze złości na wspomnienie niesprawiedliwychuwag i aluzji, że źle wychowała córkę i (co było najgorszymoskarżeniem), że umyślnie zatrzymuję ją w domu, żeby się nimzajmowała, zamiast wydać ją za mąż.Viola zacisnęła dłonie na kołdrze, żałując, że nie jest to chudaszyja teściowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •