[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak¹¿ samotnoœæ,samotnoœæ do której potêgi musia³y odczuwaæ, gdy tylko ich statki oddali³y siêod rodzinnej planety na tyle, ¿e kontakt zosta³ zerwany!A ich obecna edukacja.Manship móg³ jedynie zgady­waæ, jak wygl¹da³ systemoœwiaty u tak ró¿nych od siebie istot, ale na pewno musia³o to byæ coœ wrodzaju intensyw­nej i nieustannej myœlowej osmozy, wzajemnego przekazy­waniamyœli.Niezale¿nie od metod ich system edukacyjny widocznie podkreœla³zaanga¿owanie jednostek w wysi³ek grupy.Gdy tylko poczucie wspólnotyzmniejsza³o siê w wyniku jakiejœ przeszkody lub wszechogarniaj¹cej prze­strzenikosmicznej, psychiczne za³amanie flefnoba by³o nieuniknione.Ale to wszystko by³o nieistotne.Istnia³y kosmiczne stat­ki miêdzygwiezdne! S¹pojazdy, które mog¹ zawieŸæ Cly-de'a Manshipa z powrotem na Ziemiê, naUniwersytet Kel­ly, do nie ukoñczonej pracy, która, mia³ nadziejê, zapewni muprofesurê zwyczajn¹ w dziedzinie literaturoznawstwa.Praca nosi³a tytu³: Styl atreœæ w piêtnastu typowych spra­wozdaniach korporacji dla posiadaczy ma³ychpakietów akcji w okresie 1919-1931.Po raz pierwszy nadzieja raŸno wkroczy³a do jego serca.W chwilê póŸniej le¿a³ajak d³uga i rozciera³a skrêcon¹ ko­stkê.No bo za³Ã³¿my, tylko za³Ã³¿myteoretycznie - odezwa³ siê jego w³asny zdrowy rozs¹dek - ¿e zdo³a siê jakoœst¹d wydostaæ i utorowaæ sobie drogê przez planetê najpewniej niepodobn¹ doniczego innego, a¿ dotrze do statków, o któ­rych wspomina³ Rabd.Czy ktoœ,nawet z dzik¹ lub rozgor¹­czkowan¹ wyobraŸni¹ - ci¹gn¹³ jeszcze zdrowy rozs¹dek-uwierzy, ¿e on, Clyde Manship, który mia³ dwie lewe rêce, a w ka¿dej z nichsame kciuki, z którego zdolnoœci manual­nych uœmia³by siê do rozpuku Cz³owiekze Swanscombe i sinantropus, czy ktoœ uwierzy - pyta³ zdrowy rozs¹dek zszyderczym uœmiechem - ¿e on by³by w stanie zrozumieæ zawi³oœci nowoczesnegostatku kosmicznego, nie mówi¹c ju¿ o udziwnieniach, jakie nietypowe istoty wrodzaju flef-nobów zamontowa³y na swoich pojazdach?Clyde Manship musia³ ze smutkiem przyznaæ, ¿e ca³y plan by³ trochê ma³oprawdopodobny.Ale mimo to kaza³ zdrowemu rozs¹dkowi iœæ do wszystkichdiab³Ã³w.Bo przecie¿ jest Rabd.Rabd móg³ go zawieŸæ z powro­tem na Ziemiê, jeœli (a)Rabd uzna to za warte zachodu i (b) uda mu siê z Rabdem porozumieæ.Hm, comog³o intereso­waæ Rabda? NajwyraŸniej to Zwyrodnienie Umys³owe mocno siêliczy³o.- Gdyby znalaz³ pan na to odpowiedŸ, profesorze - obiekt jego rozmyœlañ odezwa³siê akurat z wymówk¹ - cieszy³­bym siê tak, ¿e chyba wysadzi³bym moj¹ glrnk nal¹d.W³aœ­nie przez to siedzimy tyle lat jak w puszce w samym cen­trumGalaktyki.Oto ma pan praktyczny problem.Ale gdy wlecze pan jakiœ wyklêty odQrma kawa³ek protoplazmy przez pó³ Wszechœwiata i pyta mnie pan, co o tymmyœlê, to muszê powiedzieæ, ¿e ca³a ta sprawa mnie nie wzrusza.Dla mnie to niejest praktyczny eksperyment.Manship pochwyci³ fale mózgowe oznaczaj¹ce kiwniê­cia g³ow¹ ojca Rabda.- Zmuszony jestem zgodziæ siê z tob¹, mój synu.Niepra­ktyczne i niebezpieczne.I myœlê, ¿e uda mi siê przekonaæ resztê rady.Ju¿ za du¿o funduszu wydano naten program badawczy.Poniewa¿ brzmienie ich myœli nieco ucich³o, Manship wywnioskowa³, ¿e wychodz¹ zlaboratorium.Us³ysza³, jak Lirld j¹ka rozpaczliwie - Ale.ale.Potem, ju¿ nieco dalej, radca Glomg, najwidoczniej po­¿egnawszy siê znaukowcem, zapyta³ syna:- A gdzie jest ma³a Tekt? Myœla³em, ¿e przyjdzie z tob¹.- A, jest na l¹dowisku - odpowiedzia³ Rabd.- Dogl¹da ostatnich dostaw nastatek.Przecie¿ wyruszamy dziœ w nasz œlubny lot.- Cudowna kobieta.- Glomg rozmarzy³ siê "g³osem" ledwo s³yszalnym z oddali.- Szczêœliwy z ciebie flefnob.- Wiem, tato - zapewni³ go Rabd.- Myœlisz, ¿e nie wiem? Najwiêkszy k³êbuszekmacek ocznych po tej stronie Gansi-bokklu i wszystkie nale¿¹ do mnie, do mnie!- Tekt jest mi³¹ i wysoce inteligentn¹ flefnobk¹ - stwier­dzi³ ch³odno jegoojciec.- Ma wiele pozytywnych cech.Nie lubiê, kiedy mówisz o ma³¿eñstwie,jakby to by³a sprawa iloœci macek ocznych posiadanych przez kobietê.- Ale¿ nie, tato - zaprotestowa³ Rabd.- Wcale tak nie uwa¿am.Ma³¿eñstwo todla mnie sprawa wa¿na i ee.do­nios³a.To jest odpowiedzialnoœæ, ee.powa¿na odpowie­dzialnoœæ.Tak, tato.Olbrzymia odpowiedzialnoœæ.Ale fakt, ¿eTekt ma ponad sto siedemdziesi¹t szeœæ sk¹panych w szlamie macek, z którychka¿da koñczy siê œlicznym kry­szta³owym okiem, nie wp³ynie negatywnie na nasz¹znajo­moœæ.Wrêcz przeciwnie, tato, wrêcz przeciwnie.- Stary, podejrzliwy bzik i zuchwa³y cymba³ - skomento­wa³ gorzko profesorLirld.- Ale jak siê uwezm¹, zamkn¹ mi kredyty, Srin.Mog¹ przerwaæ mi prace.W³aœnie teraz, kie­dy przynosi korzystne rezultaty.Musimy temuprzeciwdzia­³aæ!Ale Manshipa nie interesowa³a ta nazbyt dobrze znana akademicka rozpacz.Usilnie stara³ siê nad¹¿yæ za znikaj¹­cymi umys³ami Glomga i Rabda.Nie to,¿eby specjalnie go zainteresowa³y rady ojca, jak mimo ma³¿eñstwa prowadziæzdrowe i szczêœliwe ¿ycie seksualne.Ogromnie natomiast interesuj¹cy by³ projekt uboczny wczeœniejszej wzmianki.GdyRabd wspomina³ o za³adowa­niu statku, inna czêœæ mózgu flefnoba, jak gdybypobudzona tym skojarzeniem, przez chwilê zajmowa³a siê konstrukcj¹ statku, jegonapraw¹ i - co najwa¿niejsze - obs³ug¹.Przez kilka sekund b³ysnê³a deska rozdzielcza, na której zapala³y siê i gas³yró¿nokolorowe œwiat³a oraz pocz¹tek ongiœ wielokrotnie powtarzanej instrukcji:" W celu roz­grzania silników napêdu Bolvonna, najpierw powoli obró­ciæ trzygórne cylindry.Tylko powoli!"Manship podniecony zorientowa³ siê, ¿e by³ to rodzaj podœwiadomego obrazu,podobny do wys³anego niedawno przez Srina, dziêki któremu odgad³ wtedyprzeznaczenie przyrz¹du trzymanego w rêkach przez asystenta.NajwyraŸniej jegowra¿liwoœæ na mózgi flefnobów dotyczyla warstw g³êbszych ni¿ œwiadomie wysy³anestwierdze­nia i móg³ penetrowaæ jeœli nie podœwiadomoœæ, to przynaj­mniej mniejukryte obszary indywidualnej wiedzy i pamiêci.A to znaczy³o.to znaczy³o.mimo niewygodnej pozy­cji ta myœl zdo³a³a nimwstrz¹sn¹æ.Nieco praktyki, wiêcej wprawy i bêdzie niew¹tpliwie móg³ przejrzeæmózg ka¿de­go flefnoba na tej planecie.Rozsiad³ siê i zacz¹³ rozwa¿aæ tê myœl.Oto jego umys³, który nigdy nie by³specjalnie krzepki, wytrzyma³ przez ostatnie pó³ godziny okropne bombardowaniepogardli­wych spojrzeñ setki turkusowych oczu i wszystkie telepaty­czneszyderstwa.Jego osobowoœæ, pozbawiona jakiejkol­wiek w³adzy przez ca³e doros³e¿ycie, nagle odkry³a, ¿e za pomoc¹ samego mózgu mo¿e decydowaæ o losach ca³ejpla­nety.Tak, rzeczywiœcie dziêki temu poczu³ siê du¿o lepiej.Ka¿d¹ najdrobniejsz¹informacjê, jak¹ posiada³y te flefno-by, mia³ przed sob¹ jak na d³oni.Czego naprzyk³ad chcia³­by siê dowiedzieæ? Na pocz¹tek, rzecz jasna.Manship przypomnia³ sobie.Jego euforia zgas³a jak przydeptana zapa³ka.Tylkojednej informacji pragn¹³, jed­nego chcia³ siê dowiedzieæ.Jak wróciæ do domu!Jedna z niewielu istot na tej planecie, byæ mo¿e jedyna, której myœli mog³y mupomóc, w³aœnie zmierza³a wraz z ojcem w stronê miejscowego odpowiednika McDonalda.S¹dz¹c po braku wiadomoœci na ten temat, Rabd w³aœnie przekroczy³granicê skutecznego zasiêgu telepatii.Z chrapliwym, bolesnym, têsknym jêkiem, podobnym do ryku byka, któryzaczepiwszy ofiarê rogami i przeleciawszy z rozpêdu ca³¹ d³ugoœæ areny, odwracasiê tylko po to, ¿eby zobaczyæ, jak pos³ugacze œci¹gaj¹ z piasku rannegomatado­ra.z dok³adnie takim, pe³nym goryczy jêkiem, Clyde Manship rozdar³oblepiaj¹cy go materia³ jednym silnym ru­chem r¹k i zeskoczy³ na powykrêcanyblat sto³u.- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •