[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może nie był pijany, z pewnością pił jednak, gdyż wyczuwaław jego oddechu lekki zapach brandy.Starała się nie patrzeć naniego, lecz nie mogła się opanować.- Jesteś w mojej sypialni - rzuciła oskarżycielsko.Mężczyznarozejrzał się.- Doprawdy? Zabawne, myślałem, że to salon.- Popatrzył namaterac pokryty niebieskim materiałem w kwiatki, w zamyśleniugładząc się po podbródku.- Chociaż zapewne to tłumaczyobecność łóżka.- Jesteś w mojej sypialni - powtórzyła dziewczyna z nutą gniewu wgłosie.Książę uniósł brwi.- Tak, wydaje mi się, że odgadłem znaczenie twoich słów zapierwszym razem.- Mojej sypialni - powtórzyła ponownie.- Twojej sypialni - powtórzył książę.- Doprawdy.- Co tu robisz?Lucien znów uniósł brew.- Chcę z tobą porozmawiać, oczywiście.Elizabeth zdumiała się.- Porozmawiać ze mną? Teraz?- Zawsze powtarzasz to, co do ciebie powiedziano, czy doznałaśnagiej, poważnej utraty słuchu, o której powinienem wiedzieć?- Chcesz porozmawiać ze mną dziś wieczorem - powiedziała znaciskiem, ignorując jego słowa.- Nie trzy tygodnie temu, kiedydałeś mi ultimatum i nakazałeś przygotować się do naszego ślubu?Nie dwa tygodnie temu? Nawet nie dziś rano? Teraz?- Sprawiasz wrażenie dość poirytowanej.- Proszę wyjść - rozkazała Elizabeth, wskazując mu drzwi, i naglezdała sobie sprawę, że na koszuli nocnej ma jedynie szal zkoronkowym obszyciem, którego brzeg drapał ją w kark.Otuliłasię nim szczelnie, zahaczając o pasmo włosów, które dopiero miałazapleść na noc.- Proszę wyjść.Cokolwiek masz do powiedzenia, zpewnością może zaczekać do rana.-Nie.- Nie? - spytała ironicznie dziewczyna.- Nie - powtórzył Lucien.- Może o tym nie wiesz, ale zadałemsobie wiele trudu, przychodząc tutaj na górę.Zajęło mi to prawiepiętnaście minut, a potem minęło kolejnych dziesięć, zanimznalazłem twój pokój.Jestem całkiem wyczerpany.- Jesteś szalony.- Czyżby? Jakie to pocieszające, że się o tym dowiedziałem.Tosporo wyjaśnia.Zostawmy jednak w spokoju stan mojego umysłu.Nie zamierzam wyjść.A jeśli martwisz się, że mogę cięskompromitować, nie musisz się obawiać -rzekł ze złośliwymuśmiechem.- Sądzę, że raczej trudno byłoby ci zepsuć opinię poraz drugi.Elizabeth zaczerwieniła się.- Idź precz, ty nieznośny człowieku.- Nie pójdę - odparł stanowczo.- To, co mam do powiedzenia,zajmie tylko chwilę - dodał.- Chyba tyle możesz mi poświęcić?Dziewczyna owinęła się szalem jeszcze ciaśniej.- Możesz pomówić ze mną jutro rano.Mężczyzna uniósł brwi i najego twarzy odmalował się wyraz zgrozy.- W dniu naszego ślubu? To przynosi pecha.- O to bym się nie martwiła, wasza miłość.Dawno już powinienstrzelić w ciebie piorun.Mężczyzna zacisnął wargi i pokiwał głową.- Tak, wiem.Dlatego też pomyślałem sobie, że dam dobremu Boguw niebie kolejny powód, aby mnie pokarał, przychodząc dotwojego pokoju, by porozmawiać o naszym zbliżającym sięmałżeństwie.On zamierza odwołać ślub, zdała sobie sprawę Elizabeth, starającsię nie wpadać w panikę.Przez chwilę zapomniała o złości i o tym,że ma na sobie tylko szal i przejrzystą koszulkę pod spodem.zapomniała o wszystkim, z wyjątkiem nagłej, niespodziewanejpaniki.Nie może odwołać uroczystości.Jej rodzina nie zniosłaby hańby.Itak ich pozycja społeczna była wątpliwa.Gdyby książę rzucił jąjutrzejszego poranka, zepsułby opinię im wszystkim i przy okazjizrujnował finansowo.Rodzina musiała dobrze wydać ją za mąż,aby podbudować swój majątek.Ravenwood został zmuszony dozapłacenia za to, że zszargał jej dobre imię, i zapłacił drogo.Jejojciec nie posiadał się z radości.- Chcę ci zadać pytanie.- Pytanie? - powtórzyła Elizabeth, czując w głowie mętlik.- Wiesz, Elizabeth, naprawdę martwię się o twój słuch.Zapewnijmnie, że nie zapadłaś na jakąś chorobę w ciągu tych trzechtygodni, odkąd ostatnio cię widziałem.- Z moim słuchem jest wszystko w porządku - powiedziaładziewczyna.- Chciałabym także, skoro zamierzasz odwołać naszślub, abyś uczynił to teraz.- Ja mam go odwołać? - zdumiał się mężczyzna, unosząc czarnebrwi.- Ja chcę, żebyś ty go odwołała.- Ja? - szepnęła wstrząśnięta Elizabeth.Lucien uniósł dłoń do jej podbródka i dotknął jej tak, jak w dniubalu u lady Derby, w tym nieszczęsnym dniu, który doprowadziłdo tej chwili.Potem nachylił się blisko ku Elizabeth, mówiącbardzo wyraźnie i zwięźle:- Tak, ty.- Następnie wyprostował się, chociaż jej nie puścił.-Pomyślałem, że skoro wyraźnie nie chcesz mnie za męża, a jawyraźnie nie chcę cię za żonę, to może zechcesz mnie jutrowystawić do wiatru.Elizabeth nie poruszyła się, nie mogła się ruszyć.- Ale ja nie mogę cię odrzucić - powiedziała i podmuch jejoddechu wrócił do niej.- Czemu nie?Pomyśl, Elizabeth.Dziewczyna zamrugała oczami i spojrzała najego wargi.Nie, nie, nie.Nie tam.Odwróciła oczy i skupiła wzrokna jego lewym uchu.Tutaj.Tak lepiej.Z płatka jego uchawyrastały drobniutkie czarne włoski.Jakie to.nieoczekiwane.- Moja rodzina nie przetrzymałaby skandalu.- Elizabeth ośmieliłasię znów spojrzeć mu w oczy.Mon Dieu, ależ on stał blisko.-Gdybym cię rzuciła, uznano by mnie za wyrzutka społeczeństwa.- Kobiety bezustannie rzucają mężczyzn - sprzeciwił się Lucien.- Nie księcia.Zwłaszcza jeśli kobiecie tej książę zepsuł opinię.- To drobiazg - rzekł mężczyzna.- Nie dla mnie - zaprotestowała Elizabeth.- Zapłacę ci za to - powiedział książę cichym, niemal kuszącymgłosem.Dziewczyna zamrugała oczami, nie mogąc uwierzyć własnymuszom.- Zapłacę tobie, nie twojemu ojcu - powiedział z szerokim,kuszącym uśmiechem na twarzy.- Dam ci dość pieniędzy, abyśmogła żyć samodzielnie i w dostatku, gdzieś daleko, gdziebędziesz mogła zachowywać się, jak chcesz, i robić, cokolwiekzechcesz.Zepsuta opinia nie będzie miała najmniejszegoznaczenia.Elizabeth odsunęła się, choć wymagało to od niej ogromnegowysiłku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •