[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczął myśleć o nim jak o swoim cudownym małym królestwie, i to tylko dlatego, że mieszkała w nim panna Milbank.Najbardziej jednak zdumiewała go skłonność, jaką do niej odczuwał od początku ich znajomości.W jego życiu było niewiele kobiet, z którymi utrzymywałby bliskie, acz kompletnie platoniczne relacje, w każdym razie niewiele młodych i atrakcyjnych.Przez całe swoje dorosłe życie nie miał najmniejszych kłopotów z przypisaniem przedstawicielek płci pięknej do konkretnej i wyraźnie określonej kategorii.Były więc damy bardziej dojrzałe, których towarzystwa poszukiwał dla ich ciętego dowcipu bądź intelektualnej stymulacji, którą czerpał z rozmów z nimi.Były też takie, z którymi nawiązał bardziej intymne kontakty oraz kilka takich, które zdołały go zainteresować, choć na krótko, jako kandydatki na żonę.Były też utrzymanki, ale to zupełnie się nie liczyło.Zanim poznał Annis, nigdy nie przyszło mu do głowy, że jedna kobieta mogłaby spełniać wszystkie jego wymagania.Pociągająca fizycznie i stymulująca intelektualnie panna Annis Milbank miała morale bez skazy, będąc zarazem bardzo niekonwencjonalną młodą damą.Świetnie rozumiał, dlaczego pułkownik Hastie - ten szczęściarz! - wydawał się taki rozluźniony i zadowolony w jej towarzystwie.Sam przecież nigdy się przy niej nie nudził i nie mógł sobie nawet wyobrazić, by mogło być inaczej, gdyż pociągała go nie tylko fizycznie.Tego jednak wieczoru, być może po raz pierwszy, w pełni docenił jej czysto fizyczne walory.Choć nie miał już żadnych wątpliwości, że Annis byłaby dla niego idealną żoną, nie był na tyle zaślepiony, by uważać ją za olśniewającą piękność, stworzoną po to, by stać na na piedestale, podczas gdy inni podziwialiby ją za samą doskonałość.To prawda, że aparycję miała bardziej niż przyjemną, wartą tego, by się jej bliżej przyjrzeć.Prawda też, że jej kobiece, cudownie proporcjonalne kształty nie miały sobie równych.Co wyróżniało ją jednak spośród innych znajomych kobiet, to urok, jakim obdarzyła ją natura.Cienia sztuczności, sam wdzięk czy to w gniewie, czy w uśmiechu, zawsze ta sama, niepowtarzalna i nieoceniona, prawdziwa jak polny kwiat czy płatek róży, wiosenny promyk słońca lub gradowa chmura.Wspaniała panna Annis Milbank!Gdy odwrócił się i ujrzał, jak właśnie schodzi po schodach w Greythorpe Manor, istne uosobienie kobiecości i wdzięku, w jego oczach błysnął zachwyt.Zaraz potem zaczął się jej przyglądać uważnie, wiedziony podświadomym pragnieniem, by znaleźć bodaj drobną skazę na tym idealnym wizerunku.Lecz na jego późniejszą, całkiem niewinną uwagę o szmaragdach w jej cudownych oczach pojawił się gniew, a potem żal.Jej reakcja poważnie go zaniepokoiła, gdyż znał Annis na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie zwykła przywiązywać wagi do drobnostek.Na pewno więc nie poczułaby się dotknięta tylko dlatego, że jego zdaniem wyglądałaby jeszcze lepiej, gdyby ją przystroić w inne klejnoty.Odniósł wrażenie, jakby cofnęła się za pewną granicę, najpewniej w obronnym odruchu.Ale przed czym, na miłość boską, się broniła?! Skąd ta nagła potrzeba obrony?Targany niepokojem, nie mógł jednak zapomnieć, gdzie się znajduje i w czyim przebywa towarzystwie.Zepchnął więc tę zagadkę w głąb podświadomości, by do niej powrócić w czasie bardziej stosownym, po czym znów zwrócił się do Caroline, która, trzeba przyznać, robiła wszystko, by zachować kamienny spokój po miażdżącym ciosie, jaki jej przed chwilą zadał.- Wyświadczysz mi ten zaszczyt i zgodzisz się partnerować mi w tańcach, które, jak słyszałem, mają się zacząć lada chwila?Lady Fanhope, świadoma swych obowiązków jako pani domu, nie zapomniała o tym, że na przyjęciu będzie pewna ilość młodzieży i już wcześniej poprosiła jedną z matron, by zechciała zagrać wiązankę ludowych tańców.Caroline patrzyła przez chwilę, jak przyjaciółka jej matki sadowi się przed stojącym w rogu instrumentem, po czym z błyskiem żalu w oczach odwróciła się do lorda i powiedziała:- Z największą przyjemnością, Dev, ale naprawdę nie musisz, jeżeli nie masz ochoty na tańce.Uśmiechnął się życzliwie i spontanicznie otoczył ją ramieniem, by poprowadzić na parkiet.Zawsze żywił do niej szczerą sympatię i wątpił, by miało się to kiedykolwiek zmienić.- Możesz mi wierzyć, Caro, mało rzeczy sprawia mi większą przyjemność.Powiedział prawdę, Caroline była bowiem wdzięczną tancerką, wykonującą bezbłędnie swoje partie.Niestety nie miał aż tyle szczęścia ze swoją drugą partnerką, która czy to z nerwów, czy też z wrodzonej nieporadności przez cały czas boleśnie deptała mu po palcach.Mimo to, ryzykując dalsze cierpienia, poprosił do tańca kolejną ładną panienkę, niemal podlotka.Dopiero wtedy dama przy fortepianie ulitowała się nad nim i oznajmiła, że przyszła kolej na walca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •