[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musia³by pan przyjœæ do mnie do domu.Jessica bêdziezachwycona, jak zobaczy, ¿e prawdziwy artysta maluje jej mamê.Znowu siê œmieje i krzy¿uje nogi w drug¹ stronê.Dodajê wiêcej sieny palonej do t³a nad g³ow¹ Taty.Jestem za bardzo podniecony,¿eby malowaæ naprawdê.Spogl¹dam na Tatê: nie ma pojêcia, co tu siê dzieje, jate¿ nie.Ona musi mnie uwa¿aæ za kompletn¹ fujarê.- Ale niech pan nie trzyma tatusia za d³ugo na dworze.Robi siê ch³odno.Uœmiecham siê do niej, prosto w zachodz¹ce s³oñce.- Zaraz go odstawiê do pokoju, Alicjo.Mi³ego wieczoru i do zobaczenia jutro.Œwidruje mnie tym zielonym okiem.- Do zobaczenia.Odchodz¹c, zerka do ty³u przez ramiê.Œmieje siê.- Do zobaczenia.Patrzê za ni¹: nawet na p³askim obcasie porusza siê ³adnym, d³ugim, pewnymkrokiem.Odprowadzam j¹ wzrokiem do zakrêtu na parking.Koñczê obraz w pó³ godziny.Jest w nim tyle smutku, zagubienia, ¿e a¿ nie mogêna niego patrzeæ.A ju¿ na pewno nie wolno go pokazywaæ Mamie.Mimo to, portretjest dobry - za dobry.W ci¹gu nastêpnego tygodnia karmiê Tatê dwa razy dziennie.Z Mam¹ uk³ada siênie najgorzej, za to Joan staje na rzêsach, ¿eby znaleŸæ pielêgniarkê, któraprzypad³aby Mamie do gustu.Po wstêpnej rozmowie z dwunast¹ kandydatk¹, kiedyMama raz jeszcze obróci³a kciuk do do³u, sprawa wygl¹da beznadziejnie.Mama z dnia na dzieñ bierze na siebie coraz wiêcej obowi¹zków; mój obowi¹zekpolega g³Ã³wnie na hamowaniu jej.Któregoœ dnia zastajê j¹ na pieleniu wpodwórzu za domem.T³umaczy siê, ¿e nie mog³a patrzeæ, jak kwiaty tatusiazarastaj¹ chwastem.Poza tym, piele przecie¿ na siedz¹co i wyrywa tylkozielsko, które p³ytko siedzi w ziemi.No i co ja mam robiæ? Od tego dnia wprzerwach miêdzy karmieniami zajmujê siê pieleniem.Nie mam pojêcia, czy to dlatego, ¿e pani Kessler zwêszy³a niewinny flirt miêdzyAlicj¹ a mn¹, czy to z racji obowi¹zuj¹cego grafiku dy¿urów, Alicjê przenosz¹na nocn¹ zmianê.Mo¿e to i lepiej: jej ¿ywotnoœæ i weso³oœæ trochê za bardzo namnie dzia³aj¹.Powiedzia³a mi któregoœ dnia, ¿e wychowywa³a j¹ tylko matka, bezojca, tak jak ona swoj¹ Jessicê.Coœ mnie poci¹ga w kobietach, które nigdy nieprze¿y³y dominacji mê¿czyzny.Ciekawe, jak ja wp³yn¹³em na stosunek Marty do mê¿czyzn.Pilnowa³em siê jakszalony, ¿eby zanadto jej nie wykoœlawiæ, ale nigdy nic nie wiadomo.W sobotê wieczorem, o ósmej, mam byæ na obiedzie z dawnymi przyjació³mi, Sandyi Patem Mock.Billy posiedzi przy Mamie.Po drodze postanawiam sprawdziæ, jaksiê miewa Tato; przynajmniej mówiê sobie, ¿e jedynie po to zagl¹dam do oœrodka.Karmi³em go o szóstej.Ledwie wszed³em do pokoju Taty, ju¿ widzê, ¿e coœ jest bardzo niedobrze.Tatowygl¹da jak martwy, gdyby nie to, ¿e oddycha, g³oœno, g³êboko, spazmatycznie.Tylko raz w ¿yciu s³ysza³em odg³osy agonii, by³o to z gór¹ trzydzieœci lattemu, ale takiego dŸwiêku siê nie zapomina.Tato jest blady, zielonkawo-bia³y,twarz ma zlan¹ potem.Wybiegam z pokoju, a z drugiego koñca korytarza idziewprost na mnie Alicja i uœmiecha siê.- Alicjo, chodŸ, zobacz mojego ojca.Coœ niedobrze!Pêdzê do biura w poszukiwaniu pani Kessler, ale nie ma jej tam.Pielêgniarkadzia³a akurat w drugim skrzydle, rozdaje lekarstwa.Biegnê po ni¹.- Siostro, proszê pójœæ ze mn¹, mój ojciec chyba umiera!Pielêgniarka jest gruba i ma co najmniej szeœædziesi¹t lat.Pod¹¿a za mn¹kaczym chodem.Kiedy docieramy na miejsce, Alicja masuje Tacie nadgarstki.Pielêgniarka mierzymu puls w jednej rêce, a ja jednoczeœnie w drugiej: têtno jest s³abe,nieregularne.Siostra okrêca ramiê Taty swoim rêkawem ciœnieniomierza, pompuje,czyta wynik.S³upek na skali nie podchodzi wy¿ej ni¿ piêædziesi¹t.Pielêgniarkapodnosi na mnie wzrok.- Alicjo, dzwoñ do szpitala.Wezwij karetkê, szybko.Zwraca siê do mnie.- Umie pan robiæ masa¿ serca?Kiwam g³ow¹.Przypomina mi siê, jak uczy³em tego Tatê, jak histeryczniereagowa³, kiedy zbli¿a³em usta do jego ust.Ciekawe, dlaczego nie maj¹ tu salireanimacyjnej.- Czy ma sztuczn¹ szczêkê?Zaprzeczam ruchem g³owy.Ju¿ popadam w szok.Puls przestaje byæ wyczuwalny.Pora na masa¿ serca.Pielêgniarka œci¹ga Tatê zanogi z wezg³owia tak, ¿ebym móg³ siê nad nim uplasowaæ.Odchylam mu g³owê doty³u i zaczynam oddychanie metod¹ usta-usta.Równoczeœnie stosujê masa¿ serca.Zaciskam Tacie nos i wdmuchujê powietrze z ca³ej si³y, po dwa wdechy, wodstêpach co jedenaœcie sekund.Przerywam oddychanie i robiê masa¿.Uciskammostek z czêstotliwoœci¹ oko³o szeœædziesiêciu razy na minutê.I znówoddychanie.Wchodzi Alicja z wiadomoœci¹, ¿e karetka jest w drodze.Pielêgniarka przydzielaj¹ do masowania Tacie nóg, które s¹ ju¿ pokryte plamami i sine zniedokrwienia.Przypomina mi siê obraz sekcji zw³ok Rembrandta z muzeum w Amsterdamie - a mo¿ew Watykanie? Za wszelk¹ cenê staram siê nie myœleæ o tym, co teraz robiê.Alicja przysuwa siê do mnie i pomaga w masa¿u serca.Skupiam siê na oddychaniu.Pielêgniarka co chwila sprawdza ciœnienie i podnosi powieki Taty, ¿eby obejrzeæŸrenice.Mówi, ¿e osi¹gnêliœmy ciœnienie osiemdziesi¹t na piêædziesi¹t; barwaskóry te¿ siê chyba poprawi³a.Zaczynam siê zastanawiaæ, jak d³ugo jeszcze tak wytrzymam.Mam na sobiegarnitur, koszulê i krawat.Koszula przesi¹k³a potem.W g³owie mi siê krêci odprzetlenienia.Staram siê myœleæ o czymkolwiek, poza tym, kiedy wreszcieprzyjedzie ta cholerna karetka.Alicja wsuwa d³onie pod moje rêce oparte na mostku Taty i przejmuje masa¿.Mogêsiê teraz ca³kowicie skupiæ na oddychaniu.Dalej oddychamy metod¹ usta-usta; usta Taty s¹ œliskie od œliny.Pielêgniarkamelduje, ¿e ciœnienie wzros³o do dziewiêædziesiêciu na szeœædziesi¹t.Zerkam nani¹: sama wygl¹da jak kandydatka na zawa³, ale jakoœ wspólnymi si³ami trzymamyTatê przy ¿yciu.Œlina wokó³ ust Taty wysycha; mnie te¿ robi siê sucho w ustach.Miêdzy jednym adrugim oddechem biorê kilka wdechów dla siebie, staram siê przy tym zgromadziæw ustach trochê œliny.Spoci³em siê jak ruda mysz, przed oczami kr¹¿¹ czarneplamy, jak py³ki kurzu na rogówce.Pracujemy w milcz¹cym zapamiêtaniu, ci¹glenikt nie przychodzi.Jest noc z soboty na niedzielê, personel zredukowany, ca³areszta pacjentów pozosta³a bez opieki.Mêczymy siê tak dwadzieœcia minut, kiedy dobiega nas syrena karetki pogotowia.Karetka podje¿d¿a pod tylne wejœcie.Alicja wychodzi i wraca biegiem zpielêgniarzem.Nasza pielêgniarka poleca mu przynieœæ aparat tlenowy.Nawet niezauwa¿yliœmy, kiedy zapad³ zmrok, w pokoju nie pali siê œwiat³o.Nie jestjeszcze ca³kiem ciemno, panuje niebieskawy pó³mrok.Pielêgniarz biegnie z powrotem i wracaj¹ we dwóch z aparatem tlenowym.Unosz¹g³owê Taty i nak³adaj¹ mu maskê na twarz.W³¹czaj¹ dop³yw tlenu i Tatopodejmuje oddychanie.Wtaczaj¹ nosze na kó³kach obci¹gniête czarn¹ skór¹;przenosimy na nie Tatê, przy czym ja ani na chwilê nie przerywam masa¿u serca:Jeden z facetów od karetki ustawia siê tu¿ przy mnie i przejmuje masa¿.Pomagamwyprowadziæ nosze przez korytarz i zainstalowaæ w karetce.Wracam do pokoju pomarynarkê, któr¹ rzuci³em na pod³ogê.Pot leje siê ze mnie strumieniami.Pielêgniarka ju¿ posz³a, jest tylko Alicja.Podaje mi marynarkê i nagle przytula siê mocno.Unosi g³owê, ca³ujemy siêg³êbokim, nienasyconym, agresywnym poca³unkiem.Moje usta s¹ odrêtwia³e isuche; nie czujê nic.- Chcia³abym, ¿eby ktoœ mnie kiedyœ kocha³ tak, jak ty swojego ojca.Narzucam marynarkê na ramiona.Oblepia mnie warstwa zimnego potu.- To cudowny cz³owiek, Alicjo, ³atwo go kochaæ.Ciebie pewnie te¿.- Opowiedz mi, jaki on jest, Jack.Wpadnij do mnie kiedyœ, co?Kiwam g³ow¹.Wiem, ¿e tego nie zrobiê.Myœlami jestem gdzie indziej - czêœciowow karetce, a czêœciowo w Pary¿u.Odwracam siê i wybiegani korytarzem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •