[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powtarzałem jej wiele razy, że nie ma racji…–Mark – przerwał mu Sanders.– W czasie rozmowy nawet nie padło twoje nazwisko.Słowo daję.– I żeby zmienić temat, zapytał: – Co sądzisz o Johnson? Uważam, że świetnie sobie dała radę z prezentacją.–Tak.Wywarła wrażenie.Zastanawia mnie tylko jedno –kontynuował Lewyn.Wciąż chmurzył się i był zaniepokojony.– Podobno narzuciło ją nam w ostatniej chwili kierownictwo Conleya.–Słyszałem o tym.Dlaczego pytasz?–Chodzi mi o prezentację.Aby przygotować podobną graficzną demonstrację, potrzeba przynajmniej dwóch tygodni – odparł Lewyn.– W mojej grupie projektowej zlecam ją na miesiąc przed terminem.Potem przeglądamy materiały, aby ustalić chronometraż, następny tydzień zajmują nam zmiany i poprawki, i kolejny tydzień przeniesienie na dysk.I to w mojej własnej, zakładowej grupie, która potrafi pracować szybko.W przypadku członka kierownictwa proces trwa jeszcze dłużej.Zrzucają całą sprawę na głowę jakiegoś asystenta, który próbuje wykonać ich zlecenie.Potem taki dyrektor przegląda materiał i chce, żeby wszystko zrobić na nowo.A więc, jeżeli była to jej prezentacja, przypuszczam, że już od jakiegoś czasu Johnson wiedziała o swojej nominacji.Od kilku miesięcy.Sanders zmarszczył brwi.–Jak zawsze – zakończył Lewyn – biedne sukinsyny w okopach dowiadują się o wszystkim na końcu.Zastanawiam się, o czym jeszcze nie wiemy?Sanders wrócił do gabinetu piętnaście po drugiej.Zadzwonił do żony, aby uprzedzić ją, że wróci do domu później, ponieważ ma zebranie o szóstej.–Co się tam u was dzieje? – zapytała Susan.– Miałam telefon od Adele Lewyn.Powiedziała, że Garvin wszystkich wyrolował i że zmieniają całą organizację firmy.–Jeszcze nie wiem – odparł ostrożnie, widząc wchodzącą do pokoju Cindy.–Czy w dalszym ciągu masz dostać ten awans?–Zasadniczo odpowiedź brzmi: “nie”.–Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała Susan.– Tom, bardzo mi przykro.Dobrze się czujesz? Jesteś zmartwiony?–Owszem, mógłbym tak powiedzieć.–Nie możesz rozmawiać?–Masz rację.–Dobrze.Zostawmy to na razie.Zobaczymy się, gdy wrócisz.Cindy położyła na jego biurku stos teczek.–Już wie? – zapytała, gdy Sanders odłożył słuchawkę.–Podejrzewa.Cindy skinęła głową.–Dzwoniła w czasie lunchu – powiedziała.– Przypuszczam, że to zdążyło się już roznieść.–Jestem pewien, że wszyscy plotkują na ten temat.Cindy podeszła do drzwi i zatrzymała się.–I jak się odbyło zebranie i lunch? – spytała ostrożnie.–Meredith została przedstawiona jako nowa szefowa wszystkich działów technicznych.Przeprowadziła pokaz.Oznajmiła, że ma zamiar zatrzymać obecnych kierowników działów na ich stanowiskach i wszyscy będą jej składać sprawozdania.–A więc dla nas nic się nie zmieni? Po prostu dostajemy kolejną czapkę?–Jak na razie.Tak przynajmniej mnie poinformowano.A dlaczego pytasz? Słyszałaś coś?–To samo.–A więc chyba to prawda.Uśmiechnął się.–Czy będę mogła kupić sobie mieszkanie?Cindy od dłuższego już czasu miała zamiar kupić mieszkanie w dzielnicy Quenn Annę Hill dla siebie i swojej dorastającej córki.–Kiedy musisz podjąć decyzję? – zapytał Sanders.–Mam jeszcze piętnaście dni.Do końca miesiąca.–W takim razie poczekaj.Rozumiesz, na wszelki wypadek.Kiwnęła głową i wyszła.Chwilę później pojawiła się znowu.–Niewiele brakowało, a zapomniałabym.Telefonowano przed chwilą od Marka Lewyna.Z KL przysłano stacje Twinkle.Właśnie oglądają je projektanci Marka.Czy chcesz zobaczyć?–Już idę.Grupa Projektów zajmowała całe drugie piętro w Western Building.Jak zawsze panowała tam atmosfera chaosu.Wszystkie telefony dzwoniły, ale w małej poczekalni przy windach, ozdobionej wypłowiałymi afiszami z berlińskiej Wystawy Bauhaus w 1929 roku i starego filmu fantastyczno-naukowego “Projekt Forbina”, nie było recepcjonistki.Dwaj japońscy goście siedzieli przy stoliku w kącie koło poobijanych automatów z coca-colą oraz kanapkami i rozmawiali szybko.Sanders skinął im głową i za pomocą swojej karty identyfikacyjnej otworzył zamknięte drzwi.Wszedł do środka.Pomieszczenie było duże, podzielone pod przedziwnymi kątami przepierzeniami pomalowanymi tak, że wyglądały jak pokryty pastelowymi żyłkami kamień.W przedziwnych miejscach porozstawiano plecione z drutów krzesła i stoliki, sprawiające wrażenie bardzo niewygodnych.Ryczał rock and roll.Wszyscy byli ubrani niedbale – większość projektantów miała na sobie szorty i podkoszulki.Najwyraźniej tu właśnie istniała Strefa Twórcza.Sanders przeszedł do Styropianolandii, małej ekspozycji najnowszych projektów.Znajdowały się tu modele maleńkich stacji CD-ROMów i miniaturowych telefonów komórkowych.Zadaniem zespołu Lewyna było sporządzanie projektów przyszłych wyrobów i wiele z nich wydawało się absurdalnie zminiaturyzowanych: telefon komórkowy niewiele większy od ołówka i kolejny, który przypominał postmodernistyczną wersję radia noszonego przez Dicka Tracy’ego na przegubie ręki, pager o rozmiarach zapalniczki i mieszczący się w dłoni mikroodtwarzacz płyt kompaktowych z odchylanym ekranem.Sanders od dawna przywykł już do myśli, że wzory przynajmniej o dwa lata wybiegały w przyszłość.Oprzyrządowanie miniaturyzowało się błyskawicznie i Sanders z trudem przypominał sobie, że kiedy zaczynał pracować w DigiComie, “przenośny” komputer był ważącym trzydzieści funtów pudłem o wymiarach walizki, a telefon komórkowy wcale nie istniał.Gdy DigiCom zaczął je produkować, były piętnastofuntowymi cudami, które nosiło się na pasku przewieszonym przez ramię.Wtedy ludzie uważali je za coś nadzwyczajnego, a teraz klienci skarżyli się, jeżeli waga telefonu przekraczała kilka uncji.Sanders przeszedł obok składającej się z powyginanych rur i noży maszyny do cięcia styropianu i zobaczył Marka Lewyna oraz jego zespół pochylonych nad granatowymi stacjami CD-ROMów przysłanymi z Malezji.Jedna z nich leżała już na stole pod jaskrawymi halogenowymi lampami rozłożona na części, a technicy grzebali w jej wnętrzu maleńkimi śrubokrętami, od czasu do czasu zerkając na ekrany oscyloskopów.–Co znaleźliście? – zapytał.–O, do diabła – zawołał Lewyn, podnosząc do góry ręce z aktorską przesadą.– Nic dobrego, Tom.Nic dobrego.–No to mi powiedz.Lewyn wskazał na stół.–W zawiasie znajduje się metalowy trzpień.Te zaciski utrzymują kontakt z trzpieniem w chwili, gdy obudowa zostaje otwarta.W ten właśnie sposób utrzymuje się zasilanie ekranu.–Tak…–Ale zasilanie nie jest stabilne.Wygląda na to, że trzpienie są za krótkie.Powinny mieć pięćdziesiąt cztery milimetry.Te zaś mają pięćdziesiąt dwa, pięćdziesiąt trzy.Lewyn był ponury i nie dało się tego ukryć.Trzpienie były o milimetr za krótkie i świat się kończył.Sanders zorientował się, że musi uspokoić Lewyna.Robił to już wielokrotnie.–Trzeba więc je poprawić, Mark – powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •