[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niedostarcza³a tak¿e odpowiedzi co do tych niekontrolowanych wydarzeñ, takniepokoj¹cych dla mojego ¿ycia fizycznego.Czy¿by wszystkie one by³y wo³aniamio pomoc? Od wczeœniejszego mnie? Otwieraj¹ca siê perspektywa by³aosza³amiaj¹ca.Moja lewa czêœæ mózgu podpowiada³a mi, ¿e to ja z przysz³oœci cofa³em siê wczasie, aby pomóc mnie z przesz³oœci, kiedy by³o to konieczne.Sygna³y o pomocnadchodzi³y od ró¿nych wersji mnie nie tylko w tym ¿yciu, ale tak¿e zpoprzednich wcieleñ.Zastanawia³em siê, czy tak samo dzieje siê z ka¿dym.Zastanawia³em siê te¿, co sta³o siê ze mn¹ we wcieleniu m³odego wojownika,który opuœci³ razem ze mn¹ pole bitwy.Dlaczego znikn¹³?Gdzieœ w tym labiryncie znajdowa³a siê prawid³owa odpowiedŸ.Gdybym zacz¹³ odZnanych, ca³a ta sprawa wyjaœni³aby siê gdzieœ po drodze.Teraz musia³emwkroczyæ w taki obszar w Tam, który by³ mi znany i jeszcze raz uwa¿nie siêrozejrzeæ.Na razie jednak nale¿a³o spróbowaæ utrzymaæ to wszystko pod wzglêdn¹kontrol¹.Lecz ju¿ w kilka tygodni póŸniej podj¹³em mêsk¹ decyzjê.By³o to w nocy.Zpocz¹tkiem cyklu snu wydosta³em siê z da³a, wychodz¹c poza fazê mniej ni¿zazwyczaj i uwa¿nie kontroluj¹c wszystko, co robiê.Stwierdzi³em, ¿e znajdujêsiê dok³adnie tam, gdzie tego oczekiwa³em, o ile rzeczywiœcie chcia³em podj¹æprzerwany w¹tek na nowo – w obszarze szaroœci tu¿ poza punktem wyjœcia zczasoprzestrzeni.Natychmiast odebra³em sygna³ i zosta³em poci¹gniêty w stronêdomu na przedmieœciach wielkiego miasta.Dom ten w mglisty sposób sprawia³wra¿enie znajomego – szeroki i przestronny, lecz równoczeœnie ca³kowiciepozbawiony umeblowania.Poprzez frontow¹ œcianê przenikn¹³em do œrodka i w foyer natkn¹³em siê nasiwow³os¹, niewysok¹ kobietê w wieku oko³o piêædziesiêciu lat.Wêdrowa³a poca³ym domu od pokoju do pokoju, a kiedy roz³o¿y³em rêce zagradzaj¹c jej drogê,wydawa³a siê zaskoczona moj¹ obecnoœci¹ oraz tym ¿e zwracam na ni¹ uwagê.„Czy przyszed³eœ, aby ponownie zawiesiæ obrazy?" – zapyta³a.Zaprzeczy³em i doda³em, ¿e moje zainteresowanie zwraca siê raczej ku jejosobie.„Zdjêli wszystkie obrazy i wynieœli z domu.Z mojego domu! Teraz nikt nawet zemn¹ nie rozmawia".Zapyta³em j¹, dlaczego tu zosta³a.Dlaczego nie opuœci³a tego miejsca?„To mój dom.Przynale¿ê tutaj.I nie obchodzi mnie, ¿e nikt nie zwraca ju¿ namnie uwagi".Zapyta³em j¹, czy nie wyczuwa, ¿e coœ jest inaczej.„Tylko to, ¿e nikt nie robi tego, o co go proszê.Wszyscy ignoruj¹ mnie,zupe³nie jakby mnie tutaj nie by³o".Zapyta³em, czy pamiêta moment umierania.„Umierania? Oczywiœcie, ¿e nie! By³am chora, ale polepszy³o mi siê.W jednejminucie le¿a³am, a w nastêpnej wiedzia³am ¿e wsta³am i chodzê po domu".Zauwa¿y³em, ¿e nikt jej nie widzi, i ¿e jest zupe³nie sama.Podrzuci³a g³owê wgórê.„Nigdy mnie nie widzieli.Nigdy nie zwracali na mnie uwagi, nawet wtedy, gdy wpobli¿u by³ William.Teraz, kiedy odszed³, ignoruj¹ mnie zupe³nie".„Za³o¿ê siê, ¿e nie bêdziesz mog³a podnieœæ tego krzes³a w jadalni" –powiedzia³em.– „Twoja rêka przejdzie przez nie na wylot.Spróbuj!"„To œmieszne!" – wykrzyknê³a.– „Oczywiœcie, ¿e mogê je podnieœæ.Zaraz cipoka¿ê".Próbowa³a kilkakrotnie, lecz za ka¿dym razem jej d³oñ przechodzi³a przezoparcie krzes³a.Spojrza³a na mnie ze zmieszaniem w oczach.„Ja.ja nie wiem, co siê dzieje.Myœla³am, ¿e to coœ w rodzaju halucynacji,kiedy cz³owiek siê starzeje.Ale.ty te¿ spróbuj".Zademonstrowa³em jej, i¿ moja d³oñ tak samo jak jej przenika przez oparciekrzes³a.Sprawia³a wra¿enie szczerze zdumionej.„Masz ten sam problem!"Ludzie maj¹ ten problem, wyjaœni³em, kiedy ich fizyczne cia³a umieraj¹.„Ale.ale ja przecie¿ ¿yjê!""Umiera jedynie cia³o, powiedzia³em.Jedynie cia³o.Nie ty."Przez d³u¿sz¹ chwilê zachowywa³a milczenie, lecz nie sprawia³a wra¿enianadmiernie wstrz¹œniêtej.W koñcu spojrza³a na mnie z niepokojem.„Czeka³am na powrót Williama, ale on nie wraca.I tak bardzo kocham mój dom.Wybudowa³ go w³aœnie dla mnie.Nie chcê go opuszczaæ".Zasugerowa³em, abyœmy wspólnie wybrali siê na poszukiwanie Williama.„Och nie, nie mo¿emy tego zrobiæ! On odszed³ piêæ lat temu".Powtórzy³em moj¹ propozycjê dodaj¹c i¿ s¹dzê, ¿e powinniœmy jednak spróbowaæ.Spojrza³a mi prosto w oczy.„Czy ja.naprawdê nie ¿yjê?"Skin¹³em g³ow¹.„A czy ty jesteœ.anio³em? Wcale nie przypominasz anio³a.Wygl¹dasz ca³kiemnormalnie".Zapewni³em j¹, ¿e jestem po prostu przyjacielem.Post¹pi³a krok do ty³u.„Nie spotka³am ciê ani razu! Wcale nie jesteœ przyjacielem! Musisz byæ jednym zdiab³Ã³w!"S³ysz¹c to nawet nie próbowa³em jej przekonywaæ, ¿e jest inaczej.Powiedzia³em,¿e jest mi przykro, i¿ j¹ zaniepokoi³em i zacz¹³em siê oddalaæ.„Poczekaj! Poczekaj, proszê!"Odwróci³em siê i stan¹³em bez ruchu.Obrzuci³a mnie analitycznym spojrzeniem.„Gdybyœ rzeczywiœcie byt pomocnikiem Szatana, to raczej nie pozby³abym siêciebie tak ³atwo, prawda?"Odpar³em, ¿e nie mam pojêcia, jako ¿e nigdy nie spotka³em diabla.„By³am taka samotna.Czy naprawdê mo¿emy odnaleŸæ Williama?"Odpar³em, ¿e mo¿emy spróbowaæ.Siêgn¹³em po jej d³oñ i zacz¹³em unosiæ siê kusufitowi.„Nie potrafiê tego zrobiæ! Nie wiem jak! Twoja d³oñ jest prawdziwa – czujê j¹ –ale nie umiem tak po prostu unosiæ siê w powietrzu!"Delikatnie uœcisn¹³em jej d³oñ i ju¿ po chwili zaczê³a z ³atwoœci¹ siê wznosiæ.Z podniecenia a¿ siê rozpromieni³a.„Och, jakie to zabawne! To tak w³aœnie wygl¹da bycie martwym? Proszê, proszê! Ateraz chodŸmy odszukaæ Williama.Czy bêdzie zaskoczony?"Powoli zaczêliœmy wysuwaæ siê bardziej i bardziej poza fazê.Pamiêta³empoprzedni punkt, w którym siê spotkaliœmy, wiele lat temu.Mia³o to miejsce wwydzier¿awionym domu w okrêgu Westchester, w którym chwilowo mieszka³em.Wci¹¿b³¹dzi³a po tym domu w wiele miesiêcy po swojej fizycznej œmierci.Wtedyzrezygnowa³em z kontaktu i wycofa³em siê.Teraz wiedzia³em co robiæ.Utrzymywa³em powolny ruch na zewn¹trz, poniewa¿ przypuszcza³em, ¿e gdzieœ podrodze William zostanie zwabiony t¹ przynêt¹ i odbierze j¹ ode mnie.Ona jednaktrzyma³a siê mnie pewnie i z podnieceniem wykrzykiwa³a komentarze, kiedyprzenikaliœmy przez wewnêtrzne pierœcienie Terytoriów Systemów Przekonañ.William zaczyna³ mi imponowaæ.Musia³ znajdowaæ siê o wiele dalej ni¿ toobliczy³em, opieraj¹c siê na radiacji, jak¹ od niego wyczuwa³a.Powinien byægdzieœ tutaj.Lecz teraz jedynym miejscem, w którym móg³ siê znajdowaæ, by³yfazy zewnêtrzne.Dobrze ukry³ swoje postêpy przed ¿on¹, to akurat by³o pewne.Mia³em w³aœnie zapytaæ j¹ o coœ wiêcej na temat Williama, kiedy naglezorientowa³em siê, ¿e nie czujê ju¿ uœcisku jej d³oni.Odwróci³em siênatychmiast, ale towarzysz¹ca mi kobieta zniknê³a.Nie wyczuwa³em choæby œladujej radiacji.Przysz³o mi do g³owy, i¿ William rzeczywiœcie musi byæ bardzodobry, skoro znajdowa³ siê tak daleko w zewnêtrznych pierœcieniach.Powróci³emdo cia³a fizycznego chc¹c spokojnie to wszystko przemyœleæ.Kilka tygodni póŸniej spróbowa³em ponownie.Sam proces zaczyna³ stawaæ siê takbardzo swojski i bezproblemowy, ¿e czasami mia³em k³opoty z wyraŸnymokreœleniem, kiedy w³aœciwie opuszczam swoje cia³o.W du¿ym stopniu by³o to jak³agodne przenikanie z jednego stanu istnienia w drugi, podobne do zasypiania ipozostawania przez ca³y ten czas œwiadomym.Wci¹¿ waha³em siê przedwykorzystywaniem do „krótkich skoków" metody szybkiego prze³¹czania [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •