[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie.- Ale od razu wiedziałeś, co mnie wzięło.Od razu, kiedy tylko zobaczyłeś jej twarz.- Może.- Chłopie.a ja ją znałem.Co to była za kobieta! Boże! Takich morderców i zboczeńców rozstrzeliwałbym bez sądu.- Trzeba ich przedtem złapać.- Kto ich tam złapie.- zamilkł, zamyślił się na moment, a potem niespodziewanie dodał:- Nie wierzę w sprawiedliwość.- Znałeś ją? Opowiedz mi o niej.- Może, kiedyś.- wzruszył ramionami niecierpliwie.- A tu ją spotykałeś?Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.- Przecież zginęła właśnie tu, w Buczkach.Jeśli chcesz wiedzieć - odparł nagle bardzo zirytowany - przyjąłem zaproszenie do tego idiotycznego Bukowego Dworu i zgodziłem się być gościem twego kretyńskiego przyjaciela, tylko dlatego, że miałem nadzieję ją spotkać.- Przesadzał, zdarzało mu się to często.- Ale nie udało mi się - nagle oklapł.- Zresztą kiedy.Przecież przyjechałem ledwie wczoraj rano.- A kiedy widziałeś ją po raz ostatni?- Słuchaj, Artur, lubię cię, ale przestań się czepiać.Dla ciebie to jest lokalna sensacyjka, a ja cierpię, rozumiesz?Wychylił kieliszek.Dopiero wtedy zauważyłem, że jest pijany.Tych kieliszków musiało być przedtem znacznie więcej.Wziąłem go pod ramię i zaprowadziłem do poloneza.Trudno byłoby uznać Mateusza Wierzewskiego za abstynenta, ale pijakiem też nie był, na pewno.Wiadomość o śmierci Evy Brück musiała być dla niego prawdziwym szokiem.Wróciliśmy do Bukowego Dworu.Rozdział 6Właśnie zmagałem się z Mateuszem, który przysnął mi jeszcze w samochodzie, a teraz bardzo niepewnie wstępował na stopnie werandy, kiedy gwałtownie otworzyły się drzwi i na nasze spotkanie wyprysnęła Ewcia Kęcka.- Czy pan słyszał? - pytała.- Czy już wiecie? Podobno w nocy w lesie, całkiem niedaleko stąd, koło strażnicy, zgwałcono i zabito jakąś kobietę! Jezu, jak ja się boję!Poleciała w stronę oficyny.Nie wyglądała na przerażoną, bodaj się nawet na koniec swej kwestii uśmiechnęła.Jak już ktoś jest zalotny, to jest.A Ewcia aż się paliła, by jak najszybciej znaleźć kogoś, kto zająłby się jej posagiem.Pchnąłem drzwi prowadzące z werandy do salonu.Mateusz oprzytomniał, poprawił przekrzywiony krawat i sztywno przemaszerował przez pokój.Zupełnie instynktownie trafił do barku.Wszyscy przyglądali mu się badawczo.Trudno byłoby uznać panującą tu atmosferę za ciepłą i serdeczną.Od progu wiało chłodem.Siedzieli, gdzie popadło: Ed, Hazel, Mareczek, Zwierzyniecki, Bryjarscy, pani Kęcka z rękami na podołku, w żałobnej pozie starej baby.A więc stało się! Wszyscy już wiedzieli; wreszcie się rozniosło.Ale chyba nie znali relacji „Wieczoru ”; Ewcia mówiła o gwałcie, a więc powtarzała wersję obiegową.- No cóż - odezwał się Ed.- Już siódma.Chyba możemy się napić drinka przed obiadem? Nikt mu nie odpowiedział.- Czy pan już wie? - odezwała się niespodzianie, najwyraźniej pod moim adresem, pani Kęcka.- Tak, powiedział mi Mateusz.- To straszne, okropne.- podniosła ręce do oczu.- Kiedy pomyślę, że to mogło spotkać naszą Ewcię.- Ale nie spotkało - uciął Ed.- Zresztą nie wiemy niczego konkretnego, wszystko to plotki.A ludzie gadają byle co.Wyczułem w jego głosie silne napięcie; był zdenerwowany.Spojrzałem na Hazel.Patrzyła na morze paląc długiego ciemnego papierosa.Jak zwykle obojętna i nieobecna; cóż, nie rozumiała ani słowa z naszej rozmowy.Ale paliła, a zdarzało się jej to niezwykle rzadko.Więc i ona musiała być poruszona.- To nie są plotki, Ed.Niestety - powiedziałem i położyłem na stole gazetę, zabraną przedtem przezornie z barowej lady w Stawowej.Rzucili się na nią, jak zgłodniałe szakale na świeżego trupa.Pierwszy był Bryjarski.Wyrównał tytułową stronę i zaczął czytać na głos znany mi już tekst.Cieszę, jaka zapanowała, przerywało tylko łkanie Kęckiej i brzęk szkła od strony baru, gdzie urzędował Mateusz.- Pamiętam ją - wyrwała się wielgachna Basia, gdy tylko jej mąż przestał czytać.- Śliczna dziewczyna.A Czarnobiała tęcza to był zupełnie genialny film.Nikt się nie odezwał.Ed nerwowo chwycił gazetę i jeszcze raz, po cichu, przeczytał notatkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]