[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stałna plaży pośród gromady penitencjarnych bab.Sten i Alex mieli na sobie mundury służbywięziennej, więc nic dziwnego, że Chetwynd cieszył się, widząc ich mizerię.Swoją drogą,interesujące, jak udało mu się wydostać z więziennej planety? A jeszcze ciekawsze: jakim cudem sam został klawiszem?- Dobra, Horatio.Tym razem ci darujemy.Ale jak znów coś wywiniesz, to tyłek odejdzie ci od kości!- Dziękuję, sir - powiedział nieco zdumiony Sten.Cloric chciał zaprotestować, ale Chetwynd uciszył go uniesieniem dłoni.- Posprzątaj ten bałagan - nakazał Stenowi.- Złącza ponownie przepuść przez kontrolę.Sten wziął się gorliwie do roboty, a Chetwynd odprowadził Clorica na bok.- Czemu nie pozwolił go pan ukarać? - spytał strażnik.- Zasłużył sobie.- Może.Mam do ciebie prośbę.Pilnuj tego jeńca, ale go nie tykaj.Zrobisz to dla mnie?Cloric przytaknął.Nie rozumiał, o co chodzi, i wcale nie pragnął się dowiadywać.Akierownikiem zmiany wciąż targały wątpliwości.Gliniarz.Zupełnie bez sensu.Chyba żeby.Chetwynd zamierzał osobiście zbadać tę sprawę.L’n mruczała sobie pod nosem ulubioną kołysankę.Praca, chociaż monotonna, nie była wcaletaka zła.Gdy dziewczyna usłyszała, że ktoś wchodzi do laboratorium, tak się wystraszyła, że w pierwszym odruchu wygasiła wszystkie światła i czmychnęła do kąta.Jednak tamten, miast obijać się w ciemności, stanął tuż za progiem i wyszeptał imię tutejszej pracownicy.Kiedy w końcu odpowiedziała, bez wahania podszedł bliżej.Zupełnie jakby widział w mroku nie gorzej niż L’n.Horatio okazał pełne zrozumienie dla lęku Karryjki.Porozmawiał chwilę o sztuce operowaniaświatłem oraz o geometrii.Powiedział, że słyszał o obrazach L’n, chociaż nie zdarzyło mu się nigdy żadnego widzieć.Obiecał pomóc jej urządzić w więzieniu pracownię.Poprosił też o przysługę.Nie w zamian.L’n wiedziała, że warsztat twórczy powstanieniezależnie od tego, co sama zrobi.Czy ufała Horatiowi? Jakże inaczej, skoro on obdarzył ją zaufaniem? Wyznał, kim jest.Oddałswoje życie w ręce L’n.Prośby Iksa dotyczyły dość niebezpiecznej działalności.L’n miała zostać fałszerzem.Podrabiać rozkazy, karty identyfikacyjne i wiele innychpapierków przydatnych jeńcom po udanej ucieczce.Sama nie mogła uciekać.W pełnym blasku tutejszego słońca poruszałaby się jak ślepiec.Hansen powiedział.Nie.Nie Hansen, poprawiła się w myślach.Ale ja głupia.Horatiopowiedział, że Wielkiemu Iksowi także nie wolno zbiec.Bada pracować razem i pomagać innym.Taka perspektywa wyglądała całkiem nieźle.Równie sensownie przedstawiała się drugaprośba.Też wiązała się z pewnym niebezpieczeństwem, ale nie aż tak wielkim.Horatio chciał, żeby puszczała tyle braków, ile tylko zdoła.Z miłą chęcią.L’n już wcześniej o tym myślała, alepowstrzymywał ją strach.Od kiedy poznała Horatia, już się nie bała.Rozdział siedemnastyBrama wewnętrznego dziedzińca stanęła otworem i Avrenti, major służb bezpieczeństwa,spojrzał na krążących po placu więźniów.W tej samej chwili zadziałał “trójkąt wczesnego ostrzegania”, jeden z elementów systemuchroniącego przygotowania do ucieczki.Najpierw siedzący na stołku sierżant sztabowy Isby pochylił się i odwinął płachtę bandaża, aby i kikut nogi mógł powygrzewać się trochę na mdłym słoneczku.Następnie spędzający miło czas na balkonie pięterka kapral Morrison stracił naglezainteresowanie dla właśnie czytanej propagandowej broszury i wypuścił pisemko z rąk.Chwilę potem stojąca w głębi dziedzińca major F’rella podkuliła jedną z macek pod siebie(znaczy: wchodzi kolejny Tahnijczyk) i uruchomiła drugi mózg, aby zanucić archaiczną ziemską melodyjkę skomponowaną dawno temu przez kogoś imieniem Weill.Używając ledwie sześciu (zośmiu posiadanych) miechów płucnych, uzyskała całkiem miłe, polifoniczne brzmienie.Dyżurujący w kuchni technik Bleves jęknął rozdzierająco, niewątpliwie skutkiem oparzeniadłoni o uchwyty uniesionego kociołka, i z całym impetem opuścił naczynie na kamienną podłogę.Głuchy huk przebiegł przez cały dziedziniec.I już.- Niech nas Jedyny ma w swojej opiece - szepnął Cristata.- Nie traćmy czasu.Markiewicz natychmiast cisnęła łopatę pod ścianę przodka i zaczęła się wycofywać.Jakwszyscy szanujący się tunelowcy, pracowała nago.Był to jedyny sposób, aby nie wzbudzićpodejrzeń strażników podczas niespodziewanej inspekcji.Brudne ubranie nie dawało takich szans.Cristata schwycił wystające z dziury nogi i pociągnął dziewczynę ku najbliższej “stacjiprzesiadkowej”, czyli rozszerzeniu tunelu.Tam przyjrzał się nagusce.Zawsze go ciekawiło, czemu co bardziej religijni ludzie okazywali takie zażenowanie na widok nie ubranego ciała.Naglezrozumiał.Oczywiście.Te istoty pojmowały, jak nieprzyzwoicie natura je wyposażyła.Wstydziły się, że nie mają własnego futra.Cristata podziękował Jedynemu za oświecenie i postanowił przemyśleć sprawę podczaskolejnej sesji modlitewnej.Zaraz potem pospieszył tunelem za Markiewicz.Dziewczyna dobiegła do wyjścia, czym prędzej narzuciła mundur i wspięła się na górę.Dopasowane płyty posadzki uniosły się na chwilę i opadły.Zaraz też dwaj żołnierze wysypali w tym miejscu kosz silnie pachnących korzonków, a następnie zaczęli pilnie je obierać.Szykowali kolację.Sorensen montował osiemnastą szybę, gdy ktoś kopnął w drzwi.Płyta błyskawiczniepowędrowała z powrotem na stół, a służący dotąd dobrą radą Kraulshavn zaczął gwałtowniegestykulować i skłaniać do pośpiechu.- Tahnijczycy nadchodzą.Żeby to!Klarulshavn pociągnął za zwisający mu koło nosa sznurek.Okrywające stanowisko pracymaterace stanęły otworem.Zewsząd posypał się kurz.To, nad czym się biedzili, wymagało wręcz sterylnej czystości.Gdy znów wezmą się do dzieła, będą musieli zacząć od parugodzinnego sprzątania i pucowania.Obaj wymknęli się na korytarz i zamknęli za sobą drzwi.Stojący na czujce umyślny zamknąłje na klucz i za pomocą małego mieszka napylił na klamkę nieco kurzu.Ponadto opuścił zwisające przy framudze przewody.To ostatnie na wypadek, gdyby Tahnijczycy sprawdzali wnętrzedetektorami ciepła.Drut, niemal całkowicie pozbawiony izolacji, ocierał się o stalowe drzwi, chwilami nawet iskrzył.Obrazu dopełniały starannie wymalowane na metalu ślady wcześniejszych przypaleń.Krótkie zwarcie daje dość ciepła, by wytłumaczyć anomalię.Umyślny nie wiedział, co właściwie tych dwóch robi tyle czasu w pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •