[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.£adunek umieszczono na nich wyj¹tkowo pieczo³owiciei sprytnie - ca³y sprzêt jaki wpakowano na sanie zosta³ skrzêtnie przymocowanyrzemieniami - bez trudu dostrzegliœmy przedmioty, które doskonale pamiêtaliœmy-piec benzynowy, puszki z paliwem, pude³ka z instrumentami, konserwy, jakieœprzedmioty - zapewne ksi¹¿ki owiniête czasowo w brezent, i inne opakowane ju¿nieco luŸniej, których nie zdo³aliœmy zidentyfikowaæ.Wszystko to pochodzi³o zobozu Lake'a.Po tym, co ujrzeliœmy wczeœniej, w tamtym pomieszczeniu, byliœmyw pewnym stopniu przygotowani do tego odkrycia.Prawdziwy szok prze¿yliœmy, gdypodeszliœmy by rozwi¹zaæ jedn¹ z p³acht brezentu, bowiem kszta³t znajduj¹cegosiê pod nim ³adunku dziwnie nas zaniepokoi³.Wygl¹da na to, ¿e tamci, podobniejak Lakê, interesowali siê zbieraniem interesuj¹cych okazów - dwa z nichmieliœmy w³aœnie przed sob¹.Le¿a³y na saniach, zamarzniête na koœæ, doskonalezachowane, z szyjami oklejonymi plastrem -najwyraŸniej znajdowa³y siê na nichjakieœ rany - i owiniête starannie p³Ã³tnem, w celu zabezpieczenia przeddalszymi uszkodzeniami.By³y to zw³oki m³odego Gedney"a i truch³o zaginionegopsa.10.Zapewne wielu ludzi uzna nas za nieczu³ych i szalonych, ¿e w tej tragicznejsytuacji, po tak posêpnym, makabrycznym odkryciu mogliœmy myœleæ o wiod¹cym napó³noc tunelu i o otch³ani.Nie powiem, ¿e myœli takie zrodzi³y siê w nasnatychmiast, niemniej muszê dodaæ, i¿ to szczególny przypadek, orazokolicznoœci w jakich siê znaleŸliœmy da³y nam pole do ca³kiem nowych domys³Ã³w.Kiedy ponownie przykryliœmy brezentem zw³oki Gedney'a i staliœmy nad nim,pogr¹¿eni w têpym, niemym oszo³omieniu, dosz³y nas niespodziewanie jakieœdŸwiêki - pierwsze dŸwiêki, jakie us³yszeliœmy od chwili opuszczenia odkrytegoterenu, gdzie z nieziemskich wy¿yn dobiega³o ciche zawodzenie górskiego wiatru.Mimo, i¿ by³ to zwyk³y i doskonale nam znany odg³os, w tym opuszczonym œwiecieœmierci brzmia³ jeszcze bardziej nieoczekiwanie i przyprawia³ o zgrozê bardziejni¿ jakiekolwiek inne, fantastyczne i groteskowe tony - obraca³ bowiem wperzynê wszelkie nasze wyobra¿enia o kosmicznej harmonii.Pobrzmiewa³a w nimosobliwa nuta melodyjnego, o szerokiej gamie, œwiergotu, o jakim w swymraporcie z sekcji wspomina³ Lakê, i który sprawi³, ¿e spodziewaliœmy siênapotkaæ tamtych.DŸwiêk ten nasza przepracowana, nadszarpniêta gwa³townoœci¹doznawanych wra¿eñ wyobraŸnia, zdawa³a siê wychwytywaæ od chwili przybycia dokoszmarnego obozu œmierci, w ka¿dym g³oœniejszym zawodzeniu wiatru.Zawiera³ onw sobie jak¹œ diaboliczn¹ zgodnoœæ z otaczaj¹cym nas, martwym od stuleciterytorium.G³os z innych epok nale¿al do cmentarzysk innych epok.A jednakzburzy³ on tkwi¹ce w nas g³êboko przekonania - nasza milcz¹ca zgodnoœæ na tematwnêtrza Antarktydy.To co us³yszeliœmy, nie by³o antyczna nut¹ pogrzebanegobluŸnierstwa i najczarniejszego plugastwa starszej ziemi, wrêcz przeciwnie -by³ to dŸwiêk tak ironicznie i drwi¹co zwyczaj ny, doskonale nam znany z czasówrejsu wzd³u¿ brzegów Ziemi Wiktorii i naszego pobytu w obozie w cieœninie McMurdo, ¿e gdy us³yszeliœmy go tu, w tym mrocznym, zapomnianym od wiekówmiejscu, ogarnê³o nas dojmuj¹ce przera¿enie.Krótko mówi¹c - by³o to pospolite,ochryp³e skrzeczenie pingwina.Zduszony dŸwiêk dochodzi³ z lodowcowegozapadliska, prawie naprzeciwko korytarza, którym nadeszliœmy - z okolic tuneluwiod¹cego ku ogromnej otch³ani.Obecnoœæ ¿ywego ptaka morskiego w takim miejscu- w œwiecie, którego powierzchnia by³a od wieków niezmieniona i pozbawiona¿ycia mog³a prowadziæ tylko do jednego wniosku - tak wiêc pierwsz¹ nasz¹reakcj¹ by³a chêæ weryfikacji Ÿród³a dŸwiêku.Odg³os powtarza³ siê, a niekiedywydawa³o siê, i¿ dobywa siê on z kilku garde³.Szukaj¹c owego Ÿród³aprzeszliœmy przez ³ukowato sklepione wejœcie, z którego uprz¹tniêta zosta³awiêkszoœæ gruzu.Gdy znaleŸliœmy siê poza zasiêgiem p³yn¹cego z zewn¹trzœwiat³a, ponownie zaczêliœmy znaczyæ drogê strzêpami papieru, korzystaj¹c znowych jego zapasów, które, z niebywa³ym wstrêtem i obrzydzeniem, wyci¹gnêliœmyz jednego z brezentowych zawini¹tek na saniach.W miarê jak zlodowacia³apod³oga ustêpowa³a miejsca warstwie tryptonu, spostrzegliœmy wyraŸnie pewneosobliwe, d³ugie, ci¹gn¹ce siê œlady.W pewnej chwili Danfbrth dostrzeg³wyraŸny odcisk, którego opis by³by rzecz¹ absolutnie zbêdn¹.Kierunekwskazywany przez skrzeczenie pingwina pokrywa³ siê dok³adnie ze wskazaniamimapy i kompasu i prowadzi³ nas bezpoœrednio ku pó³nocnemu wejœciu do tunelu.Z zadowoleniem przyjêliœmy fakt, i¿ zarówno pozbawione mostu przejœcie napowierzchni gruntu, jak równie¿ korytarze piwnic nie by³y zasypane.Pocz¹tektunelu, zgodnie z map¹ powinien znajdowaæ siê w podziemiach wielkiej budowli wkszta³cie piramidy, któr¹ przypominaliœmy sobie doœæ mgliœcie z obserwacjidokonanych z pok³adu samolotu, jako obiekt nadzwyczaj dobrze zachowany.Œwiat³olatarki wy³uskiwa³o z ciemnoœci ci¹gn¹ce siê wzd³u¿ korytarza rzêdyp³askorzeŸb, nie zatrzymaliœmy siê jednak, by poœwiêciæ którejœ z nich choæchwilê uwagi.Kiedy niespodziewanie zamajaczy³ przed nami gruby, bia³y kszta³tw³¹czyliœmy drug¹ latarkê.Zadziwiaj¹ce, jak te nowe poszukiwania odwróci³ynasz¹ uwagê od wczeœniejszych lêków przed tym, co mog³o czaiæ siê w pobli¿u.Tamci, zostawiwszy swoje zapasy na ogromnym, kolistym placu planowali zapewnepowrót po przeprowadzeniu rekonesansu do wejœcia, lub byæ mo¿e nawet w g³¹btajemniczej otch³ani; porzuciliœmy jednak wszelk¹ ostro¿noœæ, tak jakby w ogólenie istnieli.Ów bia³y, o kaczkowatym chodzie stwór mierzy³ wprawdzie pe³neszeœæ stóp wzrostu, ale natychmiast zorientowaliœmy siê, ¿e nie jest jednym ztamtych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]