[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwykle nie lubi się kogoś, kto wzbudza w nas strach.Poinformowałam go, że wystawiamy warty i jeśli tylko mu to odpowiada, jest mile widziany.Wzruszył ramionami i miękkim, lecz chłodnym głosem skwitował:– Jasne.Pewnie.Więc zostanie z nami.Chce tego jego córka i częściowo także on sam – a jednak coś jest nie tak.Nie chodzi tylko o zwykłą ostrożność w drodze.Jak sądzę, Grayson i jego córka także byli niewolnikami.Mimo to – całkiem zasobny z niego biedak.Ma dwa śpiwory, jedzenie, wodę i gotówkę.Według moich przypuszczeń musiał to z kogoś ściągnąć – z żywego lub martwego.Skąd domysł, że był niewolnikiem? Po prostu w tej swojej dziwnej niepewności aż za bardzo przypomina mi Emery.No i są jeszcze Doe i Tori, które chociaż zupełnie niepodobne, dogadują się i rozumieją, jakby były siostrami.Zgoda: wśród małych dzieci to się zdarza i wcale nie musi cokolwiek znaczyć – wystarcza wspólne przebywanie.Tylko nigdy nie widziałam takiej pary, która gdy coś je przestraszy, ma podobny nawyk padania na ziemię i zwijania się w pozycji płodowej.Dokładnie to zrobiła Doe, kiedy potknęła się i upadła, a Zahra podeszła do niej sprawdzić, czy się nie potłukła.Jej ciało odruchowo skuliło się w drżący kłębek.Czy była to ta sama reakcja, o której wspominały Allie i Jill: odruch człowieka, który spodziewa się bicia i kopania – pozycja obronna, sygnalizująca zarazem uległość i posłuszeństwo?– Coś jest nie tak z tym facetem – odezwał się Bankole, zerkając na Graysona, gdy wreszcie leżeliśmy obok siebie.Byliśmy już po kolacji, wysłuchaliśmy prawie całej opowieści Emery, trochę pogadaliśmy – jednak wszyscy czuliśmy się bardzo zmęczeni.Travis i Jill pełnili wartę, ja chciałam jeszcze uzupełnić zapiski, a Bankole’owi, któremu wypadła dopiero wczesna ranna warta z Zahrą, zebrało się na gadanie.Usiadł przy mnie i szepnął mi prosto w ucho – tak cicho, że gdybym się choć trochę odsunęła, nie usłyszałabym ani słowa:– Ten Mora to straszny nerwus.Skacze, jak tylko ktoś się do niego zbliży.– Według mnie on też był czyimś niewolnikiem – odpowiedziałam takim samym szeptem.– Pewnie przeżył też gorsze rzeczy, ale to najbardziej rzuca się w oczy.– Więc ty też zauważyłaś.Objął mnie ramieniem.– Zgadzam się.I na niego, i na małą – oświadczył z westchnieniem.– Widać też, że nie pała do nas miłością.– Nie ufa nam.Bo niby czemu? Jakiś czas będzie trzeba mieć na oku całą tę czwórkę.Są.dziwni.Którejś nocy może strzelić im do łba, żeby porwać nam parę plecaków i dać nogę.Albo zaczną znikać różne drobne rzeczy.Coś takiego bardzo pasuje do tych dzieciaków.Tak czy siak, ich rodzice przystali do nas ze względu na swoje córeczki.Dopóki będziemy je chronić i dobrze traktować, dopóty rodzice będą wobec nas lojalni.– Wygląda na to, że po cichu szykują nam nowe niewolnicze podziemie – zauważyłam.– Wracamy do niewolnictwa, i to o wiele gorszego, niż prorokował mój ojciec, a już na pewno dużo prędzej.Tato przewidywał, że jednak trochę czasu minie, zanim do tego dojdzie.– Nic nowego pod słońcem – stwierdził, układając się wygodnie przy mnie.– Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy jeszcze byłem studentem, słyszało się o hodowcach, którzy robili to samo – to znaczy: trzymali robotników wbrew ich woli i zmuszali do pracy za darmo.Latynosów w Kalifornii, Latynosów i Murzynów na Południu.Raz od wielkiego dzwonu ktoś dostawał za to wyrok i szedł do więzienia.– Ale Emery mówiła, że powstało nowe prawo – i że dopiero od niedawna można legalnie zmuszać ludzi oraz ich dzieci do odpracowywania długów, w które są nieuchronnie, programowo, wpędzani.– Możliwe.Trudno już się rozeznać, w co wierzyć, a w co nie.Bardzo prawdopodobne, że politycy wymyślili jakąś ustawę, którą można wykorzystać do podtrzymania niewolnictwa za długi, jednak o niczym takim nie słyszałem.Z drugiej strony, ktoś na tyle brudny, żeby trzymać niewolników, bez oporów pójdzie i na to, aby łgać w żywe oczy.Zdajesz sobie sprawę, że synów tej kobiety przehandlowano jak bydło – i to pewnie do prostytucji.Kiwnęłam głową.– Ona też to wie.– Tak.Wielki Boże.– Coraz większa degeneracja.Urwałam na chwilę.– Ale wiesz co? – podjęłam.– Jeśli uda nam się przekonać tych eksniewolników, że z nami staną się wolni, mówię ci: nikt nie będzie walczyć o zachowanie tej wolności bardziej zawzięcie niż oni.A propos walki: potrzeba nam więcej broni.I musimy być bardzo ostrożni.Droga robi się coraz niebezpieczniejsza.Musimy naprawdę uważać, zwłaszcza na dziewczynki.– Oho, już one wiedzą, jak być cicho.Ruszają się jak dwie trusie, szybko i bez hałasu.Dzięki temu jeszcze żyją.24Poznaj Boga:Niech twoja praca,nauka,plany i czynyBędą modlitwą.Módl się w tworzeniu,w uczeniu innych,w zdobywaniu celu.Módl się, pracując.Módl się, by skupić myśli,uśmierzyć lęki,utwierdzić się w celu.Poważaj Boga.Kształtuj Boga.Módl się działaniem.„Nasiona Ziemi: Księgi Żywych”PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2027Rano spędziliśmy trochę czasu, czytając wybrane strofy „Nasion Ziemi” i dyskutując o nich.Było to takie uspokajające zajęcie – prawie jak nabożeństwo w kościele.Wszyscy potrzebowaliśmy czegoś, co nas pokrzepi i doda otuchy.Nawet nasi nowi znajomi włączyli się, zadając pytania, snując głośne rozważania, odnosząc poszczególne wersety do własnych przeżyć i doświadczeń.Bóg jest Przemianą i, w ostatecznym rozrachunku, naprawdę jest górą.A jednak człowiek ma coś do powiedzenia, jeżeli chodzi o wybór czasu i celu tego ostatecznego rozrachunku.Właśnie tak.To był okropny tydzień.Wczorajszy i dzisiejszy dzień przeznaczyliśmy na odpoczynek.Być może jutro też zrobimy sobie wolne.Nie wiem jak inni, ale ja chciałabym.Wszyscy jesteśmy chorzy, umęczeni i w żałobie – jednak mimo to czujemy się zwycięscy.Niecodzienny stan.Myślę, że to dlatego, iż większość z nas jeszcze żyje.Jesteśmy gromadką ocalałych.Z drugiej strony, przecież nigdy nie byliśmy niczym innym.Oto co się stało.We wtorek, podczas południowego postoju, nasze dwie dziewczynki, Tori i Doe, oddaliły się od grupy, żeby się załatwić.Razem z nimi poszła Emery, która jak gdyby mimochodem zaczęła roztaczać też opiekę nad małą Doe.Poprzedniej nocy ona i Grayson Mora wymknęli się razem z obozu i nie było ich przeszło godzinę.Harry i ja mieliśmy właśnie wartę i widzieliśmy, jak odchodzą.Od tamtej pory stanowią parę, ale trzymają się na dystans od całej reszty.Dziwni ludzie.No więc Emery zabrała dziewczynki, żeby się załatwiły – całkiem niedaleko.Zaraz za pagórek – tak aby zniknąć z widoku za kępą zwiędłych krzaków w wysokiej wysuszonej trawie.Reszta rozsiadła się, aby pojeść i popić, pocąc się w marnym cieniu na wpół uschłego dębowego zagajnika.Okaleczonym drzewom brakowało większości gałęzi – niewątpliwie poszły na opał.Wodziłam wzrokiem po pokancerowanych pniach, kiedy rozległ się krzyk.Najpierw były to wysokie, cieniutkie i ostre jak igiełki piski dziewczynek; zaraz potem usłyszeliśmy, jak Emery woła o pomoc.Na koniec doleciał nas męski głos, miotający przekleństwa.Niewiele myśląc, niemal wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi i popędziliśmy tam, skąd dochodził hałas.Już w biegu przytrzymałam za ręce Harry’ego i Zahrę, polecając im gestem, aby przypilnowali naszych plecaków oraz Allie i Natividad, które zostały z chłopcami.Harry miał strzelbę, a Zahra berettę.Oboje strasznie się na mnie oburzyli, ale w końcu mnie posłuchali i zawrócili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •