[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie jestem bez skazy i nigdy nie udawałem, że jest inaczej - przyznał się Bart, kładąc kres jej domysłom.- Nie wyobrażaj sobie, proszę, że przyprawiałem rogi znajomym i sąsiadom, kiedy ich żony miały na to ochotę.Wymagało to nieco wysiłku, lecz Abbie wytrzymała jego pełne wyrzutu spojrzenie.Przez ostatnie tygodnie udało jej się lepiej poznać Barta i jednego była pewna: gardził tymi, którym brakowało odwagi, by bronić swoich racji.- Nie mogę zaprzeczyć, że taka możliwość przyszła mi do głowy.Przyznaję też, że pomyślałam o twoim kuzynie.- Wciąż patrzyła mu w oczy.- Słyszałam, jak wspominał, że zamierza jeszcze dziś wracać do Londynu.Nie wydało ci się dziwne, że nagle postanowił odwiedzić tę okolicę?Bart wprawdzie zrobił powątpiewającą minę, lecz nie od razu odrzucił jej sugestię; przez grzeczność zamyślił się i dopiero potem zdecydowanie pokręcił głową.- To prawda, że nie bardzo się kochamy i że moja wyższa pozycja w rodzinie jest mu solą w oku.Prawdą jest też, że ma dość pieniędzy, by móc zorganizować spisek przeciwko mnie, nie maczając w tym palców.Jedno muszę Cedricowi przyznać: przywiązuje wielką wagę do rodzinnego honoru.Nigdy by się nie dopuścił czynu dyskredytującego nazwisko, które nosi.Abbie nie miała powodu wątpić w zapewnienia Barta; nie wiedziała też, kto inny mógłby wchodzić w rachubę jako ewentualny sprawca tajemniczych wypadków.- W takim razie chyba powinniśmy szukać odpowiedzi gdzie indziej, może w bardziej odległej przeszłości.- Podniósłszy się z miejsca, dodała: - Przynajmniej ty powinieneś, Bart, ponieważ mój pobyt tutaj wkrótce dobiegnie końca, a niepokoję się, że ten nieznany mściciel jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.Patrzyła na niego, spodziewając się ujrzeć w jego oczach kpiący błysk albo wyraz zniecierpliwienia, jaki się w nich pojawiał, ilekroć Eugenie wyprowadziła go z równowagi.Nie zobaczyła ani jednego, ani drugiego.Jeśli już, to raczej coś w rodzaju zagubienia, choć nie potrafiła ocenić, czy poważnie potraktował jej ostrzeżenie, ponieważ zaraz potem wzruszył ramionami, jakby go znudził dotychczasowy temat, i zaproponował, żeby wrócili do domu zjeść ostatni lunch w towarzystwie Gilesa.W drodze powrotnej Bart specjalnie podtrzymywał rozmowę o różnych innych sprawach, starając się odwrócić uwagę Abbie od swoich kłopotów.Wzruszyła go swą troską i choć nigdy by się do tego nie przyznał, wyrażone przez nią obawy i jemu dały do myślenia.Jednak martwił się nie tyle o siebie, co o kobietę, która obecnie znaczyła dla niego tak wiele.Abbie zapewne miała rację, że nikt nie chciałby jej skrzywdzić.Po tym, co mu powiedziała, wydawało się rzeczywiście mało prawdopodobne, by to ona była celem ataków, i zakładanie takiej możliwości było z jego strony głupotą.Mimo wszystko jednak nie zazna spokoju, dopóki Abbie nie znajdzie się bezpiecznie w domu chrzestnej matki.Na razie mógł najwyżej zadbać o to, by nie ucierpiała przez jego dawne grzeszki.Odprowadziwszy Abbie do domu, Bart udał się natychmiast do stajni w poszukiwaniu osoby, która, jak był przekonany, mogła mu pomóc w przedsięwzięciu, jakie planował.Szybko odnalazł Josha w największej ze stajni i wywabił go na zewnątrz, nalegając, by usiadł obok niego na drewnianej ławce.- Po pierwsze, chcę przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie.Owszem, Josh - dodał, widząc zakłopotanie młodego stajennego.- Mam nadzieję, że nigdy nie stanę się zbyt dumny, by nie umieć przyznać się do własnego błędu.Źle cię oceniałem.- Uśmiechnął się pod nosem.- Panna Graham, jak widać, o wiele lepiej zna się na ludziach, bo ufała ci od samego początku.- No tak, sir - bąknął zaskoczony Josh.- Mam nadzieję, że dobrze jej służyłem.- Możesz być o to spokojny - zapewnił go Bart.- Chcę jednak, żebyś był jeszcze bardziej uważny przez ten czas, kiedy twoja pani pozostanie w Cavanagh Court.Masz pilnować, żeby nigdy nie wychodziła z domu sama nawet na spacer po ogrodzie.Ufam ci, że będziesz ją chronił jak własne życie.Josh zmarszczył czoło, jakby się czemuś dziwił.- Dlaczego? Coś się dzieje?- Tak, coś się dzieje.- Bart wahał się przez moment, po czym zdecydował się wyjawić stajennemu prawdę.- Musiałeś słyszeć o umyślnym zniszczeniu mostku?- Tak, słyszałem - potwierdził Josh.- I o pożarze w domu.- To nie były jedyne przypadki.Było kilka innych.Mam nadzieję, że o jednym lub dwóch z nich będziesz w stanie mi coś powiedzieć.Przede wszystkim chciałbym, żebyś wrócił pamięcią do tamtej wycieczki podczas pobytu w Bath.Widziałeś może kogoś, kto kręcił się koło mojej dwukółki?Josh pochylił się do przodu, oparł łokcie na kolanach i wbił wzrok w jakiś punkt po drugiej stronie placu.- Widziałem tam tylko stajennych.Pamiętam, że pan Hack-man i Dodd zajmowali się końmi.Ale to chyba normalne, prawda?Bart nie widział potrzeby odpowiadania na to pytanie.Zamiast tego spytał:- Pamiętasz, jak w dniu, kiedy tu przyjechałeś, wszedłeś do kuchni z Doddem?- Tak, dostaliśmy pyszny placek ze śliwkami - dodał z chłopięcym uśmiechem.- Pamiętam, że pani Figg dała mi drugi kawałek.- Dodd wszedł z tobą do kuchni, tak?- Tak.Pokazał mi drogę, ale.- Ale co? - ponaglił Bart, kiedy Josh urwał, żeby się zastanowić.- Powiedział, że o czymś zapomniał, i wrócił się przez plac.- Widziałeś, jak wraca do stajni?- Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •