[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³o to dosyæ g³upie z jego strony - wiedzia³ doskonale,¿e nadzór policyjny rozci¹ga siê dos³ownie wszêdzie - lecz mierzi³a go myœl, ¿ejest pods³uchiwany i szpiegowany we w³asnym mieszkaniu.Nie zawraca³ ju¿ sobieg³owy poszukiwaniem dalszych urz¹dzeñ pods³uchowych.Nie mia³o to w sumiewiêkszego znaczenia.Lepiej by³o mieæ œwiadomoœæ, i¿ jest siê przez ca³y czasobserwowanym i zachowywaæ siê odpowiednio.W œrodê rano szwagier zadzwoni³ niespodziewanie do laboratorium.- Dzieñ dobry, Janie.Elizabeth prosi³a mnie, bym do ciebie konieczniezatelefonowa³.Jan milcza³.ThurgoodSmythe umilk³ tak¿e, spogl¹daj¹c na Jana z ekranuwideofonu.By³o jasne, ¿e nie chce powiedzieæ ani s³owa na temat ostatnichwydarzeñ.- Co s³ychaæ u Liz? - przerwa³ wreszcie niezrêczne milczenie Jan.- Jak siêczuje?- Ponawia zaproszenie na dzisiejsz¹ kolacjê.Ba³a siê, ¿e móg³byœ zapomnieæ.- Nie zapomnia³em, ale po prostu nie wiem, czy uda mi siê wygospodarowaæ trochêczasu.W³aœnie mia³em dzwoniæ i przeprosiæ.- Za póŸno.Na kolacji bêdziemy mieli jeszcze jednego goœcia i nie mo¿emy ju¿tego odwo³aæ.Dziewczynie z pewnoœci¹ by³oby z tego powodu przykro.- Och, Bo¿e.Rzeczywiœcie, Liz wspomina³a coœ o jakiejœ dziewczynie! Niemóg³byœ.- Raczej nie.Lecz ze sposobu, w jaki mówi mogê ciê zapewniæ, ¿e rzeczywiœciejest doœæ niezwyk³¹ osóbk¹.Pochodzi z Irlandii, z Dublina i posiada ca³ygaelijski wdziêk, piêkno i tak dalej.- Przestañ, s³ysza³em ju¿ podobne rzeczy wystarczaj¹co czêsto w przesz³oœci.Dozobaczenia o ósmejJan pierwszy przerwa³ po³¹czenie.Dziecinny gest, który sprawi³ jednak, i¿nieoczekiwanie poczu³ siê znacznie lepiej.Rzeczywiœcie zapomnia³ o tej cholernej kolacji.Gdyby zadzwoni³ wczeœniej,móg³by siê z tego jakoœ wy³gaæ - lecz nie tego samego dnia.Liz z pewnoœci¹ nieda³aby siê na nic takiego nabraæ.Chocia¿ pomys³ z t¹ kolacj¹ mo¿e okazaæ siê wsumie ca³kiem niez³y.Zjad³by wreszcie porz¹dny posi³ek - dania w pubie zaczê³yju¿ go przyprawiaæ o niestrawnoœæ.I nie zaszkodzi przypomnieæ bezpiece, z kimjest w³aœciwie spowinowacony.Zaciekawi³a go ta dziewczyna.Rzeczywiœcie mog³aokazaæ siê kimœ niezwyk³ym, chocia¿ wybór Liz w tym wzglêdzie bywa³ zazwyczajfatalny.Najwa¿niejsz¹ rzecz¹ by³a dla niej pozycja spo³eczna, st¹d czêstozaprasza³a na kolacjê kobiety o diabolicznym wrêcz charakterze.Tego dnia opuœci³ laboratorium wczeœniej.W domu zamiesza³ sobie solidnegodrinka i poszuka³ odprê¿enia w gor¹cej k¹pieli, a potem przebra³ siê w strójwizytowy.Liz zatru³aby mu ca³y wieczór, gdyby pojawi³ siê w zwyk³ymgarniturze, w jakim chadza³ zazwyczaj do pracy.Mog³aby nawet z³oœliwieprzypaliæ mu kolacjê.Nie znosi³a, gdy ktoœ w jakikolwiek sposób wy³amywa³ siêspod towarzyskich konwenansów.Pañstwo ThurgoodSmythe posiadali spory dom w Barnet.Spokojna jazda samochodempodzia³a³a na Jana orzeŸwiaj¹co.Chocia¿ by³ ju¿ marzec, zima nie zamierza³awypuœciæ jeszcze okolicy ze swych bia³ych okowów.Przed frontem domostwawszystkie œwiat³a by³y zapalone, lecz na podjeŸdzie sta³ tylko jeden samochód.No có¿, przez ca³y czas bêdzie siê uœmiecha³ i bêdzie uprzedzaj¹co grzeczny.Mo¿e rozegra nawet ze szwagrem parê partyjek bilarda.Przesz³oœæ pozosta³a zanim.W przysz³oœci musi zachowywaæ siê rozs¹dniej.Z salonu dobiega³ g³oœny, kobiecy œmiech który sprawi³, i¿ odbieraj¹cy od Janapalto ThurgoodSmythe podniós³ wzrok w górê w wyrazie bolesnej udrêki.- Elizabeth tym razem zrobi³a b³¹d - powiedzia³.- Patrzenie na tê dziewczynênie przyprawia o ból zêbów.- Dziêki Bogu za tê odrobinê mi³osierdzia.Nie mogê siê ju¿ doczekaæ.- Szklaneczkê whisky?- Tak, poproszê.W³o¿y³ rêkawiczki do wnêtrza futrzanej czapki i po³o¿y³ j¹ na stoliku.Przyjrza³ siê krytycznym wzrokiem w lustrze i paroma szybkimi ruchami poprawi³uczesanie.S³ysz¹c brzêk szklaneczek i kolejny wybuch œmiechu wszed³ do salonu.ThurgoodSmythe tkwi³ odwrócony do niego plecami przy ruchomym barku.Elizabethskinê³a w jego kierunku d³oni¹, a siedz¹ca obok niej na sofie kobieta odwróci³asiê z promiennym uœmiechem.Kobiet¹ t¹ by³a Sara.15Jan zmuszony zosta³ do zmobilizowania ca³ej si³y woli, by nie pozwoliæ opaœædolnej szczêce.Tego by³o ju¿ stanowczo zbyt du¿o.- Hello, Liz - powiedzia³ swoim w miarê normalnym g³osem i podszed³ do siostry,by poca³owaæ j¹ w policzek.Uœciska³a go serdecznie.- Kochanie to cudownie, ¿e ciê znowu widzê.Na kolacjê przygotowa³am dla ciebiecoœ specjalnego, zobaczysz.ThurgoodSmythe w naturalny sposób wrêczy³ mu drinka i uzupe³ni³ swój.Czy¿bynie wiedzieli? Co to w³aœciwie by³o - farsa czy pu³apka? W koñcu pozwoli³ sobiena szybkie spojrzenie w stronê Sary, która w naturalnej pozie siedzia³a nasofie, popijaj¹c drobnymi ³yczkami sherry.Ubrana by³a w d³ug¹, zielon¹ sukniê,ozdobion¹ jedynie z³ot¹ brosz¹,- Janie, chcia³abym, byœ pozna³ Orlê Mountcharles, z Dublina.Chodzi³yœmy dotej samej szko³y.Nie równoczeœnie, oczywiœcie.Teraz nale¿ymy do tego samegoklubu bryd¿owego i nie mog³am siê oprzeæ, by nie zaprosiæ jej na ma³¹pogawêdkê.Wiedzia³am, ¿e z pewnoœci¹ nie bêdziesz mia³ nic przeciwko, prawda?- Ale¿ sk¹d¿e.Je¿eli nie jad³a pani jeszcze przyrz¹dzanych przez Liz potraw,panno Mountcharles, to dziœ czeka pani¹ prawdziwa uczta.- Proszê mi mówiæ Orla.Nie musimy byæ przecie¿ tacy formalni - powiedzia³adziewczyna z wyraŸnym, irlandzkim akcentem.Uœmiechnê³a siê do niego ipoci¹gnê³a delikatnie z kieliszka.Jan jednym desperackim ruchem wla³ w siebiepo³owê zawartoœci trzymanej w d³oni szklanki, zakrztusi³ siê i zacz¹³ kaszleæ.- Nie za ma³o wody? zapyta³ z trosk¹ ThurgoodSmythe, œpiesz¹c z kryszta³owymdzbankiem.- Nie - zdo³a³ wykrztusiæ Jan.- Przepraszam.Tak mi przykro.- Wyszed³eœ po prostu z wprawy.WeŸ jeszcze jednego a ja poka¿ê ci nowe sukno,którym kaza³em wy³o¿yæ stó³ bilardowy.- A wiêc w koñcu kaza³eœ je jednak zmieniæ.Za parê lat nabra³oby wartoœcimuzealnej jako antyk.- Rzeczywiœcie.Lecz teraz mo¿esz toczyæ bilê swobodnie po ca³ym stole, a niesiliæ siê na akrobacje z kijem.Pogawêdka tego typu by³a ³atwa, przejœcie do pokoju bilardowego tak¿e niesprawia³o wiêkszych trudnoœci.Tylko co ona tutaj robi³a? Co to by³o zaszaleñstwo?Kolacja nie okaza³a siê byæ procesem, jak tego w skrytoœci ducha oczekiwa³.Danie g³Ã³wne - jak zwykle zreszt¹ - by³o wspania³e.Wo³owina a la Wellington zczterema rodzajami jarzyn.Sara by³a powa¿na i spokojna, a rozmowa z ni¹przypomina³a odgrywanie roli na deskach sceny teatru.A¿ do tej pory nie zdawa³sobie sprawy, jak bardzo za ni¹ têskni³, jak bardzo przyt³acza³a go myœl, ¿enigdy ju¿ jej nie zobaczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]