[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szkoda - powiedzia³em.- Krogiusa?- Nie, szkoda, ¿e to nie ty dzwoni³aœ.- A dlaczego mia³abym do ciebie dzwoniæ?- ¯eby powiedzieæ, ¿e zgadzasz siê wyjœæ za mnie.- Oszala³eœ.Powiedzia³am przecie¿, ¿e nigdy nie wyjdê zam¹¿ za przybysza z kosmosu, a w dodatku potwora moralnego,który mo¿e mi wmówiæ, ¿e jest Jeanem-Paulem Belmondo.- Nigdy?- K³adŸ siê spaæ - powiedzia³a Katrin - bo ciêznienawidzê.- O której jutro koñczysz pracê?- Nie interesuj siê.Jestem umówiona.- Jesteœ umówiona ze mn¹ - powiedzia³em groŸnie.- No dobrze, z tob¹ - powiedzia³a Katrin.- Ale niewyobra¿aj sobie za du¿o.- Prawie nie jestem w stanie teraz myœleæ.- Ca³ujê ciê - powiedzia³a Katrin.- Zadzwoñ do Krogiusa.Uspokój go.Bo zwariuje.Zadzwoni³em do Krogiusa i uspokoi³em go.Potem zdj¹³em buty i, ju¿ zasypiaj¹c, przypomnia³emsobie, ¿e skoñczy³a mi siê kawa i jutro trzeba konieczniepójœæ na Kirowsk¹, do sklepu, i wystaæ siê w ob³êdnejkolejce.Prze³o¿y³a Ewa SkórskaKIR BU£YCZOWZhañbione miastoPiêtno hañby, jakim los naznaczy³ czo³o WielkiegoGuslaru, tak jak ka¿de piêtno, by³o niezmywalne.I nie mo¿naobwiniaæ za nie masonów, syjonistów, CIA czy mafiê.My jesteœmy winni.Ale przyznaæ siê do tego nie mo¿emy.Wszystko zaczê³o siê od tego, ¿e w okolicach WielkiegoGuslaru wyl¹dowa³ taki sobie zwyczajny statek kosmiczny zsystemu Scypiona.Na statku by³ jeden kosmita.Nie wiadomo,jak siê nazywa³.Przybysz najprawdopodobniej nie mia³ z³ych zamiarów.Mo¿eby³a mu potrzebna pokrzywa, uwa¿ana w Galaktyce zauniwersalny œrodek wychowawczy, a mo¿e chcia³ nazrywaækonwalii dla swojej przyjació³ki.Kosmonauta wybra³ bezludne miejsce w lesie, niedaleko odWielkiego Guslaru, wypatrzy³ jaskrawozielon¹ polanê inacisn¹³ na hamulce.Gdy statek powoli zbli¿a³ siê do Ziemi, kosmonautaprzejrza³ siê w lustrze.Wszystko by³o w porz¹dku, wygl¹da³jak najzwyklejszy guslarski grzybiarz.To na wypadek, gdybyw lesie dosz³o do jakiegoœ przypadkowego spotkania.Kosmitaœciœle przestrzega³ zasady nieingerencji.Statek dotkn¹³ ziemi, trawa rozchyli³a siê i napowierzchni pojawi³o siê czarne b³oto.Okaza³o siê, ¿e naskutek niedopatrzenia ze strony kapitana i przyrz¹dów,statek wyl¹dowa³ na niedu¿ym, ale g³êbokim trzêsawisku.Kosmita szybko otworzy³ górny luk statku podobnego dogigantycznego srebrnego jaja i wydosta³ siê na zewn¹trz.Przez jakieœ pó³ minuty sta³ na szczycie statku.Ci¹glemia³ nadziejê, ¿e na chwilê statek dotknie dna trzêsawiska.Ale gdy czarna maŸ zaczê³a ze wszystkich stron podchodziæ dojego butów, kosmita zebra³ si³y i skoczy³ na suchy brzeg,oddalony od statku o jakieœ dziesiêæ metrów.Kosmita posta³ tak z dziesiêæ minut, patrz¹c na znikaj¹cyw trzêsawisku statek.Bagno zamlaska³o, wsysaj¹c go,zako³ysa³o siê i uspokoi³o.Kosmita gotów by³ siê rozp³akaæ.Sytuacjê, w jakiej siê znalaz³, mo¿na by³o nazwaætragiczn¹.By³ dziesi¹tki lat œwietlnych od domu i najbli¿szejstacji technicznej, ca³kiem sam, na planecie, na którejwczeœniej nie posta³a stopa ¿adnej istoty z cywilizowanegoKosmosu, musia³ odlecieæ z niej, nie nawi¹zuj¹c kontaktu zmiejscowymi w³adzami i pras¹.Je¿eli nie uda mu siê zrealizowaæ tego nierealnegozadania, pozostanie mu tylko samobójstwo.A samobójstwo by³odla tego kosmity czynem nie tylko niewykonalnym, ale iwstrêtnym.Nie podj¹wszy ¿adnej decyzji, kosmita ruszy³ w stronêWielkiego Guslaru, maj¹c nadziejê, ¿e po drodze uda mu siêcoœ wymyœliæ.Jak ka¿dy galaktyczny podró¿nik, kosmita mia³ za sob¹szko³ê prze¿ycia.Móg³ nie oddychaæ przez trzydzieœci dwieminuty, wydostaæ siê z g³êbokoœci piêciuset metrów bezakwalungu, spaœæ z szóstego piêtra i nie zabiæ siê, móg³porozumiewaæ siê z napotkanymi istotami w ich jêzyku, biega³szybciej ni¿ amerykañscy Murzyni, p³ywa³ lepiej ni¿krokodyl.I zna³ sztuczki, do których kosmonauci mogli siê uciekaæna obcych planetach.Rozmyœlaj¹c o mo¿liwoœciach ratunku, kosmita przypomnia³sobie jedn¹ tak¹ sztuczkê, która mog³a mu pomóc, jeœlimieszkañcy Ziemi byli sk³onni do powszechnego w Galaktycegrzechu czy, powiedzmy raczej, s³aboœci.Nale¿a³o to sprawdziæ.Rozmyœlaj¹c w ten sposób, kosmita wszed³ do WielkiegoGuslaru.Na przedmieœciach króluj¹ jednopiêtrowe domki, ale imbli¿ej centrum, tym domy s¹ wy¿sze, osi¹gaj¹c w centrumwysokoœæ czterech piêter.Pomiêdzy domami stoj¹ cerkwie, które przetrwa³yantyreligijn¹ propagandê, ulicami je¿d¿¹ rowerzyœci imotocykliœci.Mercedesów kosmita nie zauwa¿y³, chocia¿ zna³siê na markach ziemskich samochodów.Kieruj¹c siê w stronê centrum, przybysz studiowa³lokalizacjê sklepów i sklepików [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •