[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W przewidywaniu tych atrakcji zakupiono wiele rolek filmów.Gdy Japończycy nie wrócili ze swojej wyprawy w wyznaczonym czasie, rozpoczęto intensywne poszukiwania, w których wykorzystano ultralek-kie samoloty, poduszkowce, skify i łaziki bagienne.Gubernator Dick Arte-mus wysłał nawet do pomocy dwa stanowe śmigłowce (był to nader skromny gest, zważywszy, że w dniu objęcia urzędu otrzymał bezpłatne członkostwo Ocean Reef).Tymczasem odpowiedzialni za turystykę oficjele z Florydy zastanawiali się ponuro, ile tysiącleci ten sektor gospodarki będzie odzyskiwał siły, jeżeli trzeba będzie ogłosić, że dwunastu zagranicznych biznesmenów wysokiej rangi zostało pożartych przez krokodyle - lub zginęło w równie przerażających okolicznościach - gdy spędzali wakacje w „Słonecznym Stanie".Oficjalnie władze lansowały teorię, że japońscy goście „zgubili się" w systemie cieków wodnych płynących wśród mangrowców, ale reporterzy rozmawiali z wieloma przedstawicielami miejscowej ludności, którzy sceptycznie podchodzili do tej wersji, a jednocześnie bardzo chętnie się zgadzali, by ich cytowano.Nawigacja po Steamboat Creek była równie skomplikowana, jak na Międzystanówce 95, ale na pewno tysiąc razy bezpieczniejsza.Obawy, że turyści padli ofiarami jakiejś nieczystej gry, spotęgowały się z chwilą znalezienia zaginionych kanadyjek.Łódki były podziurawione jak sito pociskami 1 powiązane razem niebieską linką narciarską.Zawieszono j e pod mostem Card Sound, gdzie kołysały się i kręciły wysoko nad Wewnętrzną Drogą Wodną ticzym ozdobny ogon latawca.Do chwili przybycia policji, która pospiesznie Przecięła linę, przepływający tamtędy ludzie zatrzymywali się, by robić zdjęcia.Po odnalezieniu postrzelanych łodzi zgasły właściwie wszelkie nadzieje, że dyrektorów MatsibuCom uda się odnaleźć całych i zdrowych.Wszystko wskazywało teraz na to, że zostali porwani albo przez psychopatów, albo przez terrorystów - co z reklamowego punktu widzenia było o wiele groźniejsze niż zwykły atak krokodyla.Prywatnym odrzutowcem przybyła z surowymi minami grupa z japońskiego konsulatu w Miami i zatrzymała się w Ocean Reef, gdzie otrzymała zespół pokoi od strony nabrzeża oraz nieograniczony limit rozmów międzynarodowych i międzymiastowych.Tymczasem w Waszyngtonie grupa specjalistów FBI z zakresu medycyny sądowej spakowała już rzeczy przed odlotem na Florydę - czekano tylko na telefon z ponurą wiadomością o odnalezieniu rozkładających się zwłok.A wtedy dwunastka japońskich kajakarzy zaskoczyła wszystkich.Pojawili się bowiem żywi, cali, zdrowi i małomówni.O świcie 30 kwietnia pracownicy MatsibuCom siedzieli w wyczarterowanym gulfstreamie 5i lecieli z powrotem do Tokio.Miejscowa prasa wyeksploatowała w pełni temat „zabłąkanej ekowycieczki", ale wobec braku relacji bezpośrednich uczestników (lub ich ciał) cała sprawa szybko zniknęła z łamów prasowych.Porucznik Jim Tile usłyszał o niej, zanim informacja pojawiła się w telewizji, ponieważ stanowa drogówka oddelegowała do poszukiwań ważnych gości pięciu funkcjonariuszy z patroli drogowych oraz najlepszy zespół K-9.Odnalezienie kanadyjek - a także dramatyczny sposób ich zniszczenia i wy-eksponowania - potwierdziły podejrzenia, jakie Jim Tile miał na temat incydentu na Steamboat Creek.Liczył na to, że Japończycy zachowają milczenie i dzięki temu żaden inny przedstawiciel władz niczego nie skojarzy.Dick Artemus najwyraźniej nie miał żadnych podejrzeń.Z kolei Jim Tile w czasie krótkiego spotkania w Tallahassee zupełnie świadomie nie podzielił się z nim swoją teorią na temat porwania ekowycieczki.Jednakże tego popołudnia policjant zadzwonił na numer poczty głosowej, wykorzystywany do wymiany wiadomości pomiędzy nim a przyjacielem - dawno temu urzędującym gubernatorem - i z irytacją przekonał się, że nie ma połączenia.Wobec tego spakował torbę podróżną, pocałował na do widzenia Brendę i nie zatrzymując się nigdzie, ruszył na południe, właściwie przez całą długość stanu.Gdy dotarłdo wartowni klubu Ocean Reef w North Key Largo, słońce już od godziny wisiało na niebie.Wpuścił go na teren klubowy młody, opryskliwy ochroniarz, który najwyraźniej oblał symboliczny egzamin z czytania i pisania, jaki należało zdać, by móc wstąpić do policji.Strażnik niechętnie odprowadził gościa do biura zarządu klubu, gdzie Jim Tile przedstawił list polecający od prokuratora generalnego, a wtedy pozwolono mu obejrzeć rolkę filmu znalezioną w pozostawionej przez jednego z Japończyków torbie na sprzęt fotograficzny.Film został wywołany i przeniesiony na czarno-białe stykówki przez pracownika technicznego z miejscowego biura szeryfa, który najwyraźniej nie docenił jego wartości dowodowej.Na trzydziestu pięciu z trzydziestu sześciu klatek na pierwszym planie widniał rozmazany palec - zjawisko występujące nader często, gdy małoobrazkowy aparat fotograficzny dostaje się w ręce łatwo podniecającego się turysty.Jednakże zdaniem Jima Tile'a to, co widniało na zdjęciach ze Steamboat Creek, nie przypominało zabłąkanego paluszka kruchego japońskiego biznesmena, ale raczej solidny, owłosiony, zagięty i podrapany środkowy palec liczącego sobie sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu anglo-amerykańskiego pustelnika obdarzonego szalonym poczuciem humoru.Ostatnie zdjęcie na filmie, jedyne, na którym nie uwieczniono palca, było dla policjanta w równym stopniu interesujące.Odwrócił się do ślima-kopodobnego ochroniarza i zapytał:- Czy klub ma łodzie do wypożyczenia? Bardzo odpowiadałby mi skif.- Mamy w porcie jachtowym trzyipółmetrową łódź [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •