[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak widzisz - ciągnął Narcyz, przytomnie obciągając sukienkę dziewczyny - nasz drogi Buba udał się na zasłużony odpoczynek, po długim, ciężkim dniu artysty i konesera.Dniu wypełnionym wrażeniami, który jeszcze dla nas się nie skończył!Co powiedziawszy uniósł ceremonialnie swój kieliszek do góry, wypił jego zawartość, ukłonił się i zniknął.Wypiłem mechanicznie to, co mi wcześniej nalano.Była to jakaś ohydna w smaku pomarań-czówka.Spojrzałem jeszcze raz na Bubę.Niestety, spał tak głęboko i musiał przyjąć tak wielką dawkę usypiających płynów, że budzenie go było zajęciem bezsensownym.Dziew czyna poruszyła się nerwowo przez sen - tym razem uwalniając spod lekkiego materiału drobną pierś.Nic tu po mnie - pomyślałem, kiedy poczułem, że ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu.Odwróciłem się.Przede mną stała, uśmiechając się ironicznie - równie nieskazitelna i elegancka jak zwykle Hanka Osterska.- Widzę, że niezwykle intensywnie szuka pan Adama?- A pani składa modły na ołtarzu sztuki - odgryzłem się.- No, to wyjątek - powiedziała stanowczo.- Nie byłam na takim spotkaniu od lat.A dziś po prostu nie mam ochoty wracać do domu.- Więc się pomyliłem.A pani nie - rzeczywiście w pewien sposób szukam Adama.- No to dziwny jest ten sposób - powróciła do swego dawnego tonu.- Wydawało mi się, że raczej interesuje się pan tą łatwą panienką.- Zawsze tak stanowczo klasyfikuje pani ludzi?- Zawsze, kiedy na to zasługują.Ta mała spała pewnie ze wszystkimi mężczyznami w tym pokoju.Oczywiście ze wszystkimi, którzy sypiają z kobietami, a tych jest coraz mniej.I wie pan dlaczego? Dlatego, że oni są aktorami, reżyserami, pisarzami, a ona biuralistką, której się wydaje, że ją fascynuje teatr.- Cóż, ona też służy sztuce.jak umie - powiedziałem zgryźliwie.- Widocznie nie ma innego talentu.- Oooo.jednak nie jest pan takim mazgajem, za jakiego pana miałam.Widzę nawet przebłyski inteligencji - zabrzmiało to niby sardonicznie, ale równocześnie nieprzytomnie.Spojrzałem na nią uważniej - nie, chyba jednak nie była pijana.Musiała zrozumieć, moje spojrzenie, bo roześmiała się i powiedziała:- Zastanawia się pan, czy nie jestem czasem pijana? Nie, nie jestem.Moje poświęcenie nie sięga aż tak daleko.Zaraz to panu udowodnię, otóż wcale nie straciłam wątku naszej rozmowy wracam do swego przesłuchania.Skoro nie interesuje się pan tą małą, więc może interesuję się pan Bubą?- Owszem, tym razem pani zgadła.- Nie warto - powiedziała stanowczo.- Ten zapluty alkoholik jest nie tylko impotentem fizycznym, ale również moralnym, intelektualnym i duchowym.Rozmienił swój talent na kolejki wódki.- Może.Ale ja jestem humanistą i zawsze szukam przyczyn, nim wyrokuję o skutkach.Może ten biedny Wiatrakiewicz - zadeklamowałem - zakochał się nieszczęśliwie, został odtrącony i teraz cierpi zapijając robaka.Spojrzała na mnie groźnie spod ściągniętych brwi:- Pan jednak jest niebezpieczny - wysyczała.- Dlaczego? - spytałem naiwnie, kładąc rękę na sercu.- Pan dobrze wie - dlaczego? - zabrzmiało to jak pogróżka.- Co on panu naopowiadał, zanim zwaliła go delirka?- Nie powiedział mi nic, co by mnie zaskoczyło.- Ależ tak złe ma pan o mnie zdanie?- Nie po prostu Buba wcale nie mówił o pani źle.Użył nawet określenia „moja wina”.Zrobiła minę, którą przy dużej dozie dobrej woli można by uznać za wyraz zdziwienia - o ile, oczywiście, olimpijczycy się dziwią.- No, win to jemu nie brakuje.- powiedziała w zamyśleniu.Postanowiłem ją ostudzić:- Ale dodał też, wychylając kieliszek: „Pan Bóg strzegł”.- Ach tak.- zamyśliła się na dobre.Milczeliśmy.Wokół tętnił gwarem Narcyzowy pokój, pełen bibelotów, płyt, książek, posążków, fotografii, plakatów i ludzi, którzy osiągnęli już szczególny zenit zabawy: bardziej byli pijani zaduchem, papierosowym dymem, świadomością tożsamości z innymi, muzyką, niż alkoholem, który zresztą pochłaniali w nieprzebranych ilościach.Hanka Osterska nieprzytomnie wpatrywała się w ścianę, gdzieś ponad moją głową.Znów pomyślałem, że jednak musi być pijana.Pomachałem dłonią przed jej oczyma, ale zdawała się tego nie zauważać.Przytknęła do warg swój kieliszek, wypiła jego zawartość i znów, z delirycznym niemal uporem, wróciła do obserwacji jakiejś szczególnie interesującej fotografii wiszącej z pół metra nad mą głową.Podszedł do nas Narcyz, dolał do kieliszków, szepnął „tak trzymać profesorze” i odszedł.Zrozumiałem, że to rozplotkowane, zachłanne nowin towarzystwo już mnie rozszyfrowało, zdemaskowało i zdefiniowało - byłem dla nich kochankiem (wyjątkowym, czy kolejnym?) pięknej pani Hanki, cierpiącym przez nią i szukającym jej po całym Gdańsku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •