[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjaśnił, iż na szczyt wieży ciśnień znajdującej się w pobliżu szpitala położniczego wiedzie zewnętrzna drabinka, po której ktoś się wspinał.Czy major zezwoli na otwarcie ognia do tego celu? Howard się zgodził.„I tyłek Wally’ego zaraz zniknął w pyle – wspomina moment, gdy Parr przemknął przez szosę do swojego działa.Parr wrzasnął: – DZIAŁO NUMER JEDEN!.Nastała chwila osobliwej ciszy, która zdarza się w tak wielu bitwach.Howard zwrócił uwagę, że było to ich jedyne działo, a Parr wtedy dodał, iż w owej chwili cała 6 Dywizja Powietrznodesantowa dysponowała wyłącznie tą armatą.I w tej ciszy Parr wydawał swoim ludziom komendy niczym urodzony kanonier.– Odległość siedemset, jeden pocisk.W prawo o pięć stopni.Wszystkie komendy poprzedzał okrzykiem DZIAŁO NUMER JEDEN.I wreszcie: CEL!.Znajdujący się w pobliżu żołnierze brytyjscy i niemieccy zafascynowani obserwowali to widowisko.– OGNIA!Działo zagrzmiało, pocisk wyleciał z lufy.Trafił wprost w wieżę ciśnień.Wszędzie wokoło rozległy się wiwaty, berety poleciały w powietrze, a żołnierze radośnie ściskali sobie dłonie.Jedyny szkopuł tkwił w tym, że amunicja okazała się przeciwczołgowa.Pocisk wbił się w wieżę z jednej strony, przebił ją i wyleciał z drugiej, nie eksplodując.Przez otwór zaczęła wypływać woda, ale sam budynek nadal stał.Parr strzelił ponownie i jeszcze raz, woda trysnęła z wieży na wszystkie strony.W końcu Howard polecił mu przerwać ogień.Gale, Kindersley i Poett wrócili z narady z Pinem Coffinem, oznajmili Howardowi, że jeden z jego plutonów będzie musiał przejść do Benouville i zająć pozycję u boku kompanii Taylora.Howard wybrał do tego zadania pluton nr 1.Na zachodni brzeg przerzucił też plutony Sweeneya i Foxa, aby obsadziły stanowiska naprzeciwko kawiarni Gondree’ów, gdzie miały przejść do kontrnatarcia w wypadku, gdyby Niemcy dokonali przełamania.„Pomyśleliśmy – mówi Sweeney – że to trochę niesprawiedliwe.My walczyliśmy przez całą noc.Siódmy batalion nadciągnął i zluzował nas na pozycjach.Uważaliśmy, że powinni dać nam trochę wytchnienia i ci z siódmego [batalionu] nie powinni jeszcze ściągać naszych plutonów na pomoc”.Sweeney i Fox usadowili się obok żywopłotu.Tydzień wcześniej, jeszcze w Tarrent Rushton, Sweeney poznał się z Richardem Toddem, a to za sprawą zabawnego zbiegu okoliczności – otóż w brytyjskiej armii wszystkich Sweeneyów przezywano „Toddami”, a wszystkich Toddów „Sweeneyami” – w Londynie bowiem był słynny fryzjer Sweeney Todd.Podczas tego spotkania Sweeney i Todd śmiali się ze swojego „pokrewieństwa”.Na pożegnanie Todd rzucił nowemu koledze:– Do zobaczenia w D-Day.Na skraju Le Port, 6 czerwca o godzinie 11.00, gdy Sweeney zatrzymał się przy żywopłocie, „z zarośli wyłoniła się twarz Richarda Todda, który rzucił do mnie: «Mówiłem, że się zobaczymy w D-Day».A potem znowu zniknął”.W Benouville pluton nr 1 zaangażował się w zacięte walki uliczne.Pluton ten ćwiczył walkę pośród zabudowań przez wiele godzin w Londynie, Southampton i w innych miejscach, a już wcześniej tej nocy uczestniczył w starciu pod kawiarnią Gondree’ów.Teraz udzielił Taylorowi jakże potrzebnego wsparcia i Brytyjczycy wspólnie zaczęli wypierać Niemców z zabudowań.Plutonem dowodził Joe Kane.„Był typowym flegmatykiem – wspomina Bailey.– Wydawało się, że nic go nie rusza”.Na pobliskim poletku dostrzegli wychodek.– Osłaniaj mnie – powiedział do Baileya Kane.– Nie przestawaj mnie osłaniać.Skoczę się wysrać.I Kane popędził do wychodka.Po chwili przybiegł z powrotem.– Nie dam rady – stwierdził.W wychodku nie było dziury w ziemi, tylko wiadro.W dodatku pełne; wyglądało tak, jakby nikt go nie opróż niał od wielu dni.– To nie dla mnie – powtórzył Kane.Trzydzieści cztery lata później Bailey namawiał Kane’a na wspólną wycieczkę do Normandii.Przez ubiegłe lata wielokrotnie wracał do miejsc dawnych walk, dla Kane’a miała to być pierwsza wizyta od czasów wojny.W Benouville Kane chciał się przede wszystkim przekonać, czy opróżniono wreszcie wiadro w tamtym wychodku.Wychodka już jednak nie było.Do południa zameldowała się większość żołnierzy 7 batalionu; niektórzy dotarli pojedynczo, inni w niewielkich grupach.Pine Coffin miał wreszcie tylu ludzi, że mógł zluzować plutony Howarda, które ten ściągnął z powrotem na obszar między mostami.Niemieccy strzelcy wyborowi nadal dawali o sobie znać, „wyjące moździerze” wciąż pluły pociskami rakietowymi, trwały starcia w Benouville, Le Port oraz na wschód od Ranville.Żołnierze kompanii D strzelali do snajperów, ale, jak przyznaje Billy Gray, „nie mogliśmy ich wypatrzyć, więc strzelaliśmy na ślepo”.Pomimo szczupłych sił 7 batalion spadochroniarzy oraz kompania D nadal trzymały mosty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]