[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja tu w imieniu zespołu, czyli „Syrenki”.Mamy zaszczyt zaprosić szanownego pana obywatela na mecz, który odbędzie się w niedzielę o godzinie piątej na naszym boisku.- Skąd mu nagle wpadł ten pomysł, skąd wziął się mecz, o którym nawet wróble na Lesznie nie ćwierkały, tego nie wiedział.Widocznie pomysły rodzą się w najbardziej nieoczekiwanych momentach.Tym razem sprawił on na przedstawicielu władzy dość duże wrażenie, obywatel sierżant Nogajski sam niegdyś grywał w piłkę nożną, a obecnie był zapalonym kibicem warszawskiej „Gwardii”.- Ech, wy drapichrusty jedne - huknął sierżant, łypiąc zabawnie małymi, niebieskimi oczkami - znowu jakąś większą awanturę wywołacie.Ja już znam się na waszych meczach.- Po tym wstępie, niezwiastującym nic dobrego, dodał jednak z zaciekawieniem: - A z kim gracie w niedzielę?- Z „Huraganem”, panie sierżancie.Mecz rewanżowy.Ostatnio zremisowaliśmy z nimi 2:2.Sierżant spoglądając na plutonowego, który przysłuchiwał się rozmowie, zrozumiał, że jego powaga została narażona na szwank.Poprawił więc pas, przybrał urzędową minę i znowu huknął:- To po toś mnie tu ściągał i głowę zawracał? Maniuś uśmiechnął się chytrze.- Znam dobrze zamiłowania pana sierżanta, więc chciałem legalnie zawiadomić.Mecz będzie na sto dwa.Sensacja pierwszej klasy.- No to przyjdę, jeżeli będę miał czas - przerwał mu rejonowy.Maniuś przygasł nagle i tak posmutniał, że sierżant zdziwił się, patrząc na niego.- No tak - wybełkotał chłopiec - ale nie wiadomo, czy ten mecz się odbędzie.- Dlaczego nie wiadomo?- To wszystko od szanownego obywatela pana sierżanta zależy.- Ode mnie? - milicjant wybałuszył oczy.- Legalnie od pana sierżanta, bo nam pan sierżant osłabił drużynę.W tej chwili sierżant Nogajski pojął całą grę Paragona.Przypomniał sobie czterech chłopców, którzy siedzieli teraz zamknięci za awanturę w „Stokrotce”.Złapał Maniusia za ramię i potrząsnął nim jak grzechotką.- Nie wypuszczę ich, gagatku, zanim tu rodzina nie przyjdzie.Nie mam litości dla chuliganów.- To najlepsi gracze - wtrącił nieśmiało Maniuś.To łobuzy, awanturnicy! - grzmiał przedstawiciel władzy.- Nie chcę 0nich słyszeć!Maniuś pociągnął głośno nosem, skrzywił się, jakby za chwilę miał zapłakać.- To znaczy, że w niedzielę meczu nie będzie.- Nie będzie! - sierżant walnął pięścią w balustradę.- To znaczy, że panu sierżantowi nie zależy.- Nie zależy! - rozległo się drugie walnięcie.- To znaczy, że z piłką nożną na Woli zupełna klapa.Rejonowy miał na języku słowa „zupełna klapa”, ale połknął je z powrotem 1pełen zdziwienia zapytał:- Dlaczego klapa?- Bo władza ludowa nie dba o rozwój sportu.Widząc, że rejonowy mięknie, zagrał pokrzywdzonego.- Klapa na całej linii.Drużyna się rozleci.Chłopcy zamiast grać w piłkę będą włóczyć się po ulicach.Imprez sportowych nie będzie.W ogóle katastrofa.Panie sierżancie.Ostatni raz.Niech ich pan wypuści.Za Zahorskiego i Puchalskie-go ręczę własnym honorem.Jak pan nie wierzy, to niech się pan zapyta Wacka Stefanka, tego z „Polonii”, on się nami opiekuje.Nazwisko najlepszego gracza „Polonii” wywarło na rejonowym wrażenie.Po chwili namysłu rzekł:- Tych dwóch zwolnię, ale dam znać o nich do komitetu blokowego, a po tamtych niech się zgłoszą rodzice.- Nasi są niewinni, oni nie zaczynali! - zawołał Paragon nie mogąc opanować radości.Gdyby mógł, rzuciłby się przedstawicielowi władzy na szyję.Stojący na rogu Perełka stracił już nadzieję ujrzenia Paragona.Był pewny, że i jego zatrzymali w komisariacie.Już zamierzał odejść do domu, gdy w bramie zobaczył trzech chłopców.Oniemiał na chwilę z radości, potem pędem rzucił się na spotkanie.- No jak, udało się? Maniuś przymrużył oko.- Legalnie, bracie.Jak Paragon coś powie, to mur.Perełka spojrzał na dwóch pozostałych, na których widać było oznaki ostatnich przejść.Byli bladzi, zdenerwowani.Tadek Puchalski miał po walce ze Skumbrią podbite oko, Mandżaro zaś zadrapane czoło.Tylko oczy błyszczały im radośnie.Cieszyli się, że zajście w „Stokrotce” skończyło się tak szczęśliwie.Perełka podszedł do Mandżaro, z całej siły klepnął go w ramię.- Człowieku, ale mieliście szczęście! A mówiłem ci, że Paragon to morowy kolega.Mandżaro uśmiechnął się jakoś niemrawo.Nie odparł ani słowa, tylko ujął rękę Paragona i uścisnął ją niezgrabnie.Tak więc sprawa połączenia „Syrenki” z „Huraganem” zakończyła się niefortunnie.Wbrew teoriom pana Łopotka i pragnieniom Mandżaro większość członków „Syrenki” cieszyła się z tego rozwiązania.„Sami damy sobie radę” - myśleli.Połączenie z „Huraganem” nie wróżyło nic dobrego, mogło jedynie przysporzyć kłopotów i waśni.We wtorek rano, na naradzie całej drużyny, wybrano delegację, która miała pojechać na Marszałkowską do redakcji „Życia Warszawy”.W skład delegacji weszli: Mandżaro, Paragon i Krzyś Słonecki.Tadek Puchalski znowu obraził się, że jego - znakomitego znawcę piłki nożnej - pominięto, chłopcy jednak wytłumaczyli mu, że wszyscy do redakcji nie mogą pojechać.Za piętnaście piąta byli już przed wejściem do gmachu „Życia Warszawy”.Na dole zatrzymał ich portier.- Wy dokąd? - zapytał patrząc podejrzliwie na wytarte spodnie Maniusia i wystrzępioną na łokciach koszulę Mandżaro.- Szanowanie! - przywitał uprzejmy i uśmiechnięty jak zawsze Paragon.- My w sprawie sportowej.Chcemy zapisać się do turnieju.- Drugie piętro, pokój dwadzieścia trzy - poinformował ich portier.Chłopcy wbiegli na drugie piętro i stanęli zdumieni.W szerokim korytarzu wrzało i kłębiło się jak przed bramami stadionu podczas międzynarodowego spotkania.- Mówiłem wam, żebyście się spieszyli - denerwował się Krzyś Słonecki.Paragon podrapał się za uchem.- Leżymy, wiara! Większa kolejka niż po rąbankę na Wolskiej.Trzeba się dowiedzieć, czy numerków nie dają.- Nasunął czapkę na oczy, podciągnął opadające spodnie i torując sobie łokciem drogę, dał nura w kłębiącą się ciżbę.- Nie puszczać go! - odezwały się groźne okrzyki.- Stój w kolejce, bo po uszach dostaniesz! - ostrzegł go rosły chłopak w pływackim czepku na głowie.Maniuś uśmiechnął się do wszystkich przyjaźnie i filuternie.- Spokój, wiara, ja tylko po informację i poradę.- Nie puścić go! - wrzasnął ktoś na końcu korytarza.Ale Paragon był już blisko upragnionych drzwi.Za matową szybą, na której widniał napis „Dział Sportowy” poruszały się cienie.Tuż obok siebie zobaczył obojętną na wszystko twarz Królewicza i szerokie bary Skumbrii.- Cześć! - przywitał ich kpiącym uśmieszkiem.- Jak tam po urlopie?Królewicz skrzywił się.Niedostrzegalnym ruchem uniósł ramiona, by zaznaczyć swój niezachwiany spokój wobec zajść, które go spotkały.Skumbria drasnął Paragona pełnym nienawiści spojrzeniem.- Wy też? - rzucił drwiąco.- My też - zaśmiał mu się w oczy.- Nie zapiszą takich konusów - mruknął Królewicz do Skumbrii.Ten roześmiał się.- Przydadzą się, będą nam piłkę podawali.- Jak będziecie ją wyciągać z bramki - dociął mu Maniuś i zachichotał wesoło.Zawtórowało mu kilku wyrostków.Spodobała im się roześmiana gęba Maniusia, jego mądre oczy i cięty język.- Ty skąd, z jakiej drużyny? - zapytał wysoki dryblas trącając go łokciem.- Ja z Woli, z Górczewskiej.Klub nasz nazywa się „Syrenka”.Zapamiętaj sobie, będziesz jeszcze nieraz o nim słyszał.- A ja z Żoliborza.Mamy silną pakę - pochwalił się dryblas.Maniuś nie chciał pozostać mu dłużny.Zrobił ważną minę i rzucił mimochodem:- U nas też wiara zgrana.Mamy dobrego trenera [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •